środa, 25 listopada 2015

PRZEPROSINY / INFORMACJA

Jak zdążyłyście zauważyć nie ma rozdziału już od dłuższego czasu. Przepraszamy was za to bardzo ale niestety jesteśmy zawalone nauką że nie ma na nic czasu. Gdy tylko znajdziemy chwilę obiecujemy, że dodamy rozdział. Mamy nadzieję, że będziecie dalej czytać. :)

niedziela, 18 października 2015

Rozdział 23

-Dzień dobry kochanie- tym szeptem do ucha obudził mnie.. Adrian! Zobaczyłam jego uśmiechniętą twarz, obok mojej. Odwzajemniłam się tym samym. Po chwili chłopak podał mi tacę ze smakowitym śniadaniem: naleśniki z truskawkami, sok pomarańczowy, róża wetknięta w mały flakonik. Rozkoszowaliśmy się tym miłym porankiem.
-Co dziś robimy skarbie?-zagadnęłam.
-A na co ma moja cudowna narzeczona ochotę?-zalotnie się uśmiechnął.
-Ty wiesz dobrze co.-Wystawiłam mu język.
-Obiecałaś że już nigdy nie wspomnisz o siatkówce!-Wstał oburzony.-Tak mają wyglądać złożone przez Ciebie obietnice?-Krzyczał na mnie.
-Ale..
-Żadnego ale! Po tym jak ten kretyn Conte chciał mnie pobić, a potem sam zginął to...
Obudziłam się z krzykiem! Na szczęście to był tylko sen, a raczej koszmar! Nikogo nie było przy mnie, Facu gdzieś poszedł. Skuliłam się pod kołdrą i rozpłakałam się. Za dużo się dzieje ostatnio.
-Skarbie..?-usłyszałam głos Conte i poczułam uginający się materac.-Co się stało..?
Nie odpowiadałam.
-Paulinka..?-nie dawał za wygraną. Ściągnął ze mnie kołdrę. Patrzył takim zatroskanym wzrokiem.
-Nic, po prostu zły sen..-łzy dalej mi spływały po policzkach.
-Ale już minął.-Przysunął się do mnie i objął ramieniem.-Nie myśl o tym, tylko opowiadaj ze szczegółami jak przebiegła wizyta u lekarza-uśmiechnął się pogodnie.
-Emm.. W sumie to się dużo nowego nie dowiedziałam, bo wiem co mi jest. Ale jutro mam pierwszy zastrzyk i zaczynam leczenie.
-To cudownie!-przytulił mnie mocniej i pocałował w czoło.-Wiedziałem że nam się uda.
-A tak a propos tej wizyty. Czemu zapłaciłeś? Przecież obiecałeś, że sama będę płacić.
-Ja?-udawał, że nie wie o co chodzi.-O czym ty mówisz?
-Oj Conte, Conte.. Jesteś kochany-pocałowałam go.
-To chyba za wszystkie wizyty Ci muszę zapłacić, jak taka nagroda mnie czeka-zaśmiał się.
-Więc to ty!
-Chodź już na śniadanie. Co Ci zrobić?
-Wszystko tylko nie naleśniki.
-Oookej.-Popatrzył lekko zdziwiony na mnie, ale bez zbędnego gadania wyszedł z pokoju.
Poszłam pod prysznic. Musiałam się jakoś wybudzić i zapomnieć o nieprzyjemnych wydarzeniach z wczoraj. Ciepła woda zmyła wszystko ze mnie i już w lepszym humorze poszłam na śniadanie. A Conte przygotował.. gofry!
-A tobie wolno takie rzeczy jeść?-Popatrzyłam na niego.
-Czemu by nie..?
-Bo jesteś SPORTOWCEM. Jakaś dieta czy coś. Nic Ci to nie mówi?
-Eee tam. Raz na jakiś czas mogę zjeść słodkie śniadanie z moją ukochaną.
-Zaczynam się Ciebie bać.
-Czemu?-zapytał zdziwiony.
-Jesteś za dobry dla mnie. To..
-Siedź cicho. Po prostu Cię kocham i tyle-wyszczerzył się.-Siadaj i jedz.
Facu postawił na stole jeszcze ciepłe gofry, a do tego Nutellę, dżem brzoskwiniowy i bitą śmietanę w spayu. Taką ilość kalorii to w rok nie spalę! Ale nic się już nie odzywałam tylko usiadłam i razem zjedliśmy śniadanie.
A po posiłku pojechaliśmy autem Conte na trening. Chłopaki wylewali z siebie siódme poty, musieli poprawić swoją skuteczność, bo nie wszystkie mecze im wychodziły koncertowo.
Siedziałam jak zwykle na swoim stałym miejscu. W pewnym momencie przysiadł się do mnie mój dzisiejszy koszmar. Wystraszyłam się na jego widok. Chciałam odejść ale mnie złapał za rękę.
-Zaczekaj-wyszeptał.
Przeszedł mnie dreszcz. Nie potrafiłam na niego spojrzeć. Błagalnym wzrokiem patrzyłam w stronę trenujących siatkarzy. Żaden akurat nie patrzył! Jak na złość.. Nie wiedziałam co robić. Serce waliło mi jak oszalałe, tylko.. czy to ze strachu, czy może na wspomnienie wszystkich chwil z Adrianem. Poczułam, że łzy napływają mi do oczu.
-Porozmawiajmy..-błagał.
-Skąd w ogóle wiedziałeś gdzie będę?
-Nie ważne. Paula, proszę..
-Co chcesz ode mnie?
-Możemy porozmawiać? Chcę wiedzieć co u Ciebie, co się działo z Tobą..
-Ja jakoś nie chcę wiedzieć co się z TOBĄ działo. Jak mogłeś..?-ze łzami w oczach na niego patrzyłam.
-Przepraszam, nie wiedziałem jak długo będę siedzieć. Chciałem żebyś Ty dalej żyła, a nie czekała na mnie.
-Adrian.. Ale..
-Przepraszam bardzo!-odezwał się manager Skry, który obserwował trening siatkarzy.-Ale to trening zamknięty. Nie powinno pana tu być-zwrócił się do Adriana.
-Oczywiście, rozumiem. Już znikam-odpowiedział.-Daj mi szansę.-Wyszeptał do mnie.
-Może..
Adrian ostatni raz popatrzył na mnie i zszedł z trybun kierując się do wyjścia. Zaczerpnęłam głęboko powietrza i wróciłam do oglądania siatkarzy. Conte stał i się mi dziwnie przyglądał. Udałam, że nie znam "gościa co był przed chwilą koło mnie" i wzruszyłam tylko ramionami. Chyba to nie bardzo przekonało siatkarza, ale wrócił do treningu. Nie mógł się w ogóle skupić. Widać to po nim było. Falasca się mocno na niego denerwował, aż w końcu wysłał go do szatni. Facu idąc się przebrać, kiwnął na mnie ręką. Wolałam już sobie bardziej nie grabić i poszłam za nim. Weszłam zaraz za nim do szatni. Conte zdążył już ściągnąć koszulkę, więc miałam okazję znów zobaczyć jego wyrzeźbioną klatę.
-Kto to był?-od razu się odezwał.
-Bo ja wiem.. Jakiś gościu wypytywał o Was, ale spokojnie, nic mu nie powiedziałam.
-Paula, kłamiesz.
-Co? Zgłupiałeś do reszty.-Odwróciłam się i chciałam wrócić na trybuny.-Ochłoń trochę siatkarzyku.-Wystawiłam mu język i zniknęłam za drzwiami.
Bałam się, że mógł coś wyczuć, ale starałam się być przekonująca. Wróciłam na trybuny. Chłopaki kończyli się rozciągać, więc miałam wkroczyć do roboty. Wymasowałam kilku siatkarzy i razem z Conte wyszliśmy z hali. Na ławeczce przed budynkiem siedział Adrian. Modliłam się w duchu, żeby tylko nie podszedł do nas. Chyba wiedział że nie ma to sensu, więc siedział dalej.
-Do mnie czy do ciebie?-zapytał Facu.
-Wiesz..
-Chcesz mnie spławić?
-Jasne-zaśmiałam się.-A tak serio łeb mnie boli i położyłabym się. Nie masz nic przeciwko?
-Co ty.-Pocałował mnie w czoło.-Chodź, podrzucę Cię do mieszkania.
-Daleko nie mam. Dotlenie się po drodze.
-Ewidentnie chcesz się mnie pozbyć.-Patrzył na mnie podejrzliwie.
-Nie dramatyzuj. Zobaczymy się na popołudniowym treningu.-Pocałowałam go i ruszyłam w stronę swojego mieszkania, a Conte do auta. Z piskiem opon ruszył z miejsca, szczerząc się jeszcze do mnie przez szyby samochodu.
Szłam przez park. Wiedziałam, że w każdej chwili może do mnie dołączyć Adrian. Tak też się stało.
-Teraz możemy pogadać?-stanął przede mną.
-Chyba nie mam innego wyjścia.

---------------------------------------------------------------------------------------
dawno nas nie było, ale postanawiamy poprawę! musicie nam wybaczyć, szkoła, studia i te sprawy ;)
i podwyższamy poprzeczkę: 14 komentarzy= nowy rozdział :)
czytajcie, oceniajcie, komentujcie :D

poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział 22

-Porozmawiamy? Prooszę.-Usłyszałam za sobą.
-Zostaw mnie. Ty nie żyjesz-miałam łzy w oczach. To nie mogło być prawdą.
-Paulinko.. Mogę Ci wytłumaczyć wszystko-złapał mnie za rękę.
Popatrzyłam w jego oczy. Wróciły wszystkie wspomnienia. Wszystkie spędzone chwile, spędzone razem. Nie chciałam powtórki.
-Paula..-patrzył cierpliwie na mnie.
-Nie! Nie chcę! -coraz bardziej byłam rozgoryczona.-Ale skąd się tu wziąłeś? Przecież.. ty nie żyjesz!
-Paulina, daj wytłumaczyć.
-Cudowne zmartwychwstanie?!-Czułam spływające po moich policzkach łzy.
-Nie, to nie tak.
-A jak?! Zostaw mnie..-odeszłam od niego.
Nie myślałam w tym momencie racjonalnie. Zostawiłam swoje auto i zdziwionego chłopaka i ruszyłam przed siebie. Po kilkunastu krokach Adrian złapał mnie za rękę.
-Błagam. Poświęć mi 10 minut.
-Co się z Tobą działo przez te lata? Przecież popełniłeś samobójstwo w więzieniu, więc jak..? Ty żyjesz..-ostatnie słowa powiedziałam ledwo słyszalnie.
-Paulina-kiedyś uwielbiałam jak wypowiadał moje imię.-Zrozum, to nie tak miało być-chwycił moją twarz w dłonie.
-A jak..?-pytałam z rezygnacją w głosie.
-Nie dostałem kilkunastu lat więzienia. Dostałem 7, ale po 5 wyszedłem za dobre sprawowanie.
-A samobójstwo..?
-Nie było. Wszystko zostało uknute.. Nie chciałem, żebyś zmarnowała sobie przeze mnie życie. Zrozum, kochałem Cie. Dalej kocham..
-Jakbyś mnie kochał, nie zrobiłbyś czegoś takiego!!-wybuchnęłam.
-Chciałem żebyś ułożyła sobie życie. Z kimś dobrym, normalnym. Kimś kto Cię bezwarunkowo pokocha.
-Mówiłeś, że mnie kochasz.. Chciałam z Tobą ułożyć sobie życie.. Kochałam Cię, ufałam Ci..
-Maleńka. Nie wiedziałem, że tu będziesz. Liczyłem, że się nigdy już nie spotkamy.
-I tak będzie. Nie zobaczymy się już nigdy. Nie kontaktuj się ze mną. Dla mnie nie żyjesz!-Ruszyłam z powrotem do mojego auta. Wsiadłam do środka, odpaliłam silnik, ale nie potrafiłam ruszyć.
W końcu się przemogłam i odjechałam. Po 15minutach byłam znów pod swoim blokiem. Weszłam do mieszkania i rzuciłam się na łóżko. Nie mogłam powstrzymać spływających łez. Dzień, który dawał nadzieję, zmienił się w najgorszy w moim życiu. Chciałam móc się teraz do kogoś przytulić, komuś wyżalić.. Conte był tak daleko, a rozmową przez telefon nie będę go męczyć.
Miałam mętlik w głowie. Jak on mógł mi coś takiego zrobić?! Jak mógł upozorować własną śmierć?! Jak mógł mnie tak skrzywdzić..? Dlaczego..?
-Kochanie już jestem!- Usłyszałam krzyk z korytarza.- A co ty, spałaś?- Zapytał zdziwiony wchodząc do sypialni. Z tego wszystkiego nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam. Spojrzałam na zegarek w telefonie, który wskazywał 21.30
-No tak jakoś..-odparłam smutnym głosem.
-Ale jestem zmęczony.. Mecz z Soviakami potrafi wymęczyć ale na szczęście wygraliśmy!
-Aha, no to super..-wysiliłam się na uśmiech.
-No a jak mi piłki dzisiaj dobrze siadały, Nico mi idealne wystawiał..nawet statuetkę dostałem - Conte mówił jak najęty, a ja robiłam dobrą minę do złej gry.- W ogóle Winiar jak wszystkim nerwów napędził to Ci mówię... Była piłka setowa, Tille nie przyjął dokładnie i piła leciała w trybuny a Michał za nią! Przeskoczył przez bandy, piłka wróciła na boisko, Wlazły zaatakował i wygraliśmy seta.. patrzymy, a obok Michała cały sztab lekarski! Na szczęście zacisnął zęby i grał dalej..- Emocjonował się jakby nadal był na meczu.. mało go rozumiałam i słuchałam, bo w głowie miałam co innego- Idę się myć kotek.- Wstał i wyszedł..
-Super kuźwa..-mruknęłam i z powrotem położyłam się do łóżka. Z moich oczu nadal płynęły łzy, a w głowie pojawiły się myśli czy by jednak nie wysłuchać Adriana.. jestem ciekawa co ma mi do powiedzenia? Jak wyglądało jego życie po wyjściu z więzienia? Jak sobie poradził i teraz wygląda na normalnego, szczęśliwego faceta? Z tymi i wieloma innymi myślami usnęłam.

------------------------------------------------------------------------------------------------------
ej no ejj! co jest? tylko trzy komentarze pod ostatnim postem..? :( jak nie będzie więcej to się obrazimy! ;) więc.. 10komentarzy = kolejny rozdział :)
a co do samego rozdziału..? co sądzicie? czekamy na opinie :)

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 21

Nazajutrz obudziłam się sama w łóżku. Spojrzałam na telefon, było grubo po 10. Leniwie wstałam, rozejrzałam się po pokoju. Wszędzie leżały nasze ubrania z wczoraj. Na wspomnienie wspólnego prysznica roześmiałam się. Złapałam do ręki koszulkę Conte i założyłam ją na siebie. Lubiłam chodzić w męskich koszulkach, jeszcze do tego zapach jego perfum.. Rozpływałam się.
Skierowałam swoje kroki do kuchni, gdy tylko uchyliłam drzwi z pokoju dotarł do mnie słodki zapach. Zdziwiona ruszyłam prosto za cudowną wonią. Przy kuchence, w rytm muzyki poruszał się Facu, smażąc naleśniki. Podeszłam bliżej niego.
-Eee.. Co ty tworzysz?-odezwałam się.
-Śniadanie dla mojej cudownej dziewczyny-zbliżył się i namiętnie pocałował.
-Facu..
-No co?-uśmiechnął się.
-Wiesz, że nie musiałeś?
-Ale chciałem.-Znów zbliżył się do mnie i pocałował.
Zatopiliśmy się w pocałunku. Chwilę to trwało, i pewnie by trwało dłużej, ale dotarł do nas zapach spalonego naleśnika.
-Facundo!-oderwałam się od niego i złapałam za patelnię.-Świetny z Ciebie kucharz-wystawiłam mu język.
-Oj tam.. jeden naleśnik mi nie wyszedł.
-Ja się już zajmę resztą-uśmiechnęłam się i kończyłam śniadanie.
Facu w tym czasie buszował w lodówce w poszukiwaniu czegoś do naleśników. Znalazł Nutellę i resztkę dżemu wiśniowego. Gdy kończyłam smażyć ostatniego naleśnika, Conte stanął za mną, przytulił się do moich pleców i wyszeptał:
-Nawet nie wiesz jak dobrze mi jest z Tobą-pocałował mnie w szyję.
-Wiem misiu, bo mnie jest równie cudownie!- Odwróciłam się i złożyłam pocałunek na jego ustach. Z każdą chwilą, chwila namiętności była coraz bardziej intensywna, dlatego wiedziałam, że muszę ją przerwać.
-Siadaj do stołu- wymruczałam odrywając się od niego.
-Ech..okej..- słyszałam w jego głosie jęk zawodu. I w tym momencie poczułam dziwne uczucie. Zrozumiałam, że nie potrafię mu dać tego czego on pragnie. Nie chodzi o to, że go nie pragnę ale po prostu boję się. Być może mają na to wpływ także wydarzenia z przeszłości? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu jest we mnie jakaś blokada której nie potrafię pokonać. W momencie z mojej twarzy zniknął uśmiech.
-Wszystko ok?
-Tak pewnie- wymusiłam uśmiech.
-Umówiłem Cię do lekarza..-powiedział po cichu i obserwował moją reakcje.
-Co?! Jak to?! Po co?!- Zdenerwowałam się.
-Paula.. rozmawialiśmy o tym.. obiecałaś, że spróbujesz.-mówił ze spokojem w głosie nie przejmując się moją złością- Jest to najlepszy ortopeda jakiego znam. Wyciągnął mnie z niejednej kontuzji i wiem, że Tobie też pomoże.
-Mnie się już nie da pomóc! Moje kolano jest w opłakanym stanie! A ty mówiąc takie rzeczy dajesz mi tylko nadzieję..!- Znaczenie podniosłam głos.
-Daj sobie pomóc Paulina!- również krzyknął
-I po co to wszystko?
-Jeszcze niedawno mówiłaś, że brakuje Ci siatkówki, że marzysz o tym by wrócić na parkiet!
-No bo tak jest!
-No to zrób wszystko żeby to marzenie się spełniło! Wiadomo.. na początku będzie ciężko nawet bardzo ale jeżeli się czegoś bardzo chce to nie istnieją żadne bariery.- Powiedział dobitnie.
-Dlaczego tak bardzo zależy Ci na tym aby mi pomóc?-Spojrzałam w jego oczy.
-Dlaczego?-Prychnął- Bo wiem co to znaczy tęsknić za siatkówką. Bo chciałbym zobaczyć jak moja cudowna dziewczyna daje z siebie wszystko na parkietach. Bo za każdym razem, gdy jesteśmy na hali lub obok hali widzę w Twoich oczach jak bardzo Ci tego brakuje i jak bardzo to kochasz! Ale również dlatego że chcę Ci pomóc spełnić marzenia!
-No nie wiem...- nadal nie byłam przekonana- Ile kosztuje wizyta?
-Tym się nie przejmuj ja zap..
-ILE?!- nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Ale czy to ważne..?- zmieszał się
-Dla mnie tak, więc?
-No jedna wizyta to tak z 280zł.-spuścił głowę unikając mojego wzroku.
-Człowieku przecież ja zbankrutuje..
-Już mówiłem, że płace za wszystko, tylko się zgódź proszę.- Kucnął przede mną i chwycił moje dłonie.
-Dobra, spróbujmy- westchnęłam- Ale ja płacę za wszystko sama!- podkreśliłam widząc jego radość.
-Jeszcze zobaczymy.- zaśmiał się i mocno przytulił.-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też misiek.
-Wizytę masz za 7 dni godzina 8 rano.
-Pójdziesz ze mną?- Spojrzałam na niego oczami kota ze Shreka.
-No przecież Cię samej nie puszczę. On jest zbyt młody i ponoć przystojny!- Oburzył się.
-Idź ty zazdrośniku!- dałam mu kuksańca w ramię i udałam się do łazienki.

Tydzień później. 
Nie przespałam dzisiaj pół nocy zastanawiając się czy to ma sens? Czy jest szansa na mój powrót do siatkówki bez bólu? Czy jest szansa, że znów zacznę grać na najwyższym poziomie? A może to wszystko to tylko złudne nadzieje i kasa wydana w błoto? Przekonam się już dziś.
Wstałam z łóżka o 7 rano i standardowo udałam się do łazienki. Poranny prysznic, toaleta itp. Po wykonanych czynnościach udałam się do kuchni jednak na nic nie miałam ochoty dlatego stwierdziłam, że nic się nie stanie jeżeli do lekarza udam się bez śniadania. Pewnie się zastanawiacie, gdzie jest mój kochany siatkarz? Otóż niestety musiał jechać na mecz do Rzeszowa i wróci dopiero jutro. Obiecałam mu, że zaraz po wizycie do niego zadzwonię. Równo o 7.40 wsiadłam do mojej zielonej maszyny, wyjechałam z mieszkania i udałam się w kierunku kliniki.
Droga minęła mi szybko i prawie bez problemu.. dlaczego prawie? Ponieważ oczywiście z miejscem parkingowym był koszmar. Jeździłam w kółko kilka razy aż w końcu ktoś wyjechał a ja spokojnie sobie zaparkowałam. Była już 7.55 więc biegiem udałam się pod wskazany gabinet. Idąc szybkim krokiem korytarzem wpadłam na jakiegoś mężczyznę. Zderzenie zakończyło się upadkiem na moje cztery litery..
-Przeprasza. Nie zauważyłem pani.- Odezwał się. Znałam skądś ten głos.. myśl Paula myśl. Podniosłam wzrok i od razu go poznałam. Nie mogłam w to uwierzyć! Co on tu robi!
-O boże..-wyszeptałam i się podniosłam.- Ale jak? Dlaczego?!
-Słucham? Chyba mnie pani z kimś pomyliła.-Zmieszał się
-Nie udawaj!-krzyknęłam
-Paulina proszę..
-A więc jednak pamiętasz..
-Pani Musik zapraszam do gabinetu. Pan doktor czeka- przerwała nam pielęgniarka
-Już idę, dziękuję.-odpowiedziałam starszej pani.
-Spotkajmy się proszę. Chcę wiedzieć co u Ciebie..-Złapał mnie za rękę gdy chciałam odejść.
-Co u mnie?! Dla mnie nie istniejesz. Zginąłeś te kilkanaście lat temu.- Spojrzałam na niego z bólem w oczach. .
-Proszę...
-Cześć- Powiedziałam i odeszłam.
-Witam. Proszę sobie usiąść.-Przywitał mnie lekarz. Rzeczywiście.. Conte miał racje młody, przystojny..
-Dzień dobry.-Uśmiechnęłam się i usiadłam na krześle naprzeciwko niego.
-Co panią do mnie sprowadza.?- Przeniósł wzrok z ekranu komputera na mnie.
-Chciałabym się dowiedzieć jakie są szanse na wyleczenie mojego kolana po kontuzji tak aby wrócić do treningów z siatkówki. Tutaj są wszystkie dokumentu z przebiegu leczenia po kontuzji.- Podałam mu teczkę z papierami.
- Ciekawie nie jest ale też nie jest tak źle jak by się mogło wydawać.- Posłał mi pokrzepiający uśmiech- Proszę się położyć chciałbym jeszcze zbadać kolano.
Posłusznie położyłam się na kozetce. Doktor Morawski chwycił kolano i zaczął badać. W miejscach przy więzadłach odczuwałam bóle.
-Więc tak.. miała pani zwichniętą rzepkę ale to zostało wyleczone. Naderwane więzadło się zrosło ale prawdopodobnie jest osłabione i niektóre elementy mogą być rozłączone. Ale niepokoi mnie jeden fakt.. tutaj wynika z dokumentacji, że miała pani zerwane więzadła boczne lecz ja tutaj niczego takiego nie widzę. Co prawda odczuwa pani ból ale to może być taka sama przyczyna jak z więzadłem przednim.
-Czyli jaki werdykt panie doktorze?- Zapytałam nerwowo.
-Werdykt proszę pani jest taki, że nie jest źle.. zastosujemy leczenie proloterapią polega ona na..-zaczął ale mu przerwałam.
-Tak wiem polega ona na wzmacnianiu i odbudowaniu osłabionych, naderwanych czy rozłączonych elementów mięśniowo-szkieletowych oraz pomaga stabilizować i usprawniać je przynosząc jednocześnie ulgę od bólu i dyskomfortu jednocześnie likwidując problem.- Powiedziałam z pamięci a lekarz spojrzał na mnie jak bym spadła z kosmosu.- Niedawno miałam o tym zajęcia na wykładach.- Dodałam śmiejąc się.
-W takim razie proszę mi jeszcze powiedzieć panno Musik w jaki sposób przebiega leczenie tym sposobem.?- Zapytał rozbawiony sytuacją.
- Tak więc. Proloterapia polega na wstrzykiwaniu substancji pobudzających wzrost do określonych ścięgien, więzadeł, mięśni i stawów. Najczęściej używane środki, w tym dekstroza, P2G to jest związek fenolu, glukozy i gliceryny.-Wyrecytowałam pięknie a lekarzowi szczena opadła.
-No widać jest pani pilną studentką fizjoterapii.-Uśmiechnął się.
-Ciekawi mnie to po prostu.- Odwzajemniłam uśmiech.
-W takim razie widzę, że jest pani świadoma tego jakie leczenie chcę przeprowadzić.-Zaśmiał się.
-Ano jestem-Również się zaśmiałam.
Po dokładnym omówieniu terminów zastrzyków oraz innych obowiązkowych rzeczy wizyta dobiegała ku końcowi.
-Czyli wszystko jasne. Widzimy się za 2 dni na zastrzyku i tym sposobem zaczynamy kurację? Zgadza się?- Zapytał zapisując wszystko w notesiku.
-Zgadza się. Ile płacę?- Sięgnęłam do torebki po portfel.
-Ale pani wizyta została już opłacona.- Zmieszał się.- Wpłaty dokonał Pan Conte.
-Ugh.. co za baran.- mruknęłam pod nosem.- Dobrze dziękuję. Wszystko na dziś?
-Hm.. raczej nie powinienem ale czy mógłbym prosić pani numer telefonu? Spotkalibyśmy się może na kawie?- Zaczął nieśmiało.
-Dlaczego by nie..-uśmiechnęłam się pisząc na kartce swój numer.- Do widzenia doktorze.
Wyszłam z gabinetu w wyśmienitym humorze. Byłam zadowolona, że są duże szanse na powrót do siatkówki. Od razu chwyciłam telefon do ręki i zobaczyłam dwa nieodebrane połączenia oraz sms. Dzwonił do mnie Facundo oraz ten sam numer od którego mam sms. Otworzyłam wiadomość. ,,Tutaj Adrian. Odezwij się jak wyjdziesz od lekarza. Proszę".  Skąd ona ma kurwa mój numer?! Czego chce ode mnie mnie ten człowiek?! Zadzwoniłam do siatkarza. Odebrał po pierwszym sygnale jakby siedział z telefonem w ręku i czekał na ten telefon. Opowiedziałam mu wszystko czego się dowiedziałam. Cieszył się tak samo jak ja. Oczywiście opieprzyłam go o to, ze zapłacił wizytę ale na niego nie potrafię się długo gniewać. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i zakończyłam połączenie. Wychodząc z kliniki opatuliłam się szalikiem i ruszyłam w kierunku samochodu.
-Porozmawiamy? Prooszę.  - Usłyszałam za sobą.
_________________________________________________________________________
Pamiętacie kim był Adrian? :D Postanowiłyśmy trochę pomieszać.. :D
PS:. Jeżeli chcecie zobaczyć jakiegoś bohatera to poproście a my wrzucimy go do zakładki :)

niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 20

Wylądowaliśmy w Polsce. Szarej, ponurej Polsce. Wysiedliśmy z samolotu, przebyliśmy odprawę i wyszliśmy na zewnątrz czekając na Nicolasa.
-Cholera, jak tu zimno-trzęsłam się cała.
-Chodź tu do mnie- Facu zagarnął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
Wtuliłam się w niego. Czułam zapach jego perfum, tak bosko pachniał. Im bardziej drżałam z zimna, tym mocniej Facu mnie tulił. Czułam się cudownie, móc być tak blisko Conte.
Po kilkunastu minutach auto zatrzymało się koło nas.
-Nico przyjechał-oznajmił Facu.-Wsiadaj do auta.-Złapał mnie za rękę i pociągnął do samochodu.
-Jak tam zakochańce?-zaśmiał się rozgrywający. Popatrzyłam na niego pytająco.
-Cześć Stary.-Siatkarze się przywitali.
-No nie patrz tak na mnie-Uriarte zwrócił się do mnie.-Widać że jesteście zakochani. Wsiadaj do auta.
Zaśmialiśmy się. Wsiadłam do samochodu, chłopaki wsadzili walizki do bagażnika i sami też usadowili się z przodu.
-Tooo?-zaczął Nicolas.-Jak tam zakochańce?
-Nico..-Facu popatrzył sceptycznie na przyjaciela.-Przestań nas tak nazywać.
-A co? Źle mówię? Ale skoro nie pasuje to nie-wystawił język.-Jak było?
-Cudownie-odezwałam się.-Barcelona jest taka piękna! Facu ma wspaniałą rodzinę.
-Taaa.. Kiedyś zarywałem do Manueli.-wyglądał na rozmarzonego.
-Ale Cie olała-wybuchnął śmiechem Facu.-Za bardzo się naprzykrzałeś.
-Jasne, ty ją nastawiałeś przeciwko mnie..
Chłopaki prowadzili bardzo fascynującą kłótnię. Zapatrzyłam się na widoki za oknem. Polska nie może się równać z Hiszpanią, Barceloną. Teraz tu było biało, zimno, ale.. jednak nawet ładnie.
Ziewałam. W końcu był środek nocy.
-Paulaa!-odezwali się równocześnie siatkarze.
-Co?-wyrwałam się z rozmyślań.
-Nie słuchasz nas w ogóle.
-Co wy ode mnie oczekujecie? Chcę spać, jest środek nocy.
-Za niedługo będziemy kochanie- troskliwie się popatrzył na mnie Facu.
Reszta drogi zleciała nam na opowiadaniu o Barcelonie i weselu. Śmialiśmy się przy tym dużo.
W końcu dotarliśmy pod mój blok.
-Poczekaj chwilę, zaraz wrócę.-Facu zwrócił się do przyjaciela.-Chodź Paula.
Wyszliśmy z auta, Conte wziął moją torbę. Skierowaliśmy się do klatki schodowej, wyszliśmy po schodach i stanęliśmy przed drzwiami. Odnalazłam klucz i przekręciłam zamek.
-Paula..-Facu złapał mnie za rękę. Obróciłam się do niego. Zbliżył się do mnie. Nasze usta dzieliły milimetry. Oparłam się o drzwi. Przyjmujący delikatnie musnął moje usta.
-Wejdziesz?-wyszeptałam.
-Nico czeka i późno już.-Puścił mi oczko. -Wyśpij się Mała.-Pocałował mnie z początku delikatnie ale po chwili zdecydowanie wpił się w moje usta.
-Zostań, proszę..- wyszeptałam między pocałunkami
-Daj mi 5 min kochanie- uśmiechnął się i uciekł do samochodu. Ja w tym czasie weszłam w do mieszkania, zatargałam torbę do sypialni i jak stałam tak padłam na łóżko ze zmęczenia.
-Paula? Gdzie jesteś?-Usłyszałam krzyk Faco.
-W sypialni!-Burknęłam ledwie słyszalnie.
Poczułam jak materac ugina się pod ciężarem siatkarza a po chwili delikatny pocałunek na ramieniu. Zamruczałam czym go rozbawiłam.
-Idziemy pod prysznic?-Zapytał na co ja lekko się zmieszałam.-Spokojnie tylko się razem umyjemy, nic więcej- dodał widząc moją minę.
-Przepraszam nie jestem gotowa na coś więcej.. jeszcze nie teraz.-Odparłam smutnym głosem.
-Słońce rozumiem.. nie musimy się śpieszyć. Poczekamy, aż będziesz gotowa.-Zapewnił mnie i pocałował w usta.- A teraz chodź się umyć.-Wstał i pociągnął mnie za sobą do łazienki. Przy drzwiach zaczął mnie delikatnie i zmysłowo całować tak, że przeszedł mi dreszcz po całym ciele. Poczułam dłonie Facundo pod moją bluzką która po chwili leżała już na ziemi. Nie zostałam mu dłużna i także jego t-shirt tam wylądował.
Chwilę później staliśmy jak pan Bóg nas stworzył. Nadzy i szczęśliwi. W przeciwieństwie do siatkarza poczułam się skrępowana nagością. Próbowałam zakryć dłońmi miejsca intymne oraz piersi.
-Kochanie.. nie wstydź się.. jesteś piękna..-Wyszeptał patrząc w moje oczy i chwytając moje dłonie w swoje.-Kocham Cię jak wariat.
-Ja Ciebie też, nawet nie wiesz jak bardzo.
Podczas wspólnego prysznicu, gdzie oboje poznawaliśmy swoje ciała czułam się jak w bajce. Facundo co chwilę zachwycał się moim ciałem i mówił jak bardzo mnie kocha. Całował mnie delikatnie po ciele, przytulał, a mnie co chwile przechodził przyjemny dreszcz. Czułam się jak w bajce.

Po dokładnym prysznicu oboje zmęczeni padliśmy na łóżko. Wtuliłam się mocno w siatkarza a ten równie mocno mnie objął i  pocałował w czoło.
-Nawet nie wyobrażasz sobie jaka jestem szczęśliwa.
-Wyobrażam.. bo jestem równie mocno szczęśliwy.-Zaśmiał się cicho.- Idziemy spać. Dobranoc kochanie.
-Dobranoc misiu.-odparłam i oboje oddaliśmy się do krainy Morfeusza.

-----------------------------------------------------------------------------------
wracamy po dość dłuuugiej przerwie z nowymi pomysłami i zapałem :P postaramy się wrzucać w miarę często kolejne rozdziały ;)
a teraz.. jak się podobało? czekamy na opinie :)

piątek, 31 lipca 2015

Informacja

Niestety musimy zawiesic bloga conajmniej do polowy sierpnia. :( 
Powodow jest duzo ale przedewszystkim nie ma po prostu czasu zeby pisac. :( Przepraszamy bardzo i mamy nadzieje, ze zostaniecie z nami i nam wybaczycie. 

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdzial 19

Rankiem obudziły mnie wpadające przez okno promienie słoneczne. Powoli otwierałam oczy delikatnie je pocierając. Do moich pleców przytulony spał Facundo trzymając moją rękę.

Powoli się do niego odwróciłam całując policzek. Siatkarz nieznacznie się poruszył co znaczyło, że się budzi.
-Jak się budzisz wyglądasz jeszcze bardziej słodko- Szepnęłam mu na ucho.
-Mhmmm..-mruknął- To już dziś wracamy- Powiedział ze smutkiem w głosie.
-No niestety...czas wrócić do smutnej rzeczywistości.-westchnęłam
-Ej!... nie przesadzaj.. oboje robimy to co zawsze chcieliśmy i o czym marzyliśmy.
-Niby tak..
-To w czym problem?
-Może po prostu brakuje mi osoby do której będę wracała po pracy. Kogoś do kogo będę mogła się przytulić, wypłakać i cieszyć się wraz z nią. Faceta który byłby przy mnie zawsze i przy którym mogłabym być sobą.
-Doskonale Cię rozumiem..-spojrzał mi w oczy. a ja posłałam mu delikatny uśmiech.
-A teraz ruszaj te swoje przystojne cztery litery i ruszamy na miasto.- Zaśmiałam się i wstałam z łóżka. Swoje kroki skierowałam do łazienki po drodze zabierając ubrania. Szybki prysznic, poranna toaleta, delikatny makijaż i człowiek od razu czuje się lepiej. Wyszłam z pomieszczenia a moje miejsce zajął siatkarz. Po śniadaniu wyszliśmy  na miasto.
-To co robimy?- Zapytał siatkarz
-Można by iść do Twoich rodziców i rodzeństwa się pożegnać.. później na zakupy jakieś- Zaśmiałam się.
-Właaaaśnie.. rodzice..-strzelił sobie facepalma- Zadzwonię do nich i może spotkamy się na mieście?- Zaproponował.
-Świetny pomysł.- Uśmiechnęłam się- To idź zadzwoń a ja będę w tym sklepie- Wskazałam drzwi naprzeciw nas. Jak powiedziałam tak też zrobił. Przez szklaną szybę zobaczyłam cudowną sukienkę więc od razu do niej podeszłam. Zabrałam swój rozmiar i weszłam do przymierzalni. Leżała idealnie. Tylko był jeden mały problem.. nie było mnie na nią stać.. nawet nie miałam tyle pieniędzy przy sobie..
-Ech.. piękna jesteś ale niestety nie dla mnie- Mruknęłam pod nosem i ściągnęłam ją z siebie. Ze smutkiem na twarzy wyszłam z przymierzalni, odwiesiłam sukienkę i udałam się przed sklep, gdzie siatkarz właśnie kończył rozmowę.
-I jak?- Zaczęłam.
-Za 30min. przyjdą do restauracji w naszym hotelu.
-No to wracajmy- Uśmiechnęłam się.
-To idź sama jak możesz, ja muszę coś jeszcze załatwić- puścił mi oczko.- Będę za 15min.
-No okey.. a może pójdę z Tobą?
-Przepraszam Cię ale wolałbym sam.- Skrzywił się trochę.
-Spoko, to ja lecę.-Uśmiechnęłam się i ruszyłam w drogę powrotną do hotelu.
Po ok. 20 min. byłam na miejscu. Szybko się przebrałam w coś bardziej szykownego i ruszyłam na dół do restauracji. Akurat do hotelu wchodzili Państwo Conte wraz z córkami.
-Paaaulaa!- Krzyknęły obydwie i rzuciły się na mnie przytulając.- Cześć siostra!
-Heej dziewczyny- Zaśmiałam się- Dzień dobry państwu.
-Witaj dziecko- Przytuliła mnie mama a później tata siatkarza.- A gdzie nasz syn?
-Musiał coś załatwić na mieście ale za chwilę powinien być!-Uśmiechnęłam się- Może usiądziemy?-Zaproponowałam.
-Oczywiście.- Odparł ojciec.- I co tam u was?
-Po staremu. Dzisiaj o 24 mamy wylot do Polski.- Skrzywiłam się.
-W takim miejscu to by się chciało zostać cały czas- Zaśmiała się młodsza z sióstr.
-Chciałoby się.. ale niestety trzeba wracać do pracy..- skrzywiłam się- Ale mam nadzieje, że jeszcze tu wrócimy.-  W tym momencie do stolika doszedł Conte. Przywitał się z rodzicami oraz siostrami i zasiadł obok mnie. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się a wszyscy traktowali mnie jakbym była jednym z członków tej cudownej rodziny. Cieszyłam się z tego, iż mam bardzo dobry kontakt z jego najbliższymi. Nim się obejrzałam a na zegarze wybiła 17. Nasi goście musieli się już zbierać.
-Dzieci mamy nadzieję, że odwiedzicie nas za niedługo w Argentynie.- Odparł pan Hugo.
-Z pewnością ją do nas zabiorę tato.
-Tylko uważajcie na siebie dzieci.- Przytuliła nas pani Sonia.
-Będziemy, niech się pani nie martwi.-Zaśmiałam się.- Bardzo miło mi było państwa poznać.
-Nam też. Cieszymy się, ze nasz syn znalazł sobie taką idealną dziewczynę.- Ojciec poklepał syna po plecach.- No nic.. lecimy już. Trzymajcie się w tej Polsce.
-Do wiedzenia.-Powiedzieliśmy równo z siatkarzem co wywołało śmiech u wszystkich.
-No braciszku kochany, masz dbać o naszą Paulinę, bo jak ją skrzywdzisz to nie wiem co Ci zrobimy!- Pogroziła starsza z sióstr.
-Hejj.. a czy te słowa nie powinny iść czasem do Pauliny. To o mnie się powinnyście troszczyć a nie o nią.. pff..-Oburzył się a my wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Kochamy Cię bracie.- Przytuliły się do niego.- Mam nadzieje, że będziecie ze sobą już na zawsze, bo idealnie do siebie pasujecie.- Zwróciła się do mnie.
-Miło- Tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Po chwili rodzina siatkarza odjechała.
-Dziwnie się czuje.. wszyscy traktują mnie jakbym była członkiem waszej rodziny a my nawet nie jesteśmy razem.-Skrzywiłam się.
-Jeszcze...
-Co mówiłeś? Nie usłyszałam.
-Żebyś się nie przejmowała. Po prostu Cię polubili.- Chwycił mnie za rękę i pociągną w stronę windy.- Mam coś dla Ciebie.
-A z jakiej okazji?-Spojrzałam na niego zdezorientowana.
-Tak po prostu.. bez okazji..-Wzruszył ramionami. W ciszy ruszyliśmy do naszego pokoju. Siatkarz otworzył karta drzwi przepuścił mnie i wszedł za mną.- Poczekaj.- Powiedział i podszedł do torby. Wyciągnął z niej niewielką torebkę i mi wręczył. Niepewnie otworzyłam a moim oczom ukazała się sukienka którą dzisiaj przymierzałam.

 Z niedowierzaniem spojrzałam na siatkarza.
-Podoba się?- Spytał niepewnie.
-Boże... Facudno przecież ona kosztowała fortunę..
-Było warto.. chociażby dla tego wyrazu twarzy i twojej radości.- Uśmiechnął się.
-Dzięęęęęękujęęę!-Krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję mocno przytulając.- Ale skąd wiedziałeś.?
-Widziałem jak ją przymierzałaś i z wyrazu twarzy zrozumiałam, że byś ją chciała ale nie miałaś pieniędzy a po za tym ślicznie w niej wyglądałaś-Zaśmiał się i poczochrał moje włosy.
-Dziękuję naprawdę. Jesteś najlepszy.- Musnęłam jego policzek wargami.
-Drobiazg- Uśmiechnął się- Wiesz co.. chyba musimy się spakować..- Skrzywił się.
-Niestety.. im szybciej to zrobimy tym więcej czasu będziemy jeszcze mieli.
-A więc do roboty..-Westchnął i sięgnął po walizki.
Po 40min. pakowania i sprawdzeniu czy mamy już wszystko odstawiliśmy walizki pod drzwi. Udaliśmy się jeszcze na miasto, kupiliśmy pamiątki dla najbliższych, zjedliśmy kolację i wróciliśmy do hotelu po walizki. Na zegarze wybiła godzina 21 więc zamówiliśmy taksówkę i wymeldowaliśmy się z pokoju. Chciałam jeszcze przed wyjazdem zobaczyć ostatni raz ten cudowny zachód słońca więc poprosiliśmy kierowcę aby zawiózł nas nad morze. Już po chwili spacerowaliśmy brzegiem morza.
-Paula..poznałem jakiś czas temu śliczna, z poczuciem humoru, troskliwą, zdolną dziewczynę. Na początku traktowałem ją jak siostrę, ale od pewnego czasu czuje do niej coś więcej niż przyjaźń.-Mówił to rozmarzony patrząc w morze, a ja poczułam mocne ukucie w klatce piersiowej. W głębi duszy miałam nadzieje, że mówi o mnie ale to by było zbyt piękne.
-Powiedz jej to. Albo odwzajemni to albo jest skończona idiotką.- powiedziałam i ruszyłam przed siebie. Nie zrobiłam nawet trzech kroków, bo przyciągnął mnie do siebie i delikatnie musnął moje usta.
-Kocham Cie jak nikogo innego, nie widzisz tego?-spojrzał głęboko w moje oczy.
-Tez Cie kocham.- w oczach miałam łzy szczęścia. A nasze usta ponownie się spotkały. Delikatny pocałunek przeradzał się w coraz bardziej namiętny.
-Czyli od teraz jesteś moją jedyna, nieudawana, prawdziwa dziewczyna, którą od jakiegoś czasu Kocham najbardziej na świecie.?
-A ty jesteś moim cudownym facetem, nieudawanym, którego Kocham tak samo mocno? A gdy mówiłeś o poznaniu jakiejś dziewczyny smutek chciał mnie skręcić.-Zaśmiałam się delikatnie.
Staliśmy tak przytuleni do siebie patrząc na zachodzące słońce, co jakiś czas łącząc nasze usta.
                                          
Jak to możliwe, że wcześniej tego nie zauważyłam? On mnie kocha, a ja jego czy można chcieć więcej? Jestem najszczęśliwsza pod słońcem, mając go tak blisko siebie, móc się przytulić kiedy tylko zechcę czy poczuć smak jego ust nie bojąc się odtrącenia.
-Chce być z Tobą już na zawsze-Wyszeptał mi do ucha.
-To dobrze, bo ja też tego chce-Odwzajemniłam jego gest.- Kooooocham Cię! Facundo Conte!- Wykrzyczałam po polsku na całe gardło. Ludzie dziwnie na nas spojrzeli ale nie zwracałam na to uwagi.
-Też Cię kocham!-odpowiedział w moim ojczystym języku, chwycił na ręce i zaczął się kręcić w koło. 

Piszczałam co poskutkowało tym, iż zamknął moje usta pocałunkiem. Odstawił mnie na ziemie i przytulił się do moich pleców. Staliśmy tak patrząc na zachodzące morze nic do siebie nie mówiąc. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
-Kto by pomyślał, że tak się to skończy?-Zachichotał nad moim uchem.
-Wszyscy wokół mówili mi, że coś między nami jest, a ja nie potrafiłam tego zauważyć.- Westchnęłam.
-Mnie chyba uświadomił o tym Nicolas a później zbierałem się, żeby Ci to powiedzieć co trochę czasu mi zajęło.-Zaśmiał się a ja wraz z z nim.
-Chciałabym tu wrócić kiedyś..Piękny kraj.- Rozmarzyłam się.
-Wrócimy obiecuje.-Delikatnie musnął mój łuk brwiowy.
-Musimy już jechać.- Westchnęłam. Szybkim krokiem doszliśmy do taksówki a następnie na lotnisko. Po niedługiej odprawie, zajęliśmy miejsca w samolocie a już po chwili znajdowaliśmy się w powietrzu lecąc do Polski. Będę tęsknić za tym miejscem ale wrócę tu! Muszę! Tyle się tu wydarzyło, że nigdy nie zapomnę tego "porwania".
****
Dziękujemy,że tak niecierpliwie oczekujecie na nowe rozdziały. ;) Wakacje nareszcie coraz bliżej więc obiecujemy dodawać częściej :D
A co do rozdziału no to jest ten tak długo wyczekiwany pocałunek a nawet kilka :D
Czekamy na wasze opinie ;D
Komentujesz=Motywujesz :D