środa, 25 listopada 2015

PRZEPROSINY / INFORMACJA

Jak zdążyłyście zauważyć nie ma rozdziału już od dłuższego czasu. Przepraszamy was za to bardzo ale niestety jesteśmy zawalone nauką że nie ma na nic czasu. Gdy tylko znajdziemy chwilę obiecujemy, że dodamy rozdział. Mamy nadzieję, że będziecie dalej czytać. :)

niedziela, 18 października 2015

Rozdział 23

-Dzień dobry kochanie- tym szeptem do ucha obudził mnie.. Adrian! Zobaczyłam jego uśmiechniętą twarz, obok mojej. Odwzajemniłam się tym samym. Po chwili chłopak podał mi tacę ze smakowitym śniadaniem: naleśniki z truskawkami, sok pomarańczowy, róża wetknięta w mały flakonik. Rozkoszowaliśmy się tym miłym porankiem.
-Co dziś robimy skarbie?-zagadnęłam.
-A na co ma moja cudowna narzeczona ochotę?-zalotnie się uśmiechnął.
-Ty wiesz dobrze co.-Wystawiłam mu język.
-Obiecałaś że już nigdy nie wspomnisz o siatkówce!-Wstał oburzony.-Tak mają wyglądać złożone przez Ciebie obietnice?-Krzyczał na mnie.
-Ale..
-Żadnego ale! Po tym jak ten kretyn Conte chciał mnie pobić, a potem sam zginął to...
Obudziłam się z krzykiem! Na szczęście to był tylko sen, a raczej koszmar! Nikogo nie było przy mnie, Facu gdzieś poszedł. Skuliłam się pod kołdrą i rozpłakałam się. Za dużo się dzieje ostatnio.
-Skarbie..?-usłyszałam głos Conte i poczułam uginający się materac.-Co się stało..?
Nie odpowiadałam.
-Paulinka..?-nie dawał za wygraną. Ściągnął ze mnie kołdrę. Patrzył takim zatroskanym wzrokiem.
-Nic, po prostu zły sen..-łzy dalej mi spływały po policzkach.
-Ale już minął.-Przysunął się do mnie i objął ramieniem.-Nie myśl o tym, tylko opowiadaj ze szczegółami jak przebiegła wizyta u lekarza-uśmiechnął się pogodnie.
-Emm.. W sumie to się dużo nowego nie dowiedziałam, bo wiem co mi jest. Ale jutro mam pierwszy zastrzyk i zaczynam leczenie.
-To cudownie!-przytulił mnie mocniej i pocałował w czoło.-Wiedziałem że nam się uda.
-A tak a propos tej wizyty. Czemu zapłaciłeś? Przecież obiecałeś, że sama będę płacić.
-Ja?-udawał, że nie wie o co chodzi.-O czym ty mówisz?
-Oj Conte, Conte.. Jesteś kochany-pocałowałam go.
-To chyba za wszystkie wizyty Ci muszę zapłacić, jak taka nagroda mnie czeka-zaśmiał się.
-Więc to ty!
-Chodź już na śniadanie. Co Ci zrobić?
-Wszystko tylko nie naleśniki.
-Oookej.-Popatrzył lekko zdziwiony na mnie, ale bez zbędnego gadania wyszedł z pokoju.
Poszłam pod prysznic. Musiałam się jakoś wybudzić i zapomnieć o nieprzyjemnych wydarzeniach z wczoraj. Ciepła woda zmyła wszystko ze mnie i już w lepszym humorze poszłam na śniadanie. A Conte przygotował.. gofry!
-A tobie wolno takie rzeczy jeść?-Popatrzyłam na niego.
-Czemu by nie..?
-Bo jesteś SPORTOWCEM. Jakaś dieta czy coś. Nic Ci to nie mówi?
-Eee tam. Raz na jakiś czas mogę zjeść słodkie śniadanie z moją ukochaną.
-Zaczynam się Ciebie bać.
-Czemu?-zapytał zdziwiony.
-Jesteś za dobry dla mnie. To..
-Siedź cicho. Po prostu Cię kocham i tyle-wyszczerzył się.-Siadaj i jedz.
Facu postawił na stole jeszcze ciepłe gofry, a do tego Nutellę, dżem brzoskwiniowy i bitą śmietanę w spayu. Taką ilość kalorii to w rok nie spalę! Ale nic się już nie odzywałam tylko usiadłam i razem zjedliśmy śniadanie.
A po posiłku pojechaliśmy autem Conte na trening. Chłopaki wylewali z siebie siódme poty, musieli poprawić swoją skuteczność, bo nie wszystkie mecze im wychodziły koncertowo.
Siedziałam jak zwykle na swoim stałym miejscu. W pewnym momencie przysiadł się do mnie mój dzisiejszy koszmar. Wystraszyłam się na jego widok. Chciałam odejść ale mnie złapał za rękę.
-Zaczekaj-wyszeptał.
Przeszedł mnie dreszcz. Nie potrafiłam na niego spojrzeć. Błagalnym wzrokiem patrzyłam w stronę trenujących siatkarzy. Żaden akurat nie patrzył! Jak na złość.. Nie wiedziałam co robić. Serce waliło mi jak oszalałe, tylko.. czy to ze strachu, czy może na wspomnienie wszystkich chwil z Adrianem. Poczułam, że łzy napływają mi do oczu.
-Porozmawiajmy..-błagał.
-Skąd w ogóle wiedziałeś gdzie będę?
-Nie ważne. Paula, proszę..
-Co chcesz ode mnie?
-Możemy porozmawiać? Chcę wiedzieć co u Ciebie, co się działo z Tobą..
-Ja jakoś nie chcę wiedzieć co się z TOBĄ działo. Jak mogłeś..?-ze łzami w oczach na niego patrzyłam.
-Przepraszam, nie wiedziałem jak długo będę siedzieć. Chciałem żebyś Ty dalej żyła, a nie czekała na mnie.
-Adrian.. Ale..
-Przepraszam bardzo!-odezwał się manager Skry, który obserwował trening siatkarzy.-Ale to trening zamknięty. Nie powinno pana tu być-zwrócił się do Adriana.
-Oczywiście, rozumiem. Już znikam-odpowiedział.-Daj mi szansę.-Wyszeptał do mnie.
-Może..
Adrian ostatni raz popatrzył na mnie i zszedł z trybun kierując się do wyjścia. Zaczerpnęłam głęboko powietrza i wróciłam do oglądania siatkarzy. Conte stał i się mi dziwnie przyglądał. Udałam, że nie znam "gościa co był przed chwilą koło mnie" i wzruszyłam tylko ramionami. Chyba to nie bardzo przekonało siatkarza, ale wrócił do treningu. Nie mógł się w ogóle skupić. Widać to po nim było. Falasca się mocno na niego denerwował, aż w końcu wysłał go do szatni. Facu idąc się przebrać, kiwnął na mnie ręką. Wolałam już sobie bardziej nie grabić i poszłam za nim. Weszłam zaraz za nim do szatni. Conte zdążył już ściągnąć koszulkę, więc miałam okazję znów zobaczyć jego wyrzeźbioną klatę.
-Kto to był?-od razu się odezwał.
-Bo ja wiem.. Jakiś gościu wypytywał o Was, ale spokojnie, nic mu nie powiedziałam.
-Paula, kłamiesz.
-Co? Zgłupiałeś do reszty.-Odwróciłam się i chciałam wrócić na trybuny.-Ochłoń trochę siatkarzyku.-Wystawiłam mu język i zniknęłam za drzwiami.
Bałam się, że mógł coś wyczuć, ale starałam się być przekonująca. Wróciłam na trybuny. Chłopaki kończyli się rozciągać, więc miałam wkroczyć do roboty. Wymasowałam kilku siatkarzy i razem z Conte wyszliśmy z hali. Na ławeczce przed budynkiem siedział Adrian. Modliłam się w duchu, żeby tylko nie podszedł do nas. Chyba wiedział że nie ma to sensu, więc siedział dalej.
-Do mnie czy do ciebie?-zapytał Facu.
-Wiesz..
-Chcesz mnie spławić?
-Jasne-zaśmiałam się.-A tak serio łeb mnie boli i położyłabym się. Nie masz nic przeciwko?
-Co ty.-Pocałował mnie w czoło.-Chodź, podrzucę Cię do mieszkania.
-Daleko nie mam. Dotlenie się po drodze.
-Ewidentnie chcesz się mnie pozbyć.-Patrzył na mnie podejrzliwie.
-Nie dramatyzuj. Zobaczymy się na popołudniowym treningu.-Pocałowałam go i ruszyłam w stronę swojego mieszkania, a Conte do auta. Z piskiem opon ruszył z miejsca, szczerząc się jeszcze do mnie przez szyby samochodu.
Szłam przez park. Wiedziałam, że w każdej chwili może do mnie dołączyć Adrian. Tak też się stało.
-Teraz możemy pogadać?-stanął przede mną.
-Chyba nie mam innego wyjścia.

---------------------------------------------------------------------------------------
dawno nas nie było, ale postanawiamy poprawę! musicie nam wybaczyć, szkoła, studia i te sprawy ;)
i podwyższamy poprzeczkę: 14 komentarzy= nowy rozdział :)
czytajcie, oceniajcie, komentujcie :D

poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział 22

-Porozmawiamy? Prooszę.-Usłyszałam za sobą.
-Zostaw mnie. Ty nie żyjesz-miałam łzy w oczach. To nie mogło być prawdą.
-Paulinko.. Mogę Ci wytłumaczyć wszystko-złapał mnie za rękę.
Popatrzyłam w jego oczy. Wróciły wszystkie wspomnienia. Wszystkie spędzone chwile, spędzone razem. Nie chciałam powtórki.
-Paula..-patrzył cierpliwie na mnie.
-Nie! Nie chcę! -coraz bardziej byłam rozgoryczona.-Ale skąd się tu wziąłeś? Przecież.. ty nie żyjesz!
-Paulina, daj wytłumaczyć.
-Cudowne zmartwychwstanie?!-Czułam spływające po moich policzkach łzy.
-Nie, to nie tak.
-A jak?! Zostaw mnie..-odeszłam od niego.
Nie myślałam w tym momencie racjonalnie. Zostawiłam swoje auto i zdziwionego chłopaka i ruszyłam przed siebie. Po kilkunastu krokach Adrian złapał mnie za rękę.
-Błagam. Poświęć mi 10 minut.
-Co się z Tobą działo przez te lata? Przecież popełniłeś samobójstwo w więzieniu, więc jak..? Ty żyjesz..-ostatnie słowa powiedziałam ledwo słyszalnie.
-Paulina-kiedyś uwielbiałam jak wypowiadał moje imię.-Zrozum, to nie tak miało być-chwycił moją twarz w dłonie.
-A jak..?-pytałam z rezygnacją w głosie.
-Nie dostałem kilkunastu lat więzienia. Dostałem 7, ale po 5 wyszedłem za dobre sprawowanie.
-A samobójstwo..?
-Nie było. Wszystko zostało uknute.. Nie chciałem, żebyś zmarnowała sobie przeze mnie życie. Zrozum, kochałem Cie. Dalej kocham..
-Jakbyś mnie kochał, nie zrobiłbyś czegoś takiego!!-wybuchnęłam.
-Chciałem żebyś ułożyła sobie życie. Z kimś dobrym, normalnym. Kimś kto Cię bezwarunkowo pokocha.
-Mówiłeś, że mnie kochasz.. Chciałam z Tobą ułożyć sobie życie.. Kochałam Cię, ufałam Ci..
-Maleńka. Nie wiedziałem, że tu będziesz. Liczyłem, że się nigdy już nie spotkamy.
-I tak będzie. Nie zobaczymy się już nigdy. Nie kontaktuj się ze mną. Dla mnie nie żyjesz!-Ruszyłam z powrotem do mojego auta. Wsiadłam do środka, odpaliłam silnik, ale nie potrafiłam ruszyć.
W końcu się przemogłam i odjechałam. Po 15minutach byłam znów pod swoim blokiem. Weszłam do mieszkania i rzuciłam się na łóżko. Nie mogłam powstrzymać spływających łez. Dzień, który dawał nadzieję, zmienił się w najgorszy w moim życiu. Chciałam móc się teraz do kogoś przytulić, komuś wyżalić.. Conte był tak daleko, a rozmową przez telefon nie będę go męczyć.
Miałam mętlik w głowie. Jak on mógł mi coś takiego zrobić?! Jak mógł upozorować własną śmierć?! Jak mógł mnie tak skrzywdzić..? Dlaczego..?
-Kochanie już jestem!- Usłyszałam krzyk z korytarza.- A co ty, spałaś?- Zapytał zdziwiony wchodząc do sypialni. Z tego wszystkiego nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam. Spojrzałam na zegarek w telefonie, który wskazywał 21.30
-No tak jakoś..-odparłam smutnym głosem.
-Ale jestem zmęczony.. Mecz z Soviakami potrafi wymęczyć ale na szczęście wygraliśmy!
-Aha, no to super..-wysiliłam się na uśmiech.
-No a jak mi piłki dzisiaj dobrze siadały, Nico mi idealne wystawiał..nawet statuetkę dostałem - Conte mówił jak najęty, a ja robiłam dobrą minę do złej gry.- W ogóle Winiar jak wszystkim nerwów napędził to Ci mówię... Była piłka setowa, Tille nie przyjął dokładnie i piła leciała w trybuny a Michał za nią! Przeskoczył przez bandy, piłka wróciła na boisko, Wlazły zaatakował i wygraliśmy seta.. patrzymy, a obok Michała cały sztab lekarski! Na szczęście zacisnął zęby i grał dalej..- Emocjonował się jakby nadal był na meczu.. mało go rozumiałam i słuchałam, bo w głowie miałam co innego- Idę się myć kotek.- Wstał i wyszedł..
-Super kuźwa..-mruknęłam i z powrotem położyłam się do łóżka. Z moich oczu nadal płynęły łzy, a w głowie pojawiły się myśli czy by jednak nie wysłuchać Adriana.. jestem ciekawa co ma mi do powiedzenia? Jak wyglądało jego życie po wyjściu z więzienia? Jak sobie poradził i teraz wygląda na normalnego, szczęśliwego faceta? Z tymi i wieloma innymi myślami usnęłam.

------------------------------------------------------------------------------------------------------
ej no ejj! co jest? tylko trzy komentarze pod ostatnim postem..? :( jak nie będzie więcej to się obrazimy! ;) więc.. 10komentarzy = kolejny rozdział :)
a co do samego rozdziału..? co sądzicie? czekamy na opinie :)

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 21

Nazajutrz obudziłam się sama w łóżku. Spojrzałam na telefon, było grubo po 10. Leniwie wstałam, rozejrzałam się po pokoju. Wszędzie leżały nasze ubrania z wczoraj. Na wspomnienie wspólnego prysznica roześmiałam się. Złapałam do ręki koszulkę Conte i założyłam ją na siebie. Lubiłam chodzić w męskich koszulkach, jeszcze do tego zapach jego perfum.. Rozpływałam się.
Skierowałam swoje kroki do kuchni, gdy tylko uchyliłam drzwi z pokoju dotarł do mnie słodki zapach. Zdziwiona ruszyłam prosto za cudowną wonią. Przy kuchence, w rytm muzyki poruszał się Facu, smażąc naleśniki. Podeszłam bliżej niego.
-Eee.. Co ty tworzysz?-odezwałam się.
-Śniadanie dla mojej cudownej dziewczyny-zbliżył się i namiętnie pocałował.
-Facu..
-No co?-uśmiechnął się.
-Wiesz, że nie musiałeś?
-Ale chciałem.-Znów zbliżył się do mnie i pocałował.
Zatopiliśmy się w pocałunku. Chwilę to trwało, i pewnie by trwało dłużej, ale dotarł do nas zapach spalonego naleśnika.
-Facundo!-oderwałam się od niego i złapałam za patelnię.-Świetny z Ciebie kucharz-wystawiłam mu język.
-Oj tam.. jeden naleśnik mi nie wyszedł.
-Ja się już zajmę resztą-uśmiechnęłam się i kończyłam śniadanie.
Facu w tym czasie buszował w lodówce w poszukiwaniu czegoś do naleśników. Znalazł Nutellę i resztkę dżemu wiśniowego. Gdy kończyłam smażyć ostatniego naleśnika, Conte stanął za mną, przytulił się do moich pleców i wyszeptał:
-Nawet nie wiesz jak dobrze mi jest z Tobą-pocałował mnie w szyję.
-Wiem misiu, bo mnie jest równie cudownie!- Odwróciłam się i złożyłam pocałunek na jego ustach. Z każdą chwilą, chwila namiętności była coraz bardziej intensywna, dlatego wiedziałam, że muszę ją przerwać.
-Siadaj do stołu- wymruczałam odrywając się od niego.
-Ech..okej..- słyszałam w jego głosie jęk zawodu. I w tym momencie poczułam dziwne uczucie. Zrozumiałam, że nie potrafię mu dać tego czego on pragnie. Nie chodzi o to, że go nie pragnę ale po prostu boję się. Być może mają na to wpływ także wydarzenia z przeszłości? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu jest we mnie jakaś blokada której nie potrafię pokonać. W momencie z mojej twarzy zniknął uśmiech.
-Wszystko ok?
-Tak pewnie- wymusiłam uśmiech.
-Umówiłem Cię do lekarza..-powiedział po cichu i obserwował moją reakcje.
-Co?! Jak to?! Po co?!- Zdenerwowałam się.
-Paula.. rozmawialiśmy o tym.. obiecałaś, że spróbujesz.-mówił ze spokojem w głosie nie przejmując się moją złością- Jest to najlepszy ortopeda jakiego znam. Wyciągnął mnie z niejednej kontuzji i wiem, że Tobie też pomoże.
-Mnie się już nie da pomóc! Moje kolano jest w opłakanym stanie! A ty mówiąc takie rzeczy dajesz mi tylko nadzieję..!- Znaczenie podniosłam głos.
-Daj sobie pomóc Paulina!- również krzyknął
-I po co to wszystko?
-Jeszcze niedawno mówiłaś, że brakuje Ci siatkówki, że marzysz o tym by wrócić na parkiet!
-No bo tak jest!
-No to zrób wszystko żeby to marzenie się spełniło! Wiadomo.. na początku będzie ciężko nawet bardzo ale jeżeli się czegoś bardzo chce to nie istnieją żadne bariery.- Powiedział dobitnie.
-Dlaczego tak bardzo zależy Ci na tym aby mi pomóc?-Spojrzałam w jego oczy.
-Dlaczego?-Prychnął- Bo wiem co to znaczy tęsknić za siatkówką. Bo chciałbym zobaczyć jak moja cudowna dziewczyna daje z siebie wszystko na parkietach. Bo za każdym razem, gdy jesteśmy na hali lub obok hali widzę w Twoich oczach jak bardzo Ci tego brakuje i jak bardzo to kochasz! Ale również dlatego że chcę Ci pomóc spełnić marzenia!
-No nie wiem...- nadal nie byłam przekonana- Ile kosztuje wizyta?
-Tym się nie przejmuj ja zap..
-ILE?!- nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Ale czy to ważne..?- zmieszał się
-Dla mnie tak, więc?
-No jedna wizyta to tak z 280zł.-spuścił głowę unikając mojego wzroku.
-Człowieku przecież ja zbankrutuje..
-Już mówiłem, że płace za wszystko, tylko się zgódź proszę.- Kucnął przede mną i chwycił moje dłonie.
-Dobra, spróbujmy- westchnęłam- Ale ja płacę za wszystko sama!- podkreśliłam widząc jego radość.
-Jeszcze zobaczymy.- zaśmiał się i mocno przytulił.-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też misiek.
-Wizytę masz za 7 dni godzina 8 rano.
-Pójdziesz ze mną?- Spojrzałam na niego oczami kota ze Shreka.
-No przecież Cię samej nie puszczę. On jest zbyt młody i ponoć przystojny!- Oburzył się.
-Idź ty zazdrośniku!- dałam mu kuksańca w ramię i udałam się do łazienki.

Tydzień później. 
Nie przespałam dzisiaj pół nocy zastanawiając się czy to ma sens? Czy jest szansa na mój powrót do siatkówki bez bólu? Czy jest szansa, że znów zacznę grać na najwyższym poziomie? A może to wszystko to tylko złudne nadzieje i kasa wydana w błoto? Przekonam się już dziś.
Wstałam z łóżka o 7 rano i standardowo udałam się do łazienki. Poranny prysznic, toaleta itp. Po wykonanych czynnościach udałam się do kuchni jednak na nic nie miałam ochoty dlatego stwierdziłam, że nic się nie stanie jeżeli do lekarza udam się bez śniadania. Pewnie się zastanawiacie, gdzie jest mój kochany siatkarz? Otóż niestety musiał jechać na mecz do Rzeszowa i wróci dopiero jutro. Obiecałam mu, że zaraz po wizycie do niego zadzwonię. Równo o 7.40 wsiadłam do mojej zielonej maszyny, wyjechałam z mieszkania i udałam się w kierunku kliniki.
Droga minęła mi szybko i prawie bez problemu.. dlaczego prawie? Ponieważ oczywiście z miejscem parkingowym był koszmar. Jeździłam w kółko kilka razy aż w końcu ktoś wyjechał a ja spokojnie sobie zaparkowałam. Była już 7.55 więc biegiem udałam się pod wskazany gabinet. Idąc szybkim krokiem korytarzem wpadłam na jakiegoś mężczyznę. Zderzenie zakończyło się upadkiem na moje cztery litery..
-Przeprasza. Nie zauważyłem pani.- Odezwał się. Znałam skądś ten głos.. myśl Paula myśl. Podniosłam wzrok i od razu go poznałam. Nie mogłam w to uwierzyć! Co on tu robi!
-O boże..-wyszeptałam i się podniosłam.- Ale jak? Dlaczego?!
-Słucham? Chyba mnie pani z kimś pomyliła.-Zmieszał się
-Nie udawaj!-krzyknęłam
-Paulina proszę..
-A więc jednak pamiętasz..
-Pani Musik zapraszam do gabinetu. Pan doktor czeka- przerwała nam pielęgniarka
-Już idę, dziękuję.-odpowiedziałam starszej pani.
-Spotkajmy się proszę. Chcę wiedzieć co u Ciebie..-Złapał mnie za rękę gdy chciałam odejść.
-Co u mnie?! Dla mnie nie istniejesz. Zginąłeś te kilkanaście lat temu.- Spojrzałam na niego z bólem w oczach. .
-Proszę...
-Cześć- Powiedziałam i odeszłam.
-Witam. Proszę sobie usiąść.-Przywitał mnie lekarz. Rzeczywiście.. Conte miał racje młody, przystojny..
-Dzień dobry.-Uśmiechnęłam się i usiadłam na krześle naprzeciwko niego.
-Co panią do mnie sprowadza.?- Przeniósł wzrok z ekranu komputera na mnie.
-Chciałabym się dowiedzieć jakie są szanse na wyleczenie mojego kolana po kontuzji tak aby wrócić do treningów z siatkówki. Tutaj są wszystkie dokumentu z przebiegu leczenia po kontuzji.- Podałam mu teczkę z papierami.
- Ciekawie nie jest ale też nie jest tak źle jak by się mogło wydawać.- Posłał mi pokrzepiający uśmiech- Proszę się położyć chciałbym jeszcze zbadać kolano.
Posłusznie położyłam się na kozetce. Doktor Morawski chwycił kolano i zaczął badać. W miejscach przy więzadłach odczuwałam bóle.
-Więc tak.. miała pani zwichniętą rzepkę ale to zostało wyleczone. Naderwane więzadło się zrosło ale prawdopodobnie jest osłabione i niektóre elementy mogą być rozłączone. Ale niepokoi mnie jeden fakt.. tutaj wynika z dokumentacji, że miała pani zerwane więzadła boczne lecz ja tutaj niczego takiego nie widzę. Co prawda odczuwa pani ból ale to może być taka sama przyczyna jak z więzadłem przednim.
-Czyli jaki werdykt panie doktorze?- Zapytałam nerwowo.
-Werdykt proszę pani jest taki, że nie jest źle.. zastosujemy leczenie proloterapią polega ona na..-zaczął ale mu przerwałam.
-Tak wiem polega ona na wzmacnianiu i odbudowaniu osłabionych, naderwanych czy rozłączonych elementów mięśniowo-szkieletowych oraz pomaga stabilizować i usprawniać je przynosząc jednocześnie ulgę od bólu i dyskomfortu jednocześnie likwidując problem.- Powiedziałam z pamięci a lekarz spojrzał na mnie jak bym spadła z kosmosu.- Niedawno miałam o tym zajęcia na wykładach.- Dodałam śmiejąc się.
-W takim razie proszę mi jeszcze powiedzieć panno Musik w jaki sposób przebiega leczenie tym sposobem.?- Zapytał rozbawiony sytuacją.
- Tak więc. Proloterapia polega na wstrzykiwaniu substancji pobudzających wzrost do określonych ścięgien, więzadeł, mięśni i stawów. Najczęściej używane środki, w tym dekstroza, P2G to jest związek fenolu, glukozy i gliceryny.-Wyrecytowałam pięknie a lekarzowi szczena opadła.
-No widać jest pani pilną studentką fizjoterapii.-Uśmiechnął się.
-Ciekawi mnie to po prostu.- Odwzajemniłam uśmiech.
-W takim razie widzę, że jest pani świadoma tego jakie leczenie chcę przeprowadzić.-Zaśmiał się.
-Ano jestem-Również się zaśmiałam.
Po dokładnym omówieniu terminów zastrzyków oraz innych obowiązkowych rzeczy wizyta dobiegała ku końcowi.
-Czyli wszystko jasne. Widzimy się za 2 dni na zastrzyku i tym sposobem zaczynamy kurację? Zgadza się?- Zapytał zapisując wszystko w notesiku.
-Zgadza się. Ile płacę?- Sięgnęłam do torebki po portfel.
-Ale pani wizyta została już opłacona.- Zmieszał się.- Wpłaty dokonał Pan Conte.
-Ugh.. co za baran.- mruknęłam pod nosem.- Dobrze dziękuję. Wszystko na dziś?
-Hm.. raczej nie powinienem ale czy mógłbym prosić pani numer telefonu? Spotkalibyśmy się może na kawie?- Zaczął nieśmiało.
-Dlaczego by nie..-uśmiechnęłam się pisząc na kartce swój numer.- Do widzenia doktorze.
Wyszłam z gabinetu w wyśmienitym humorze. Byłam zadowolona, że są duże szanse na powrót do siatkówki. Od razu chwyciłam telefon do ręki i zobaczyłam dwa nieodebrane połączenia oraz sms. Dzwonił do mnie Facundo oraz ten sam numer od którego mam sms. Otworzyłam wiadomość. ,,Tutaj Adrian. Odezwij się jak wyjdziesz od lekarza. Proszę".  Skąd ona ma kurwa mój numer?! Czego chce ode mnie mnie ten człowiek?! Zadzwoniłam do siatkarza. Odebrał po pierwszym sygnale jakby siedział z telefonem w ręku i czekał na ten telefon. Opowiedziałam mu wszystko czego się dowiedziałam. Cieszył się tak samo jak ja. Oczywiście opieprzyłam go o to, ze zapłacił wizytę ale na niego nie potrafię się długo gniewać. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i zakończyłam połączenie. Wychodząc z kliniki opatuliłam się szalikiem i ruszyłam w kierunku samochodu.
-Porozmawiamy? Prooszę.  - Usłyszałam za sobą.
_________________________________________________________________________
Pamiętacie kim był Adrian? :D Postanowiłyśmy trochę pomieszać.. :D
PS:. Jeżeli chcecie zobaczyć jakiegoś bohatera to poproście a my wrzucimy go do zakładki :)

niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 20

Wylądowaliśmy w Polsce. Szarej, ponurej Polsce. Wysiedliśmy z samolotu, przebyliśmy odprawę i wyszliśmy na zewnątrz czekając na Nicolasa.
-Cholera, jak tu zimno-trzęsłam się cała.
-Chodź tu do mnie- Facu zagarnął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
Wtuliłam się w niego. Czułam zapach jego perfum, tak bosko pachniał. Im bardziej drżałam z zimna, tym mocniej Facu mnie tulił. Czułam się cudownie, móc być tak blisko Conte.
Po kilkunastu minutach auto zatrzymało się koło nas.
-Nico przyjechał-oznajmił Facu.-Wsiadaj do auta.-Złapał mnie za rękę i pociągnął do samochodu.
-Jak tam zakochańce?-zaśmiał się rozgrywający. Popatrzyłam na niego pytająco.
-Cześć Stary.-Siatkarze się przywitali.
-No nie patrz tak na mnie-Uriarte zwrócił się do mnie.-Widać że jesteście zakochani. Wsiadaj do auta.
Zaśmialiśmy się. Wsiadłam do samochodu, chłopaki wsadzili walizki do bagażnika i sami też usadowili się z przodu.
-Tooo?-zaczął Nicolas.-Jak tam zakochańce?
-Nico..-Facu popatrzył sceptycznie na przyjaciela.-Przestań nas tak nazywać.
-A co? Źle mówię? Ale skoro nie pasuje to nie-wystawił język.-Jak było?
-Cudownie-odezwałam się.-Barcelona jest taka piękna! Facu ma wspaniałą rodzinę.
-Taaa.. Kiedyś zarywałem do Manueli.-wyglądał na rozmarzonego.
-Ale Cie olała-wybuchnął śmiechem Facu.-Za bardzo się naprzykrzałeś.
-Jasne, ty ją nastawiałeś przeciwko mnie..
Chłopaki prowadzili bardzo fascynującą kłótnię. Zapatrzyłam się na widoki za oknem. Polska nie może się równać z Hiszpanią, Barceloną. Teraz tu było biało, zimno, ale.. jednak nawet ładnie.
Ziewałam. W końcu był środek nocy.
-Paulaa!-odezwali się równocześnie siatkarze.
-Co?-wyrwałam się z rozmyślań.
-Nie słuchasz nas w ogóle.
-Co wy ode mnie oczekujecie? Chcę spać, jest środek nocy.
-Za niedługo będziemy kochanie- troskliwie się popatrzył na mnie Facu.
Reszta drogi zleciała nam na opowiadaniu o Barcelonie i weselu. Śmialiśmy się przy tym dużo.
W końcu dotarliśmy pod mój blok.
-Poczekaj chwilę, zaraz wrócę.-Facu zwrócił się do przyjaciela.-Chodź Paula.
Wyszliśmy z auta, Conte wziął moją torbę. Skierowaliśmy się do klatki schodowej, wyszliśmy po schodach i stanęliśmy przed drzwiami. Odnalazłam klucz i przekręciłam zamek.
-Paula..-Facu złapał mnie za rękę. Obróciłam się do niego. Zbliżył się do mnie. Nasze usta dzieliły milimetry. Oparłam się o drzwi. Przyjmujący delikatnie musnął moje usta.
-Wejdziesz?-wyszeptałam.
-Nico czeka i późno już.-Puścił mi oczko. -Wyśpij się Mała.-Pocałował mnie z początku delikatnie ale po chwili zdecydowanie wpił się w moje usta.
-Zostań, proszę..- wyszeptałam między pocałunkami
-Daj mi 5 min kochanie- uśmiechnął się i uciekł do samochodu. Ja w tym czasie weszłam w do mieszkania, zatargałam torbę do sypialni i jak stałam tak padłam na łóżko ze zmęczenia.
-Paula? Gdzie jesteś?-Usłyszałam krzyk Faco.
-W sypialni!-Burknęłam ledwie słyszalnie.
Poczułam jak materac ugina się pod ciężarem siatkarza a po chwili delikatny pocałunek na ramieniu. Zamruczałam czym go rozbawiłam.
-Idziemy pod prysznic?-Zapytał na co ja lekko się zmieszałam.-Spokojnie tylko się razem umyjemy, nic więcej- dodał widząc moją minę.
-Przepraszam nie jestem gotowa na coś więcej.. jeszcze nie teraz.-Odparłam smutnym głosem.
-Słońce rozumiem.. nie musimy się śpieszyć. Poczekamy, aż będziesz gotowa.-Zapewnił mnie i pocałował w usta.- A teraz chodź się umyć.-Wstał i pociągnął mnie za sobą do łazienki. Przy drzwiach zaczął mnie delikatnie i zmysłowo całować tak, że przeszedł mi dreszcz po całym ciele. Poczułam dłonie Facundo pod moją bluzką która po chwili leżała już na ziemi. Nie zostałam mu dłużna i także jego t-shirt tam wylądował.
Chwilę później staliśmy jak pan Bóg nas stworzył. Nadzy i szczęśliwi. W przeciwieństwie do siatkarza poczułam się skrępowana nagością. Próbowałam zakryć dłońmi miejsca intymne oraz piersi.
-Kochanie.. nie wstydź się.. jesteś piękna..-Wyszeptał patrząc w moje oczy i chwytając moje dłonie w swoje.-Kocham Cię jak wariat.
-Ja Ciebie też, nawet nie wiesz jak bardzo.
Podczas wspólnego prysznicu, gdzie oboje poznawaliśmy swoje ciała czułam się jak w bajce. Facundo co chwilę zachwycał się moim ciałem i mówił jak bardzo mnie kocha. Całował mnie delikatnie po ciele, przytulał, a mnie co chwile przechodził przyjemny dreszcz. Czułam się jak w bajce.

Po dokładnym prysznicu oboje zmęczeni padliśmy na łóżko. Wtuliłam się mocno w siatkarza a ten równie mocno mnie objął i  pocałował w czoło.
-Nawet nie wyobrażasz sobie jaka jestem szczęśliwa.
-Wyobrażam.. bo jestem równie mocno szczęśliwy.-Zaśmiał się cicho.- Idziemy spać. Dobranoc kochanie.
-Dobranoc misiu.-odparłam i oboje oddaliśmy się do krainy Morfeusza.

-----------------------------------------------------------------------------------
wracamy po dość dłuuugiej przerwie z nowymi pomysłami i zapałem :P postaramy się wrzucać w miarę często kolejne rozdziały ;)
a teraz.. jak się podobało? czekamy na opinie :)

piątek, 31 lipca 2015

Informacja

Niestety musimy zawiesic bloga conajmniej do polowy sierpnia. :( 
Powodow jest duzo ale przedewszystkim nie ma po prostu czasu zeby pisac. :( Przepraszamy bardzo i mamy nadzieje, ze zostaniecie z nami i nam wybaczycie. 

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdzial 19

Rankiem obudziły mnie wpadające przez okno promienie słoneczne. Powoli otwierałam oczy delikatnie je pocierając. Do moich pleców przytulony spał Facundo trzymając moją rękę.

Powoli się do niego odwróciłam całując policzek. Siatkarz nieznacznie się poruszył co znaczyło, że się budzi.
-Jak się budzisz wyglądasz jeszcze bardziej słodko- Szepnęłam mu na ucho.
-Mhmmm..-mruknął- To już dziś wracamy- Powiedział ze smutkiem w głosie.
-No niestety...czas wrócić do smutnej rzeczywistości.-westchnęłam
-Ej!... nie przesadzaj.. oboje robimy to co zawsze chcieliśmy i o czym marzyliśmy.
-Niby tak..
-To w czym problem?
-Może po prostu brakuje mi osoby do której będę wracała po pracy. Kogoś do kogo będę mogła się przytulić, wypłakać i cieszyć się wraz z nią. Faceta który byłby przy mnie zawsze i przy którym mogłabym być sobą.
-Doskonale Cię rozumiem..-spojrzał mi w oczy. a ja posłałam mu delikatny uśmiech.
-A teraz ruszaj te swoje przystojne cztery litery i ruszamy na miasto.- Zaśmiałam się i wstałam z łóżka. Swoje kroki skierowałam do łazienki po drodze zabierając ubrania. Szybki prysznic, poranna toaleta, delikatny makijaż i człowiek od razu czuje się lepiej. Wyszłam z pomieszczenia a moje miejsce zajął siatkarz. Po śniadaniu wyszliśmy  na miasto.
-To co robimy?- Zapytał siatkarz
-Można by iść do Twoich rodziców i rodzeństwa się pożegnać.. później na zakupy jakieś- Zaśmiałam się.
-Właaaaśnie.. rodzice..-strzelił sobie facepalma- Zadzwonię do nich i może spotkamy się na mieście?- Zaproponował.
-Świetny pomysł.- Uśmiechnęłam się- To idź zadzwoń a ja będę w tym sklepie- Wskazałam drzwi naprzeciw nas. Jak powiedziałam tak też zrobił. Przez szklaną szybę zobaczyłam cudowną sukienkę więc od razu do niej podeszłam. Zabrałam swój rozmiar i weszłam do przymierzalni. Leżała idealnie. Tylko był jeden mały problem.. nie było mnie na nią stać.. nawet nie miałam tyle pieniędzy przy sobie..
-Ech.. piękna jesteś ale niestety nie dla mnie- Mruknęłam pod nosem i ściągnęłam ją z siebie. Ze smutkiem na twarzy wyszłam z przymierzalni, odwiesiłam sukienkę i udałam się przed sklep, gdzie siatkarz właśnie kończył rozmowę.
-I jak?- Zaczęłam.
-Za 30min. przyjdą do restauracji w naszym hotelu.
-No to wracajmy- Uśmiechnęłam się.
-To idź sama jak możesz, ja muszę coś jeszcze załatwić- puścił mi oczko.- Będę za 15min.
-No okey.. a może pójdę z Tobą?
-Przepraszam Cię ale wolałbym sam.- Skrzywił się trochę.
-Spoko, to ja lecę.-Uśmiechnęłam się i ruszyłam w drogę powrotną do hotelu.
Po ok. 20 min. byłam na miejscu. Szybko się przebrałam w coś bardziej szykownego i ruszyłam na dół do restauracji. Akurat do hotelu wchodzili Państwo Conte wraz z córkami.
-Paaaulaa!- Krzyknęły obydwie i rzuciły się na mnie przytulając.- Cześć siostra!
-Heej dziewczyny- Zaśmiałam się- Dzień dobry państwu.
-Witaj dziecko- Przytuliła mnie mama a później tata siatkarza.- A gdzie nasz syn?
-Musiał coś załatwić na mieście ale za chwilę powinien być!-Uśmiechnęłam się- Może usiądziemy?-Zaproponowałam.
-Oczywiście.- Odparł ojciec.- I co tam u was?
-Po staremu. Dzisiaj o 24 mamy wylot do Polski.- Skrzywiłam się.
-W takim miejscu to by się chciało zostać cały czas- Zaśmiała się młodsza z sióstr.
-Chciałoby się.. ale niestety trzeba wracać do pracy..- skrzywiłam się- Ale mam nadzieje, że jeszcze tu wrócimy.-  W tym momencie do stolika doszedł Conte. Przywitał się z rodzicami oraz siostrami i zasiadł obok mnie. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się a wszyscy traktowali mnie jakbym była jednym z członków tej cudownej rodziny. Cieszyłam się z tego, iż mam bardzo dobry kontakt z jego najbliższymi. Nim się obejrzałam a na zegarze wybiła 17. Nasi goście musieli się już zbierać.
-Dzieci mamy nadzieję, że odwiedzicie nas za niedługo w Argentynie.- Odparł pan Hugo.
-Z pewnością ją do nas zabiorę tato.
-Tylko uważajcie na siebie dzieci.- Przytuliła nas pani Sonia.
-Będziemy, niech się pani nie martwi.-Zaśmiałam się.- Bardzo miło mi było państwa poznać.
-Nam też. Cieszymy się, ze nasz syn znalazł sobie taką idealną dziewczynę.- Ojciec poklepał syna po plecach.- No nic.. lecimy już. Trzymajcie się w tej Polsce.
-Do wiedzenia.-Powiedzieliśmy równo z siatkarzem co wywołało śmiech u wszystkich.
-No braciszku kochany, masz dbać o naszą Paulinę, bo jak ją skrzywdzisz to nie wiem co Ci zrobimy!- Pogroziła starsza z sióstr.
-Hejj.. a czy te słowa nie powinny iść czasem do Pauliny. To o mnie się powinnyście troszczyć a nie o nią.. pff..-Oburzył się a my wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Kochamy Cię bracie.- Przytuliły się do niego.- Mam nadzieje, że będziecie ze sobą już na zawsze, bo idealnie do siebie pasujecie.- Zwróciła się do mnie.
-Miło- Tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Po chwili rodzina siatkarza odjechała.
-Dziwnie się czuje.. wszyscy traktują mnie jakbym była członkiem waszej rodziny a my nawet nie jesteśmy razem.-Skrzywiłam się.
-Jeszcze...
-Co mówiłeś? Nie usłyszałam.
-Żebyś się nie przejmowała. Po prostu Cię polubili.- Chwycił mnie za rękę i pociągną w stronę windy.- Mam coś dla Ciebie.
-A z jakiej okazji?-Spojrzałam na niego zdezorientowana.
-Tak po prostu.. bez okazji..-Wzruszył ramionami. W ciszy ruszyliśmy do naszego pokoju. Siatkarz otworzył karta drzwi przepuścił mnie i wszedł za mną.- Poczekaj.- Powiedział i podszedł do torby. Wyciągnął z niej niewielką torebkę i mi wręczył. Niepewnie otworzyłam a moim oczom ukazała się sukienka którą dzisiaj przymierzałam.

 Z niedowierzaniem spojrzałam na siatkarza.
-Podoba się?- Spytał niepewnie.
-Boże... Facudno przecież ona kosztowała fortunę..
-Było warto.. chociażby dla tego wyrazu twarzy i twojej radości.- Uśmiechnął się.
-Dzięęęęęękujęęę!-Krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję mocno przytulając.- Ale skąd wiedziałeś.?
-Widziałem jak ją przymierzałaś i z wyrazu twarzy zrozumiałam, że byś ją chciała ale nie miałaś pieniędzy a po za tym ślicznie w niej wyglądałaś-Zaśmiał się i poczochrał moje włosy.
-Dziękuję naprawdę. Jesteś najlepszy.- Musnęłam jego policzek wargami.
-Drobiazg- Uśmiechnął się- Wiesz co.. chyba musimy się spakować..- Skrzywił się.
-Niestety.. im szybciej to zrobimy tym więcej czasu będziemy jeszcze mieli.
-A więc do roboty..-Westchnął i sięgnął po walizki.
Po 40min. pakowania i sprawdzeniu czy mamy już wszystko odstawiliśmy walizki pod drzwi. Udaliśmy się jeszcze na miasto, kupiliśmy pamiątki dla najbliższych, zjedliśmy kolację i wróciliśmy do hotelu po walizki. Na zegarze wybiła godzina 21 więc zamówiliśmy taksówkę i wymeldowaliśmy się z pokoju. Chciałam jeszcze przed wyjazdem zobaczyć ostatni raz ten cudowny zachód słońca więc poprosiliśmy kierowcę aby zawiózł nas nad morze. Już po chwili spacerowaliśmy brzegiem morza.
-Paula..poznałem jakiś czas temu śliczna, z poczuciem humoru, troskliwą, zdolną dziewczynę. Na początku traktowałem ją jak siostrę, ale od pewnego czasu czuje do niej coś więcej niż przyjaźń.-Mówił to rozmarzony patrząc w morze, a ja poczułam mocne ukucie w klatce piersiowej. W głębi duszy miałam nadzieje, że mówi o mnie ale to by było zbyt piękne.
-Powiedz jej to. Albo odwzajemni to albo jest skończona idiotką.- powiedziałam i ruszyłam przed siebie. Nie zrobiłam nawet trzech kroków, bo przyciągnął mnie do siebie i delikatnie musnął moje usta.
-Kocham Cie jak nikogo innego, nie widzisz tego?-spojrzał głęboko w moje oczy.
-Tez Cie kocham.- w oczach miałam łzy szczęścia. A nasze usta ponownie się spotkały. Delikatny pocałunek przeradzał się w coraz bardziej namiętny.
-Czyli od teraz jesteś moją jedyna, nieudawana, prawdziwa dziewczyna, którą od jakiegoś czasu Kocham najbardziej na świecie.?
-A ty jesteś moim cudownym facetem, nieudawanym, którego Kocham tak samo mocno? A gdy mówiłeś o poznaniu jakiejś dziewczyny smutek chciał mnie skręcić.-Zaśmiałam się delikatnie.
Staliśmy tak przytuleni do siebie patrząc na zachodzące słońce, co jakiś czas łącząc nasze usta.
                                          
Jak to możliwe, że wcześniej tego nie zauważyłam? On mnie kocha, a ja jego czy można chcieć więcej? Jestem najszczęśliwsza pod słońcem, mając go tak blisko siebie, móc się przytulić kiedy tylko zechcę czy poczuć smak jego ust nie bojąc się odtrącenia.
-Chce być z Tobą już na zawsze-Wyszeptał mi do ucha.
-To dobrze, bo ja też tego chce-Odwzajemniłam jego gest.- Kooooocham Cię! Facundo Conte!- Wykrzyczałam po polsku na całe gardło. Ludzie dziwnie na nas spojrzeli ale nie zwracałam na to uwagi.
-Też Cię kocham!-odpowiedział w moim ojczystym języku, chwycił na ręce i zaczął się kręcić w koło. 

Piszczałam co poskutkowało tym, iż zamknął moje usta pocałunkiem. Odstawił mnie na ziemie i przytulił się do moich pleców. Staliśmy tak patrząc na zachodzące morze nic do siebie nie mówiąc. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
-Kto by pomyślał, że tak się to skończy?-Zachichotał nad moim uchem.
-Wszyscy wokół mówili mi, że coś między nami jest, a ja nie potrafiłam tego zauważyć.- Westchnęłam.
-Mnie chyba uświadomił o tym Nicolas a później zbierałem się, żeby Ci to powiedzieć co trochę czasu mi zajęło.-Zaśmiał się a ja wraz z z nim.
-Chciałabym tu wrócić kiedyś..Piękny kraj.- Rozmarzyłam się.
-Wrócimy obiecuje.-Delikatnie musnął mój łuk brwiowy.
-Musimy już jechać.- Westchnęłam. Szybkim krokiem doszliśmy do taksówki a następnie na lotnisko. Po niedługiej odprawie, zajęliśmy miejsca w samolocie a już po chwili znajdowaliśmy się w powietrzu lecąc do Polski. Będę tęsknić za tym miejscem ale wrócę tu! Muszę! Tyle się tu wydarzyło, że nigdy nie zapomnę tego "porwania".
****
Dziękujemy,że tak niecierpliwie oczekujecie na nowe rozdziały. ;) Wakacje nareszcie coraz bliżej więc obiecujemy dodawać częściej :D
A co do rozdziału no to jest ten tak długo wyczekiwany pocałunek a nawet kilka :D
Czekamy na wasze opinie ;D
Komentujesz=Motywujesz :D

wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 18

Perspektywa Facundo
Rano, a właściwie w południe obudziły mnie padające na moją twarz promienie słoneczne. Otworzyłem oczy i ujrzałem rozłożoną na większości łóżka Paulinę. Obróciłem się na bok by mieć lepszy widok na jej twarz. Włosy żyły swoim życiem, usta lekko rozchylone, ale mimo to z lekkim uśmiechem na twarzy. Była taka piękna i niewinna jak spała. Wstałem delikatnie z łóżka, żeby jej nie obudzić i udałem się do kuchni w celu przygotowania śniadania. Nie bardzo wiedziałem co by tu zrobić więc postawiłem na zwyczajne naleśniki z bitą śmietaną i truskawkami. W szybkim tempie uporałem się z przygotowaniem ciasta i usmażeniem naleśników. Wszystko starannie ustawiłem na tacy wraz z tabletkami na ból głowy, bez których raczej nasza księżniczka się nie obejdzie. Po powrocie do sypialni postawiłem posiłek na szafce nocnej a sam ponownie położyłem się obok Pauli. Nie chciałem jej budzić lecz naleśniki stygły, dlatego delikatnie musnąłem jej policzek swoimi wargami. Nieznacznie się poruszyła, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
-Śniadanie-Wyszeptałem.
-O jak miło..-chciała usiąść ale zamiast tego chwyciła się za głowę- Nigdy więcej nie wezmę alkoholu do ust.
-Jasne, jasne.. a ja to Chuck Norris- Zaśmiałem się- Proszę.- podałem jej tabletki.
-Dzięki Ci..a teraz dawaj śniadanko, bo głodna jestem.
-No już już. Smacznego.-Posłałem jej uśmiech i zabraliśmy się za konsumowanie posiłku.

Perspektywa Pauli.
Po jakże miłym śniadaniu udałam się do łazienki. Po odświeżeniu, delikatnym makijażu i ubraniu się wyszłam do siatkarza zalegającego przed TV w salonie.
-Facoo..-zaczęłam siadając obok niego.
-Czego dusza pragnie?
-No bo wiesz...tak trochę nic nie pamiętam z nocy..- Zmieszałam się-Powiedz, że nie robiłam nic głupiego.-Spojrzałam na niego błagalnie.
-Po za tańcem z miotłą na stole, striptizem oraz krzyczeniem jak bardzo kochasz Justna Biebera to niiiic..
-O Boże.. jaki wstyd- Załamałam się a Faco wybuchnął śmiechem.
-Żartowałem. Spokojnie nic głupiego nie robiłaś.- Śmiał się dalej, a we mnie się zagotowało.
-Ugh.. jak ja Cię nienawidzę! No po prostu debil przez wielkie D!- Zaczęłam uderzać w niego poduszką. Oczywiście nie pozostał mi dłużny i wywiązała się z tego bitwa, by nie rzec wojna.
Z początku uderzałam w niego ze złości, ale po chwili przerodziło się to w zabawę. Ale to nie oznacza wcale, że mu odpuściłam to, iż mnie wkręcił. Co to, to nie! Ze mną nie ma tak łatwo. Po zakończeniu naszej "bitwy" usiadłam w rogu kanapy ignorując pytania siatkarza.
-Ej no.. chyba się nie obraziłaś?- Zapytał, a w jego głosie słychać było rozbawienie. Wzruszyłam ramionami i dalej przyglądałam się swoim jakże ciekawym paznokciom. Swoją drogą pasowało by zmienić kolorek i trochę je obciąć. Conte widząc, że go ignoruję dosiadł się bliżej mnie i już nic nie mówiąc, dalej patrzył w telewizor. Oczywiście byłabym głupia, gdybym pomyślała, że po prostu odpuścił, bo co chwilę dźgał mnie w żebra.
-Przestań!- wkurzyłam się
-Przecież nic nie robię!-Niewinnie się uśmiechnął.
-Już ja widzę to twoje nic.-Podniosłam się z kanapy.
-Ej gdzie idziesz?
-Przejść się.
-Ale tak beze mnie?
-Boisz się zostać sam?-uniosłam jedną brew.
-No weź, w nocy chciałaś cały czas być ze mną a teraz..?
-Taa wkręcaj mnie dalej.-Obróciłam się tyłem do siatkarza i chciałam ruszyć.
-Ale to akurat było fajne-momentalnie pojawił się przy mnie i przytulił się do pleców.
-Faco, proszę Cię. Powiedz mi serio co robiłam..
-Nic takiego. Pamiętasz, że byliśmy na plaży?-kiwnęłam głową.-No to chciałaś tam spać razem ze mną, zostać na tej plaży. A jak już zasnęłaś, to Cię zabrałem stamtąd. Gadałaś jakieś głupoty w aucie, śmialiśmy się z kierowcą ale niewiele rozumieliśmy. Jak udało mi się wyciągnąć Cię z tego auta, to zaniosłem Cię do pokoju i poszliśmy spać. Tyle.
Popatrzyłam na niego sceptycznie.
-Fajne bajki opowiadasz-odezwałam się i ruszyłam na balkon.
Zostawiłam Facu lekko zdziwionego w pokoju. Usiadłam na fotelu i wpatrzyłam się w jakiś punkt.
Może on jednak mówi prawdę..? W sumie ta ostatnia wersja jest prawdopodobna. Przyjmujący przyszedł też na balkon i oparł się o barierkę.
-Facundo..?
-Co tak oficjalnie?-Uśmiechnął się.
-Czyli nic się nie wydarzyło?
-No nic. Grzeczna nawet byłaś.
-To dobrze. Przegięłam z alkoholem. A miałam już nie pić. Czemuś mnie nie pilnował?-stanęłam obok niego.
-Chciałem, żebyś się dobrze bawiła-popatrzył mi głęboko w oczy.
-Oj Facu-przytuliłam się do niego.
-Za co ten przytulas?
-Nie mogę tak po prostu..?-podniosłam głowę i popatrzyłam mu w oczy. Delikatnie się uśmiechnął.
-Jasne, że możesz.
Facu zbliżył swoją twarz do mojej.
-Dziękuję że ze mną tu przyjechałaś-pocałował mnie w czoło.
-Dla Ciebie zawsze. Chociaż w sumie.. Zostałam tu "porwana".
-Ej no nie mów, że żałujesz?
-Nigdy w życiu. Patrz jak tu pięknie-rozejrzałam się.-Jeszcze z Tobą-zalotnie popatrzyłam na niego.
-Czy ty mnie aby nie podrywasz?-pstryknął mnie w nos.
-I zepsułeś wszystko-zaśmiałam się.
-Jeszcze powiedz że chciałaś mnie zaciągnąć do łóżka?
-Ciii, to dopiero wieczorem.
-Mrr nie mogę się doczekać-Faco się wyszczerzył.
-Haha mamy jakieś plany na dziś?-odezwałam się.
-Wylot jutro, więc.. plaża?
-Trzy razy tak! Z chęcią się wygrzeję na słońcu przed powrotem do Polski.
-To zbieraj się, za chwilę wychodzimy.
Przebraliśmy się i wyszliśmy z hotelu. Droga nam zleciała w przyjemnej atmosferze. Śmialiśmy się cały czas. Gdy dotarliśmy na miejsce rozłożyłam się na piasku z zamiarem łapania opalenizny.
Conte stanął nade mną.
-Znowu?-odezwał się.
-Ale co?-popatrzyłam na niego.
-Znowu cały czas masz zamiar leżeć?
-A jeśli to co?-wystawiłam mu język.
-Choodź ze mną do wody. Na chwilę. Prooooszę-zrobił oczka jak kot ze Shreka.
-Dobra, ale na chwilę.
Conte nic już nie powiedział tylko podał mi rękę. Pociągnął za sobą. Stałam w wodzie po kolana.
-Zadowolony? Mogę już wracać?-oparłam ręce na biodrach.
-Nie!-krzyknął i popchnął mnie do wody. Wstałam po chwili.
-Ja się z Tobą tak bawić nie będę-rzuciłam się na niego i oboje wpadliśmy do wody.
Facu siedział w wodzie, a ja mu na kolanach, twarzą zwróconą w jego stronę. Wody mieliśmy po szyję.
-Utopię się przez ciebie pewnego dnia.-Odgarniałam włosy z twarzy.
-Nie pozwolę na to-przyglądał się mi.
-Taaa, jako pierwszy będziesz się chciał mnie pozbyć.
-Eee, nie dziś.-Puścił mi oczko.-Spójrz, ludzie się na nas dziwnie patrzą. Może chcą więcej zobaczyć?-Poruszył zabawnie brwiami, objął mnie w tali i przysunął do siebie.
-Ale przedstawienie skończone-wystawiłam mu język i wstałam.-Idę na plaże.
Odeszłam od przyjmującego, który siedział dalej w wodzie. Gdy wyszłam na plaże i się odwróciłam, przyjmujący pływał już gdzieś w morzu.
Odnalazłam miejsce, gdzie mieliśmy rozłożone swoje rzeczy i ułożyłam się na ręczniku. Po chwili usłyszałam, że ktoś wymawia moje imię. Otworzyłam oczy i ujrzałam.. Diego.
-Ola siniorita-wyszczerzył się.
-No cześć-odwzajemniłam uśmiech i się podniosłam. Diego mnie od razu przytulił.
-Co taka piękna panna porabia tu sama?
-Ostatni dzień jesteśmy w Barcelonie, to korzystam z pięknego słońca.
-Zostań tu na dłużej, to zobaczysz, że taka pogoda jest codziennie. Znudzi Ci się po kilku dniach.
-Ee nie sądzę. Ale z chęcią bym tu została, albo chociaż wróciła kiedyś.
-A to zapraszam. Zawsze przyjmę tak cudownego gościa.-Uśmiechnął się uroczo.
-Kiedyś może skorzystam.
-Masz ochotę na kawę?
-Emm..

Perspektywa Conte.
Uwielbiam Barcelonę, uwielbiam Morze Śródziemne. Ale wracam do Pauli, niech sama nie leży.
Wyszedłem z wody i stanąłem na brzegu. Jakiś gościu stał obok Pauliny, kogoś mi przypominał.. Wiem! Diego.. Hmm znowu się zaleca do niej? Ruszyłem w ich kierunku.
-Masz ochotę na kawę?
-Emm..
-Z chęcią się wybierzemy.-Objąłem Paulinę ramieniem.
-No co Ty-dziewczyna lekko mnie zgromiła wzrokiem.-Ja zostaję na plaży, chcę się opalić. Jak chcecie to idźcie we dwoje.-Paula wyswobodziła się spod moich ramion.
-Ej no, bez Ciebie to nie to samo-chciałem zobaczyć jak się rozwinie sytuacja.
-Faco..
-Paula, no chodź-Diego złapał ją za rękę.-Ostatni dzień jesteś w Barcelonie, trzeba to wykorzystać.
-I wykorzystam, ale na opalaniu się. Nigdzie nie idę-usiadła z powrotem na ręczniku.
-To ja wam już nie będę przeszkadzać, miło było Cię znów zobaczyć.-Diego zwrócił się do Pauli.
-Ciebie też-uśmiechnęła się.
-Jak będziesz kiedyś w Hiszpanii, odezwij się. Miło było was poznać.-Uśmiechnął się delikatnie i odszedł.
-Musiałeś się wpieprzyć?-Od razu odezwała się do mnie Paula.
-Ale że jak?
-Z nikim nie mogę już porozmawiać, bo się wtrącasz-spuściła głowę.
-Troszczę się.
-To może troszkę mniej..?-Niepewnie się uśmiechnęła.
-Postaram się. A teraz.. Chodź, przejdziemy się po plaży.-Wyciągnąłem do niej rękę.
-Hmm.. no dobra.
Podniosła się z miejsca, założyła na siebie szorty i była gotowa. Uśmiechnęła się do mnie i ruszyliśmy.
Szliśmy brzegiem morza, woda co pewien czas obmywała nasze stopy. Śmialiśmy się cały czas i wygłupialiśmy. Ona cudownie wyglądała taka uśmiechnięta. Lekki wiatr rozwiewał jej długie włosy, delikatne rumieńce dodawały uroku. Śliczna jest..
-Co mi się tak przyglądasz?-Odezwała się.
-Pięknie wyglądasz.
-A weź..-szturchnęła mnie.
-No co? Prawdę mówię. Kolega Diego musiał to dostrzec.
-Haha zabawny jesteś. I zazdrosny?-Stanęła przede mną.
-Jasne że tak!-Zaśmiałem się. Uznała że żartuję.
-Oj Conte, Conte. Ty to jednak  jesteś..
-No jaki?-przerwałem jej.
-Niemożliwy!
-Ale za to jaki przystojny-mimowolnie przeczesałem włosy palcami, na co Paula zareagowała wybuchem śmiechu.
-Zjadłabym coś-zmieniła temat.
-To chodź.
Pociągnąłem ją za sobą, do małej kawiarenki na plaży.
-Co byś zjadła?-zapytałem od razu.
-Emm..
-To może coś lekkiego? Sałatka?
-Może być.
-Ej no, nie możesz się tak na wszystko zgadzać.
-To chcę jeszcze koktajl-wystawiła mi język.
-I to mi pasuje. Siadaj gdzieś, zaraz przyjdę.

Perspektywa Pauli.
Usiadłam przy jednym ze stolików i czkałam aż wróci Conte. Po chwili pojawił się zadowolony przyjmujący.
-Coś taki szczęśliwy?-zagadałam.
-Bo Ciebie widzę.
-Ahaa jasne. A tak serio?
-Zwyczajnie się cieszę że jesteś tu ze mną.-Złapał mnie za rękę.
-Do usług. Co zamówiłeś?
-Zobaczysz. Smaaczne.
Po kilkunastu minutach pojawił się przystojny kelner bez koszulki i podał nam nasze zamówienie. Zapatrzyłam się na niego. Uśmiechnął się uroczo, życzył smacznego i oddalił się.
-Ej!-kopnął mnie lekko pod stołem Facu.
-Słucham..?-Popatrzyłam na niego. Był lekko naburmuszony.
-Podoba Ci się?
-No ba! Te jego.. oczy-zaśmiałam się.
-Jasne, oczy. Chyba klata.
-Tobie też niczego nie brakuje.
-Jakoś na mnie się nigdy tak nie zapatrzyłaś.-Założył ręce na klatce.
-Oj nie dąsaj się. Co ciekawego zamówiłeś?-popatrzyłam na to co widniało na stoliku.
-Koktajle plus sałatka z tropikalnych owoców. Pasuje?
-Jasne że tak! Wygląda smakowicie.
Zabraliśmy się do konsumpcji. Śmialiśmy się przy tym dużo.
Po prawie godzinie spędzonej w kawiarni zebraliśmy się z powrotem. Dzień się już kończył, słońce zaczynało chylić się ku zachodowi. Szliśmy praktycznie w ciszy. Było słychać tylko odgłosy natury, szum morza i wiatru. Zatrzymałam się na chwilę, Conte stanął obok.
-Co jest?-popatrzył na mnie.
-Nic. Po prostu pięknie tu jest. Szkoda, że nie możemy zostać dłużej.
-Ale możemy tu wrócić.
-Taa.. Skończysz sezon klubowy, potem reprezentacja.
-Mam zawsze kilkanaście dni wolnego.
-Ja mam studia, pewnie będę musiała wszystko pozaliczać po sezonie z wami.
-To cię znowu porwę. Co za problem?-zaśmiał się.
-Haha, to może przejść.
-Nie martw się na zapas. Wrócimy tu jeszcze-objął mnie delikatnie i staliśmy tak wpatrzeni w morze.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wracamy z 18 ;)
Po 1. Przepraszamy za taki długi czas nieobecności ale jest końcówka roku szkolnego więc oceny trzeba poprawić :<
Po 2. Obiecujemy poprawę! :D
Po 3. Cieszymy się, że tak niecierplwie oczekujecie na rozdziały, bo przynajmniej wiemy, że jest dla kogo pisać! Dziękujemy :*
Po 4. Do następnego ;*

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 17

Obudziłam się po 8 objęta przez Facundo. Nie powiem, miłe to było. Delikatnie wyślizgnęłam się z łóżka i skierowałam swoje kroki do łazienki. Narzuciłam na siebie wygodne ciuchy i weszłam z powrotem do pokoju. Conte tak słodko spał, rozłożony na całym łóżku. Złapałam szklankę, nalałam sobie soku i wyszłam na balkon. Usiadłam na fotelu i podkurczyłam kolana pod brodę. Barcelona jest cudowna. Mogłabym tu zamieszkać, albo w innym ciepłym miejscu. Zero śniegu, mało deszczu. Nie to co w Polsce. Jest grudzień, to pewnie u nas śniegu nasypało. Nie mam ochoty tam wracać.
-Już nie śpisz?-z rozmyślań wyrwał mnie Conte, który stanął w drzwiach balkonowych i oparł się o framugę.
-A jakoś nie mogę już spać. Rozpychałeś się na łóżku-zaśmiałam się.
-Jasne, chciałabyś-usiadł obok mnie.
-O której jest dzisiaj w ogóle ten ślub?
-Nie wiem.
-Jak nie wiesz?-nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.
-Przecież to nie mój ślub-wzruszył ramionami.
-Ale twojej siostry.
-Oj tam, zadzwonię do niej i się dowiem
-Jasne, niepokój pannę młodą w tak ważnym dniu dla niej.
-O straaaszne- skwitował.-Jeżeli chce, żebym się pojawił, to mi powie kiedy jest wszystko.
-Masz przecież jeszcze drugą siostrę. Jej nie możesz spytać?
-A no mogę. Nie martw się, dotrzemy na czas. A teraz rozkoszuj się tak pięknym porankiem-Facu zamknął oczy i wystawił twarz do słońca.
-Oj Conte, Conte. Jakiś ty nieogarnięty-rozłożyłam się wygodnie na fotelu i napawałam się ciepłymi promieniami słońca.
Poranek i przedpołudnie jakoś nam zleciało. Okazało się, że ślub jest o 17 miejscowego czasu. Przygotowania? Dużo my ich nie mieliśmy. Przebrać się i tyle. Koło 13 zadzwoniła jeszcze do Facu Camila. Na zakupach obiecała mi torebkę i dodatki. Poinformowała, żebym po 15 się stawiła u niej w hotelu. Jak chciała, tak zrobiłam. Conte odprowadził mnie pod budynek, a potem już sama dotarłam do jej pokoju. Niepewnie zapukałam, a jak usłyszałam "Proszę", pchnęłam drzwi. Moim oczom ukazał się dość duży pokój. Nic by nie było w nim dziwnego, gdyby nie fakt, że było w nim chyba z 15osób. Lekko mnie to zamurowało. Cami od razu do mnie podeszła, przywitała promiennym uśmiechem i pociągnęła za sobą.
-Mam nadzieję, że wzięłaś ze sobą sukienkę i butki?-lekko przerażona popatrzyła na mnie.
-Jasne, że mam. Ale nie wiem po co..
-Jak po co? Na mój ślub!
-No tak, ale przyszłam tu tylko po dodatki a nie..
-Oj tam dodatki. Mamy tu fryzjerki i makijażystki. Zrobimy się na bóstwo!-wykrzyknęła radośnie.
-Emm..-nic innego nie potrafiłam w tym momencie z siebie wydusić. Byłam zszokowana.
-A tak w ogóle to poznaj Manuelę, siostrzyczkę naszą.
-Cześć-młodsza z sióstr podała mi rękę.
-Cześć, miło mi poznać.-Odezwałam się.
-Oj nie gadajcie tylko bierzmy się do roboty!-Camila cały czas się uśmiechała.
Panna młoda pociągnęła mnie za rękę i usadowiła koło jednej kobiety, która od razu zabrała się za moje włosy. Inna czesała Camilę, a Manuela usiadła na sofie i się przyglądała. Cały czas byłam lekko speszona, ale po chwili się ożywiłam i na luzie rozmawiałam z dziewczynami. Kiedy moja fryzura była już zrobiona, fryzjerka zabrała się za Manuelę. Po chwili i ona była gotowa, to za nasz makijaż zabrali się dwaj panowie. Lekko się obawiałam co z tego wyjdzie, ale dziewczyna posłała mi pokrzepiający uśmiech. Usiadłyśmy wygodnie na fotelach, a panowie zabrali się za robotę. Po jakichś 20minutach obie byłyśmy gotowe, a Camila rozpoczynała makijaż. Przejrzałam się w lustrze. Wow! Wyglądałam.. świetnie! Długie włosy były rozpuszczone i zakręcone w loki, lekki makijaż podkreślał kolor moich oczu. Nie mogłam się nadziwić, jak facet potrafił tak świetnie mnie pomalować! Ja sama tak nie umiem! W niedługim czasie i Camila miała skończony makijaż. Wyglądała fenomenalnie. Z Manuelą przebrałyśmy się w weselne kreacje. Panna młoda siedziała zamyślona.
-Ej Cami. Co jest?-siostra zwróciła się do niej.
-Nic-uśmiechnęła się.-Po prostu nie wierzę, że biorę ślub.
-No weeeź. Od dawna to planowałaś. W końcu musiał przyjść ten dzień.
-Tak. Ale jesteś ze mną Ty, jest Theo, Faco uznajmy że też-zaśmiały się.-Jest z nami Paula-podeszła do mnie i się przytuliła.-Dziękuję Ci.
-A mi za co? Znamy się dopiero kilka dni.
-Oj tam, ale czuję że z Facundo się dogadujecie. Jesteście dla siebie stworzeni. On jest wreszcie szczęśliwy z kimś.
-Emm miło mi to słyszeć-byłam speszona, no bo w końcu z Faco nie byliśmy parą.
-Koniec tych sentymentów-odezwała się Manuela.-Jeszcze się popłaczemy i makijaż spłynie. Cami bierz sukienkę i się ubieraj.
-Dobra, już.-Panna młoda wzięła swoją kreację i zniknęła w łazience.
-Paula a dla Ciebie mam tu naszyjnik i kolczyki-młodsza z sióstr zwróciła się do mnie.-A torebkę Ci już przyniosę.-Zniknęła w pokoiku obok, by po chwili pojawić się z małą kopertówką.
-Dzięki, jesteście kochane.
Po chwili Camila ukazała się nam w ślicznej, śnieżnobiałej sukience z dekoltem w kształcie serca i welonem na głowie. Nie mogłyśmy oderwać oczu. Cami stała rozradowana taką reakcją.
-Na co wy jeszcze czekacie?-Do pokoju wpadła Pani Conte.-Ślub za 45min a wy jeszcze w hotelu. Zbierać się moje drogie.
-Beze mnie i tak nie zaczną-zaśmiała się Camila.
-Może i nie, ale nie wypada się spóźnić na swój ślub.
-Oj no nie panikuj. Gotowe jesteśmy to idziemy.
Pozbierałyśmy wszystko co miałyśmy wziąć, panna młoda złapała do ręki jeszcze swój bukiet ślubny z fioletowych róż i wyszłyśmy z pokoju. Zjechałyśmy windą do holu, gdzie czekali na nas Pan Conte wraz ze swoim synem. Obaj wyglądali elegancko. Facundo gdy nas tylko zobaczył, z wrażenia otworzył szerzej oczy i zaniemówił.
-Panowie, nie stać tak tylko zbieramy się.-Pani Conte w dalszym ciągu dyrygowała wszystkimi.
-Woow! -odezwał się w końcu Faco.-Cudownie..
-Ej no, to są twoje siostry-powiedziałam do przyjmującego, gdy podszedł do mnie.
Rodzice z córkami szli przodem a Faco objął mnie w pasie i szepnął do ucha:
-Kto powiedział, że mówie o siostrach.
Uśmiechnęłam się tylko i wyszliśmy na zewnątrz. Wsiedliśmy do dwóch nowoczesnych, czarnych Audi A5 przystrojonych w ślubne kwiaty.
W jednym siedzieli rodzice z Camilą i Manuelą, drugie było dla mnie i Facu.
-Czemu nic nie mówisz?-odezwałam się po kilku minutach jazdy.
-Wyglądasz ślicznie-popatrzył na mnie przez kilka sekund i się uśmiechnął.
-Nie to chciałam usłyszeć, ale miło mi.
-To co chcesz wiedzieć?
-No nie wiem, cokolwiek. Zdenerwowany jesteś?
-Ja? Niby czemu?
-Twoja młodsza siostrzyczka bierze ślub i to wcześniej niż ty-zaśmiałam się.
-Nie bój się, na naszym ślubie będę się stresować. Jej, to jest mały pikuś.
-No w sumie.. Czekaj! Co? "Naszym ślubie"? Ty się tak nie rozpędzaj.
-W końcu jesteśmy parą kochanie-mocno zaakcentował ostatnie słowo.
-Pamiętaj że tylko wyimaginowaną parą.
-Ciii jeszcze ktoś usłyszy-wystawił mi język.
Po kilkunastu minutach dojechaliśmy na miejsce, pod pewien kościół. Cudny budynek, Facu powiedział że to Kościół Santa Maria del Mar w Barcelonie. Z zewnątrz wyglądał świetnie, w środku jeszcze lepiej.
Usiedliśmy z Facundo w jednej z ławek. Pan młody czekał już na swoją wybrankę przy ołtarzu, a obok niego jego przyjaciele jako drużbowie. Widać było po nim, że jest lekko spięty. Po chwili rozbrzmiały kościelne ograny i jedna po drugiej pojawiały się drużki panny młodej. Stanęły obok siebie, wszystkie ubrane na fioletowo. Najbliżej Camili miała stać Manuela.
Wreszcie do ołtarza zbliżała się i sama Camila. Rozpromieniona ze szczerym uśmiechem, szła pod rękę z tatą. Przy ołtarzu dostała błogosławieństwo od niego i stanęła obok Theo.
Sama ceremonia przebiegała w języku hiszpańskim, Faco mi tłumaczył praktycznie cały czas. W Pewnym momencie do pary młodej podeszła dwójka małych dzieci i wręczyła im coś. Zdziwiona popatrzyłam na Facundo. Wytłumaczył mi, że to taka tradycja. Dzieci wręczają nowożeńcom 13 monet, które symbolizują wspólnotę materialną, "to, co moje, jest teraz i twoje". Camila z Theo założyli sobie obrączki i zostali małżeństwem.
Po wyjściu z kościoła deszcz ryżu zesypał się na nowożeńców. Oboje wsiedli do jednego z aut wraz z głównymi drużbami, a my z rodzicami Conte. Facu wsiadł za kierownicę i ruszyliśmy na wesele. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Para młoda już czekała przed wejściem na wszystkich gości. Gdy ostatnia osoba stanęła przed lokalem, nowożeńcy przywitali się i zaprosili do wspólnego świętowania. Weszliśmy do środka, każdy zasiadł do odpowiedniego stolika. Sala wyglądała ślicznie. Wszystko pod kolor, na fioletowo.
Z Faco siedzieliśmy razem z parą młodą, rodzicami i drużbami przy jednym stoliku. Kelnerzy częstowali najpierw koktajlami oraz przekąskami. Później dania główne, m.in. gazpacho, krewetki, homar.. Hmm kuchnia typowo hiszpańska. W tle leciała muzyka, a od czasu do czasu to i goście coś podśpiewywali, wznosili toasty za parę młodą i nie tylko. Po wszystkich daniach kelnerzy wwieźli na salę duży tort weselny. "Młodzi" stanęli obok niego. Posypały się kolejne toasty. Camila z Theo pokroili w końcu tort dla siebie i się nim nakarmili. Reszta tortu poszła dla gości. Po skonsumowaniu ciasta, nowożeńcy zaczęli "odwiedzać" wszystkie stoliki. No tak, mają taką tradycję. Minęło już kilka godzin wesela a na parkiecie nie ma nikogo. Zdziwiłam się, ale Faco wytłumaczył mi, że nowożeńcy najpierw odwiedzają wszystkich gości przy stolikach, później dopiero zaczynają się tańce.
Siedzieliśmy przy stoliku rozmawiając. Strasznie fajnych znajomych mają Camila i Theo. Dużo rozmawiałam z Diego, bratem pana młodego. Przesympatyczny człowiek. Facu przyglądał się trochę jakby był zazdrosny. Bawiło mnie to. W końcu muzyka rozbrzmiała głośniej i na parkiecie pojawili się nowożeńcy. Zatańczyli tango argentyńskie. Aww jak cudnie! Po ich tańcu na parkiet wchodzili goście weselni. Facu złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Zatańczyliśmy kilka piosenek. Przeróżnych, ale wszystkie w klimacie latynoamerykańskim. Usiedliśmy na chwilę przy stoliku. Kelnerzy kręcili się po sali z drobnymi przekąskami i napojami, alkoholowymi i nie tylko. Facu wziął dla nas jakieś drinki. Mmm ciekawy smak. Podszedł Diego i z uroczym akcentem zaprosił do tańca. Bez przeszkód podniosłam się z miejsca.
-Mnie nie zapytasz o zgodę?-odezwał się Conte.
-Wiem że i tak pozwolisz-strzeliłam smajlem i ruszyłam z Diego na parkiet.
Drużba nie dość że przystojny, to jeszcze świetnie tańczy. Zatraciliśmy się w piosence. Puścili wolny kawałek. Diego zbliżył się do mnie i objął delikatnie. Uśmiechnęłam się i też zbliżyłam do partnera. Po kilku przetańczonych kawałkach wróciliśmy do stolika.
-Gdzie jest Faco?-zapytałam Manueli, gdy nie zauważyłam go przy stoliku.
-Chyba wyszedł na zewnątrz, ale nie jestem pewna.
-Aaa okej, dzięki.-Skierowałam się do drzwi. Gdy tylko je przekroczyłam zauważyłam przyjmującego opartego o barierkę werandy. Przybliżyłam się do niego i przybrałam taką samą pozycję. Staliśmy przez chwilę w milczeniu. W końcu odezwał się Conte.
-Już nie tańczysz?
-Jak widzisz.. Partner mi uciekł.
-Trzeba było trzymać Diego bliżej siebie to by nie uciekł.
-Ej Conte. Czy ty aby nie jesteś zazdrosny?
-O niego?-popatrzył na mnie.-Proszę Cię..-skwitował.
-Moim partnerem tego wieczoru jesteś tylko i wyłącznie ty.
-Jasne.-ruszył do środka.
-Facu, proszę-ruszyłam za nim i złapałam za rękę.
-Już Cię nie oddam nikomu tej nocy-nachylił się i szepnął mi do ucha.-Żaden Diego czy inny drużba Cię nie zabierze.
Uśmiechnęłam się na te słowa. Weszliśmy po raz kolejny na parkiet i daliśmy się ponieść muzyce. Tańczyliśmy blisko nowożeńców. Conte chciał potańczyć z siostrą. Wymieniłyśmy się z Camilą partnerami. Theo ze szczerym uśmiechem porwał mnie w tany. Zastanawiam się czy wszyscy faceci z Argentyny czy Hiszpani tak dobrze tańczą?
-Dobrze się bawisz?-zagadał w pewnym momencie.
-Jasne! Umiecie zrobić imprezę-zaśmiałam się.
-Ma się te zdolności. A tak w ogóle.. Spodobałaś się mojemu bratu.
-Yyy Diego?-zaskoczyło mnie to.
-Tak, Diego. Szkoda że jesteś z Facudno-puścił mi oczko.
-I szkoda że z Polski.
-Ee to żadna przeszkoda.
-No weź. Nie swataj mnie. To twoje wesele.
-Ehh no dobrze.
Całe szczęście skończyła się piosenka i pojawił się z powrotem przy nas Facu, bo nie wiem co by wyszło z rozmowy z Theo. Nowożeńcy tańczyli dalej a my złapaliśmy kolejne drinki. Zaczynało się mi lekko kręcić w głowie od alkoholu. Około godziny pierwszej w nocy rodzice, ciotki, wujkowie i dzieciaki zaczynali się zmywać. A my? Nowożeńcy zarzucili ciut luźniejsze kreacje i razem z przyjaciółmi i znajomymi.. udali się na miasto. Tym to mnie zaskoczyli, ale podobno zawsze tak jest. Z Manuelą zmieniłyśmy tylko buty na płaskie sandałki i ruszyliśmy bawić się. A jak zabawa, to kluby. Jeden klub, jeden drink, kilka przetańczonych piosenek i kolejna impreza.. To potem kolejna, i kolejna, i kolejna.. W końcu nad ranem wylądowaliśmy na plaży. Ognisko przygotowane, puffy ułożone, muzyka..


Perspektywa Facundo
Paulina była zaskoczona formuła tutejszego wesela. Trochę ją poniosło ze świętowaniem i nad ranem już padała, trochę od zmęczenia i trochę od alkoholu.
-Alee Facu paamiętaj-zaczynała trochę bredzić.-Diego to tylko koleega, ty jesteś dla mnie najwaażniejszy.
-Tak, tak. Może już pójdziemy?
-No co tyy-wyłożyła się na puffie.-Wygodniee tuu. Jeszcze z tobą.
-Paulina, proszę..
-Ciiii-przyłożyła mi palec do ust.-Połóż się obook.
-Okej, za chwilę. Leż spokojnie.
Uśmiechnęła się tylko i zmorzył ją sen. Podszedłem do Cami i oznajmiłem że się zmywamy. Kierowca podjechał autem, a ja złapałem Paulę na ręce. Dziewczyna oplotła mnie za szyję. Zaniosłem ją do samochodu, ułożyłem ją delikatnie w aucie i pojechaliśmy do hotelu. W drodze dziewczyna coś gadała przez sen, ale nic konkretnego nie mówiła. Gdy dojechaliśmy, wyciągnąłem ją z trudem z auta. Upierała się, że tam będzie spać. W końcu dało mi się ją wziąć znowu na ręce. Zaniosłem po cichu do hotelu, potem do windy i na górę. Najgorzej było otworzyć drzwi do pokoju, ale udało się. Położyłem ją do łóżka, a sam skoczyłem pod prysznic. Gdy wróciłem do pokoju, Paulina smacznie spała zawinięta w kołdrę. Ułożyłem się obok i momentalnie zasnąłem.
---------------------------------------------------------------------------------------------
oho! powrót po dłuższej przerwie. wybaczcie że tak długo, ale nauka, MATURY, szkoła.. nie ma lekko ;)
alle wróciłyśmy z weselichem :D podobało się? :)

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 16

-Miałam 13lat kiedy się wszystko zaczęło.. rodzice coraz mniej się mną interesowali, matki nie było w domu prawie wcale, wracała może raz na dwa dni by się przespać a ojciec hmm.. dobre pytanie.. ojciec był przystojny a do tego biznesmen w sumie to odkąd tylko pamiętam miał co tydzień nową laskę.. nieraz słyszałam w nocy ich dzikie orgie za ścianą co nie było przyjemne. Kiedyś nie wytrzymałam i po prostu w środku nocy wybiegłam z domu. Wpadłam na jakiegoś chłopaka miał 16lat. Zapoznałam się z nim i trochę chodziliśmy bez celu po parku. Po pewnym czasie ta znajomość się rozwijała a ja się w nim zakochałam. Poznałam jego znajomych, hobby i niestety uzależniania. Lubił chodzić na imprezy mocno zakrapiane. Mogłam dla niego zrobić wszystko i tak też się stało. Zaczęłam pić, palić a po pewnym czasie nawet ćpać.. Z początku mi się to podobało nawet bardzo. Kiedy wciągnęłam kreskę czułam się wolna. Zapominałam o wszystkim. Ciągnęło się to przez lata. Do szkoły chodziłam sporadycznie, lecz nauczyciele niczego nie podejrzewali, bo byłam dobrą uczennicą. W wieku 15 lat byłam z nim nadal. On miał już 18 a nigdy nie posunął, ani nie próbował się posunąć do niczego więcej. Kiedy go zapytałam, dlaczego nie chce uprawiać seksu odpowiedział, że jest chory na HIV i nie chce mnie zarazić, bo jestem pierwszą dziewczyną w której na serio się zakochał. Pewnego dnia kiedy kiedy byliśmy na imprezie do lokalu wpadła policja. Zaczęli nas przeszukiwać a ja miałam w przy sobie 2 torebki marihuany tak samo jak Adrian. Wtedy się wszystko zaczęło.. przesłuchania, sądy.. rodzice byli źli i załamani. Za każdym razem wykrzykiwałam im prosto w twarz, że ich nienawidzę, że to przez nich się stoczyłam.. Adrian po wszystkim trafił do więzienia na kilkanaście lat, bo miał już brudno w papierach wcześniej. U mnie zakończyło się tylko na kuratorze.
-No a co z nim? Nadal macie kontakt-Zapytał łamiącym się głosem
-Niee.. Po jakiś dwóch miesiącach jego prawnik poprosił mnie abym go odwiedziła. Tęskniłam za nim i to bardzo więc bez niczego się zgodziłam. Już drugiego dnia siedziałam w sali odwiedzin i na niego czekałam. Kiedy tylko wszedł i rozpięli go z kajdanek rzuciłam mu się na szyję płacząc. Jemu też popłynęło kilka łez. Przeprosił mnie za to, że mnie w to wciągną. Powiedział, że zawsze będzie mnie kochać ale on już dłużej nie wytrzyma. Na początku nie zrozumiałam o czym mówił, ale jak do mnie dotarło to zapytałam tylko czy jest pewien. Przytaknął. Musiałam mu obiecać, że znajdę kogoś kto będzie na mnie zasługiwał i będzie mnie kochał tak jak on, że założę rodzinę. Nie chciałam ale nalegał. Ostatni raz się przytuliliśmy i złączyliśmy w namiętnym pocałunku. Kiedy wyszłam z tamtego budynku biegłam ile sił w nogach by zapomnieć o tym i w taki sposób dotarłam na sale.. dzięki siatkówce wyleczyłam się z nałogu jakim było ćpanie a alkohol ograniczam do minimum. Resztę już znasz..- z moich oczu płynęło coraz więcej łez.. Conte nie wiedział co powiedzieć tylko przytulił mnie do siebie mocniej.
-Dziękuję, że mi powiedziałaś i że...-zaczął ale mu przerwałam.
-Nic nie mów..  prostu bądź.- podniosłam zapłakany wzrok i spojrzałam w jego zszokowane, smutne oczy. Przybliżyłam twarz do jego i delikatnie musnęłam jego policzek. Chwilę leżeliśmy w ciszy.
-Słuchaj.. może warto spróbować jeszcze raz leczyć kolano?
-Mówiłam Ci już co mi powie..-zaczęłam ale mi przerwał.
-Tak, tak, że nie da się nic zrobić. Ale medycyna się posunęła do przodu.. popatrz na nas siatkarzy.. tyle kontuzji, zerwanych więzadeł i nadal gramy.. Klub Ci na pewno pomoże, znajdziemy najlepszego ortopedę i wrócisz do gry!
-Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała, ale chyba się boję rozczarowania.. narobię sobie nadziei a jeżeli się okaże, że to na nic to się znów załamię..
-Uda się! Pomogę Ci we wszystkim i razem przez to przejdziemy!-Miał tyle determinacji w głosie,że aż mu zazdroszczę.- Panno Musik! chcę panią zobaczyć na boisku z orzełkiem na piersi!-Zaśmiał się.
-No dobra.. po powrocie zobaczymy co da się zrobić.- Uśmiechnęłam się. -Chodźmy spać.. jest już nad ranem- Westchnęłam..
-Oj tam..-wzruszył ramionami- Dobranoc piękna- Pocałował mnie w skroń. Na słowo "piękna" przyjemny dreszcz przeszedł przez moje ciało. Z uśmiechem na twarzy usnęłam.

Rano kiedy wstałam Facundo obok mnie nie było. Słyszałam jak w łazience leje się woda, więc bierze prysznic. Pomyślałam o dzisiejszej nocy.. Obdarzyłam tego człowiekiem takim zaufaniem jak nikogo po za Adrianem. Tak bardzo bym chciała, żeby ta obietnica dana temu chłopakowi przed jego śmiercią się spełniła. Chciałabym, żeby był dumny, że ułożyłam sobie życie i spędzam je szczęśliwie, że nie stoczyłam się na dno po jego śmierci, że nie zaćpałam się na śmierć.. po prostu się podniosłam a przy okazji znalazłam pasję i sens życia. Wiem, że on tego chciał. Moje przemyślenia przerwał wychodzący z łazienki Conte. Miał na sobie tylko bokserki a z włosów kapały kropelki..Awww.. jak on sexi wygląda! Zmierzyłam go wzrokiem myśląc, że tego nie zauważy.. a jednak.. zaśmiał się tylko, a ja spuściłam głowę i weszłam do łazienki. Po szybkiej toalecie i prysznicu udałam się do hotelowej restauracji, gdzie przyjmujący czekał na mnie z naleśnikami.
Całe śniadanie minęło nam w ciszy, naleśniki były przepyszne. Po zjedzeniu wróciliśmy do pokoju i każdy udał się w swoją stronę czyli Faco na kanapę, a ja się zbierać do wyjścia z Camilla. Założyłam na siebie shorty i luźną bluzkę. Pogoda w Barcelonie nas rozpieszcza.. Pomalowałam jeszcze rzęsy i byłam gotowa do wyjścia. Akurat rozbrzmiało pukanie więc poszłam otworzyć.
-No cześć, szwagierka- Przywitała się ze mną całusem w policzek- Idziemy?
-Jasne- Zaśmiałam się- Facundo! Wychodzę!-Krzyknęłam ale jedynie podniósł rękę.
Do Centrum handlowego z racji tego, że było ponoć blisko udałyśmy się na nogach. Przechodząc obok bloku na którym byłam z siatkarzem uśmiech sam cisnął się na usta.
-Camil, mogę Cię o coś zapytać?
-Więc jednak, co tam mój braciszek narozrabiał?- Zaśmiała się a ja spojrzałam na nią pytająco, skąd wiedziała co co chodzi?- Widziałam jego zachowanie dzisiaj rano..- Sprostowała
-No bo widzisz.. nie mam kolorowej przeszłości no i wczoraj a właściwie dzisiaj chciał, żebym mu coś opowiedziała. No i po tym wszystkim było spoko, gadaliśmy normalnie a dzisiaj rano nawet słowem się do siebie nie odezwaliśmy.- Skrzywiłam się.
-Słuchaj.. on zawsze taki był..jak mu się o czymś powiedziało poważnym albo się zwierzyło to zamykał się w sobie i to wszystko analizował, myślał nad tym.. taki typ człowieka.- Powiedziała poważnie
-Czyli mam się nie przejmować?
-Nie.. zobaczysz, wrócimy i będzie już wszystko okej..- Zaśmiała się.- A teraz pełen luz i idziemy szaleć!
Weszłyśmy do centrum a moja szczęka opadła do ziemi. Polskie galerie się przy tym chowają.
-Jak szaleć to szaleć po całości!- pociągnęłam siostrę siatkarza za rękę i ruszyłyśmy na podbój.
Przymierzałyśmy wszystko co się da co chwilę wybuchając śmiechem. Ludzie patrzeli na nas jak na istoty z innej planety, ale nie zwracałyśmy na to uwagi! Swoją drogą to z Camillą mam naprawdę dobry kontakt z czego jestem bardzo zadowolona. Fajnie mieć zaufaną osobę w płci damskiej, a nie tylko męskiej!. Chodząc po sklepach wzbogaciłam się o dwie letnie sukienki i krótkie spodenki. Zostało nam tylko kupić jakąś sukienkę na ślub.
-A ta?-Wskazałam manekina w sukience.
-Niee.. za długa!- Skrzywiła się
-To może ta?
-Dziewczyno! Ty masz 24 lata a nie 40!-zmroziła mnie wzrokiem- Ta będzie idealna!- Krzyknęła kiedy zobaczyła sukienkę obok w sklepie.
-No coś ty.. za krótka jest..-skrzywiłam się.
-Idealna! Idź przymierz!-popchnęła mnie w stronę przymierzalni.
Niechętnie założyłam na siebie sukienkę ale efekt mnie nawet zadowolił. Dopasowana, czerwona sięgająca do połowy ud. Uśmiechnęłam się i wyszłam zaprezentować się Camili.
-Wooow!Ale z Ciebie laska!- Zagwizdał jakiś młody chłopak. Posłałam mu delikatny uśmiech i puściłam oczko.
-Co sądzisz?-Zwróciłam się do dziewczyny.
-Booomba! Facudo szczęka opadnie! Bierzemy!
Wzmianka o siatkarzu chyba jeszcze bardziej pchnęła mnie do zakupu. Szybko przebrałam się i udałam do kasy. Ale kiedy usłyszałam cenę oczy wyszły mi na wierzch! Dlaczego ja wcześniej na nią nie spojrzałam! Toż to prawie wszystkie moje oszczędności są! No ale już nie było odwrotu. Zapłaciłam i wyszłam ze sklepu.
-Zbankrutuje, a jeszcze buty muszę kupić!- Załamałam się
-Spokojna twoja rozczochrana! Kupimy buty, a torebkę i dodatki pożyczę Ci ja!- Zachichotała.
Kupiłam czerwone szpilki, na które namówiła mnie Camila. Swoją drogą były wygodne ale mega wysokie! Dziewczyna odprowadziła mnie pod hotel i poszła do siebie. Wbiegłam na górę, gdzie zastałam siatkarza w takiej samej pozycji co był, gdy wychodziłyśmy.
-Ale z Ciebie leń Conte..!-siadłam obok niego..- Jedziemy nad wodę? Aż żal marnować taką piękną pogodę.
-Możemy- wzruszył ramionami nawet nie patrząc na mnie  i to mnie wkurzyło. W oczach zaczęły zbierać się łzy.
-Wiesz co.. zaczynam żałować, że Ci o tym wszystkim powiedziałam!- Krzyknęłam i szybkim krokiem udałam się w stronę sypialni. Będąc przy drzwiach poczułam jak przytula się do moich pleców.
-Przepraszam- wyszeptał wprost do mojego ucha.-Taki już jestem, że muszę wszystko przemyśleć, przeanalizować.
-Zachowuj się normalnie, tak jakbym Ci niczego nie powiedziała!- Odwróciłam się do niego przodem.
-Dobrze..-Uśmiechnął się delikatnie.- Zbieraj swoje zgrabne cztery litery i jedziemy nad wodę- Pocałował mnie w skroń i poszedł do łazienki.
Zebrałam swoje rzeczy i złapałam w rękę bikini. Gdy tylko Conte opuścił toaletę, szybko się tam przebrałam i byliśmy gotowi do wyjścia. Spacerkiem, powoli dotarliśmy na plażę. To nie jest to samo co w Polsce. Morze ma cudny kolor, plaże zadbane, ludzie przyjaźni. Rozłożyliśmy się wygodnie na piasku, kilka metrów od wody. Położyłam się od razu na ręczniku z zamiarem złapania hiszpańskiej opalenizny.
-No co ty!-odezwał się od razu Facu.-Nawet nie mów, że masz zamiar leżeć cały czas?!
-A nawet jeśli, to co?-wystawiłam mu język.
-Tak nie będzie-widziałam iskierki w jego oczach. Coś kombinował.
Momentalnie usiadłam i patrzyłam na Conte, który nad czymś myślał. W końcu wielki uśmiech pojawił się na jego twarzy, schylił się do mnie, złapał na ręce i zaniósł do morza. Nawet nie zorientowałam się kiedy wylądowałam w wodzie. Gdy stanęłam na nogi, obok mnie był przyjmujący, który składał się ze śmiechu. Niewiele myśląc pchnęłam go, ale on zwinnym ruchem złapał mnie za rękę i oboje wylądowaliśmy w wodzie. Na szczęście było płytko, bo z moimi umiejętnościami pływackimi poszłabym na dno. Wsparłam się na Facu i wstałam.

Perspektywa Conte.
Paulina podniosła się do pozycji stojącej. Kropelki wody cudnie spływały po jej długich włosach. Odgarnęła je do tyłu i się zaśmiała.
-Jesteś jak dziecko-odwróciła się i chciała iść na plaże.
-Ej no, nie zostawiaj mnie tu!
-Poradzisz sobie sam.
-Ale no weź..-ruszyłem za nią, złapałem w tali i przyciągnąłem do siebie.-Nie masz ochoty popływać?-Wyszeptałem jej do ucha.
-Jasne, prędzej się utopię-zaśmiała się.-Idź pływać, ja poleżę.
Wyswobodziła się z moich ramion i poszła na ręcznik, a ja dałem nura w wodę. Po kilkunastu minutach wróciłem na plaże i stanąłem nad Pauliną.
-Robisz mi cień-odezwała się od razu.
-Żeby tylko..-skwitowałem i usiadłem na jej kolanach.
-Zimny jesteś!-krzyknęła od razu.
-Niee, tylko mokry. Ale ty rozgrzana.-strzeliłem smajlem.
-Złaź ze mnie wielkoludzie. Chcę się opalić na jutrzejsze wesele.
-Co kupiłyście z Camilą?-zmieniłem temat.
-Sukienkę na jutro.
-Dooobra, ale jaką?
-Zobaczysz jutro-wystawiła mi język.
-Nie jutro! Ja chcę wiedzieć już! Bo inaczej będę siedział cały czas na Tobie.
-Czerwoną. A teraz złaź.
-Tylko sukienkę?-nie dawałem za wygraną.
-Nie, buty jeszcze. Ale to wesele mnie wykosztowało.
-Oj tam, wspomnienia będą bezcenne.
-Planujesz coś?-Spojrzała na mnie podejrzliwie.
-No co ty-wstałem i usiadłem na swoim ręczniku.-Ale znając Camilę, to wesele będzie niezapomniane.
Przesiedzieliśmy dobre kilka godzin na plaży, opalaliśmy się, coś zjedliśmy w pobliskiej restauracji, czasem do wody weszliśmy. Pod wieczór zebraliśmy wszystkie rzeczy i wróciliśmy do hotelu. Zjedliśmy coś jeszcze w hotelowej restauracji i poszliśmy do pokoju.
Posiedzieliśmy chwilę przed tv, pogadaliśmy a potem po kolei poszliśmy do łazienki. Usadowiliśmy się na łóżku i oglądaliśmy film na dvd. Wciągnąłem się i nawet nie zauważyłem kiedy Paulina zasnęła. Wyłączyłem tv i sam poszedłem spać.

--------------------------------------------------------------------------------------------
no i w końcu jest. wybaczcie, że dopiero teraz ;) a w kolejnym- wesele!! jak myślicie? czy coś się wydarzy? :P
czytajcie, oceniajcie, komentujcie :D

wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 15

Przy jednym ze stolików siedzieli już moi rodzice razem z siostrą i jej przyszłym mężem. Gdy tylko Camila mnie zobaczyła, rzuciła się mi na szyję. Z siostrą byliśmy od zawsze bardzo zżyci.
-Wreszcie jesteście-uśmiechnęła się promiennie.-Miło poznać dziewczynę brata-zwróciła się do lekko spiętej Pauliny.
-Emm mi też miło. Jestem Paulina-podała rękę mojej siostrze.
-Camila, a to mój narzeczony Theo. A no i nasi rodzice. Siadaj z nami.
Widać było po Pauli, że jest speszona. Ale się jej nie dziwię, bo Camila nie potrafi się uspokoić. Gada jak najęta i peszy ludzi. Oczywiście zaczęła wypytywać o nas, o nasz "związek". Musieliśmy trochę ściemniać.

Perspektywa Pauliny.
Siedząc przy stoliku rodzina Conte żwawo dyskutowała na temat wesela. Zobaczyłam, że Faco i jego siostra mają bardzo dobry kontakt, są dla siebie jak przyjaciele. Rodzice wspierają ich we wszystkim. Na widok tak bardzo kochającej się rodziny zakuło mnie coś w sercu. Ja nigdy nie miałam takiej rodziny. Moi rodzice mieli mnie gdzieś i musiałam sobie sama radzić, co za dobrze mi nie wychodziło.. Facundo chyba zobaczył, że na mojej twarzy pojawił się delikatny smutek, bo chwycił pod stołem moją dłoń i mocno ścisnął. Po ciele przeszedł mi delikatny dreszcz.. Boże co on w sobie ma, że tak na mnie działa!?
-Co się dzieje?- Wyszeptał do mnie
-Przepraszam na chwilę.- Powiedziałam głośno i odeszłam od stolika. Poszłam do toalety. Oparłam się rękami i umywalkę i spuściłam głowę. Obrazek rodziny mojego przyjaciela sprawił, że wróciły wspomnienia.. Po policzku spłynęła mi łza. Po chwili poczułam jak ktoś kładzie mi rękę na ramię. Spojrzałam w lustro i ujrzałam zmartwioną twarz Camili.
-Wszystko ok?- Spytała po angielsku.
-Tak, przepraszam..-Wysiliłam się na uśmiech.
-Słuchaj.. znamy się od kilku chwil ale wiedz, że Cię polubiłam i naprawdę możesz ze mną porozmawiać.
-Też Cię polubiłam.. po prostu.. widząc wasza szczęśliwą rodzinę zrobiło mi się przykro, że ja nigdy nie zaznałam miłości ze strony rodziców..- Westchnęłam a ona mnie przytuliła. -Wracamy?
-Jasne.- Uśmiechnęła się. Wyszłyśmy z toalety już w lepszym humorze. Postanowiłam,że swoim zachowaniem nie będę psuć tego wspaniałego dnia. Kiedy usiadłam przy stoliku Conte spojrzał na mnie troskliwie, a ja posłałam mu szczery uśmiech i włączyłam się do rozmowy. Po około godzinie rozeszliśmy się w swoje strony. Jego rodzice chcieli nas odewieść ale jednogłośnie stwierdziliśmy, że spacerek dobrze nam zrobi.
-Polubili Cię-Uśmiechnął się
-Masz bardzo kochającą się rodzinę- przyznałam i spojrzałam na niego.
-Wiem. Kocham ich.. zawsze byli i są przy mnie.. kiedy miałem chwile zwątpienia co do siatkówki to mnie wspierali, a ojciec niemal siłą wiózł na trening. Teraz jestem mu za to wdzięczny.- Zaśmiał się.
-To widać jak jesteście zgrani.. a ty i siostra to jak przyjaciele
-Taak, zawsze tworzyliśmy takie trio mimo, że są młodsze.-Zaśmiał się
-To masz jeszcze jedną siostrę?- Zdziwiona spojrzałam na niego.
-Tak, Manuela jest najmłodsza z nas ale poznasz ją dopiero na ślubie.- Uśmiechnął się.-Chodź pokaże Ci coś- Pociągnął mnie za rękę w stronę wysokiego bloku mieszkalnego. Zaskoczona ruszyłam za nim. Udało nam się, bo akurat ktoś wychodził więc skorzystaliśmy z okazji i weszliśmy do środka. Wsiedliśmy do windy i ruszyliśmy na ostatnie piętro.
-Daj mi wsuwkę- Powiedział, gdy staliśmy przy jakiś drzwiach. Posłusznie wysunęłam wsuwkę z włosów i mu podałam a ten zaczął kombinować przy zamku.
-Ej.. ale to jest legalne?- Zaśmiałam się
-A widzisz tu kogoś?- Spojrzał na mnie i otworzył drzwi za którymi były schody. Weszłam powoli na górę podnosząc klapę i to co zobaczyłam zapierało dech w piersiach. Szybkim krokiem podeszłam do barierki.
-Wooow- zachwycałam się.
-Ładnie, prawda?-Usłyszałam za sobą a po chwili poczułam jak przytula się do moich pleców. Zwykły gest a tak cieszy.
-Dziękuję.-Wyszeptałam.-Za wszystko, za to, że mnie tu zabrałeś, za to, że mogłam poznać twoją rodzinę, za to, że pokazałeś mi to miejsce. I za to że po prostu jesteś.- odwróciłam się i przytuliłam do niego.
-Zawsze będę.- Powiedział to szczerze i pocałował w skroń.
-Faco, co będzie dalej? No wiesz.. za chwilę kończy się sezon a razem z nim Twoja umowa ze Skrą..-posmutniałam
-No jeszcze trochę zostało sezonu- Zaśmiał się a ja spojrzałam na niego spod byka- Zawsze sam chciałem decydować o swojej przyszłości.. wkurzałem się kiedy ktoś podejmował za mnie decyzje.. a teraz kiedy ona nadeszła chciałbym się cofnąć w czasie..Szczerze powiedziawszy to nie wiem co będzie.. nie wiem czy Skra zechce przedłużyć ze mną umowę.. chciałbym zostać. Pokochałem Polskę, mam dobry kontakt z kolegami z zespołu.. no i jest tutaj dziewczyna którą kocham.- Na te słowa zakuło mnie w sercu. Czyżby zazdrość? Ale.. miałabym być zazdrosna o przyjaciela? Tylko czy ona jest tylko moim przyjacielem? Milion myśli przeszło mi przez głowę.
-Nie mówiłeś nic wcześniej? Kto to?- Spojrzałam w jego oczy.
-Kiedyś się przekonasz kto to..- Wzruszył ramionami- Idziemy? Późno już..
-Jasne..-wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę wyjścia z budynku a następnie w stronę hotelu. W czasie drogi nasze dłonie cały czas się o sobie ocierały. Chciałam, żeby chwycił mnie za rękę i już nigdy nie puszczał.. Boże.. co się ze mną dzieje! Poczułam jak delikatnie chwyta moją dłoń i splata nasze palce. Oddech przyśpieszył a serce zaczęło bić mocniej. W brzuchu pojawiło się coś czego nigdy nie czułam! Ogarnij się! On tylko chwycił twoją dłoń! krzyczał głos we mnie. Spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy. Reszta drogi minęła w ciszy.
Dotarliśmy do hotelu i weszliśmy do pokoju. Hmm.. przed nami cudowna noc na jednym łóżku. Chciałam iść się umyć, Conte też miał taki zamiar. Oboj stanęliśmy przed drzwiami do łazienki i żaden nie chciał odpuścić drugiemu.
-Jestem kobietą, mam pierwszeństwo-odezwałam się.
-Jestem starszy, ja powinienem.
-Ale za to głupszy-wystawiłam mu język.
-Młodaa, grabisz sobie.
-I co mi zrobisz?
-Będziesz spała na ziemi.
-Hahaha no chyba kpisz! Prędzej Ty.
-I tak Cię zepchnę z łóżka.
-Trzeba było wziąć dwa pokoje, albo chociaż z dwoma łóżkami, a nie marudzić teraz- zbliżyłam się do wejścia do łazienki.
-Nie mów że nie chcesz spać ze mną-złapał mnie za rękę i poruszył brwiami.
-Och tak, nie mogę się oprzeć. To będzie niezapomniana noc-nabijałam się.
-Widzisz..? Już Ci się podoba.
-Jaaasne! Od zawsze marzyłam o nocy z siatkarzem-uwolniłam się od niego i zamknęłam się w łazience.
Oparłam się o zamknięte drzwi. Serce mi przyspieszyło na myśl o zbliżającej się nocy. Mam nadzieję że Conte nie myśli sobie że ja to na serio mówiłam! Lekko się wystraszyłam, ale umyłam się w miarę szybko i wyszłam z łazienki. Za mną wszedł Conte, który mijając mnie musiał dźgnąć w bok i uciec szybko do środka, bym mu nie oddała. Usiadłam na łóżku, złapałam pilota od tv i przerzucałam z kanału na kanał. No tak.. jesteśmy w Hiszpanii, to nic nie rozumiałam z tego co mówili w tv. Znalazłam jakiś kanał muzyczny, wiec przy jego dźwiękach czekałam na przyjmującego. Po chwili pojawił się z powrotem Facu. Rzucił się na łóżko i się odezwał.
-To jak śpimy?
-No ty na ziemi-wystawiłam mu język.
-Ale tylko z Tobą-zaczął mnie łaskotać.
-Conte!! Błagam przestań-odzywałam się między napadami śmiechu.-Proooszę!!
-Jak tylko mi coś obiecasz?
-Wszystko!! Tylko przestań.
-Wszystko..?-przestał i się popatrzył.
-Noo.. może.
-To śpimy razem-uśmiechnął się słodko.
-Tylko śpimy!-podkreśliłam.
Conte tylko się uśmiechnął znowu i położył na poduszce. Ja poszłam w jego ślady i ległam obok. Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu. W końcu odezwał się Facu.
-Paula..?
-Mm słucham?
-Możesz mi powiedzieć jedną rzecz?
-Zależy co.
-Dziś przy kolacji z rodzicami, w pewnym momencie wyszłaś. Stało się coś?-popatrzył na mnie zatroskanym wzrokiem.
-Nic się nie stało.
-Ale coś jest na rzeczy..? Mi możesz wszytsko powiedzieć.
-Wiem. Ale to długa historia.
-Mamy przecież czas-posłał mi swój cudny uśmiech.
-Ehh.. no dobrze. Wiec..
 --------------------------------------------------------------------------------------------
nadszedł chyba w końcu czas, byście się dowiedziały coś więcej o naszej Paulince :) czytajcie, oceniajcie, komentujcie ;)
a że egzaminy gimnazjalne teraz, to trzymamy kciuki za Wszystkich piszących, w tym jedną z autorek-Ewelinę! Powodzenia :D