wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 18

Perspektywa Facundo
Rano, a właściwie w południe obudziły mnie padające na moją twarz promienie słoneczne. Otworzyłem oczy i ujrzałem rozłożoną na większości łóżka Paulinę. Obróciłem się na bok by mieć lepszy widok na jej twarz. Włosy żyły swoim życiem, usta lekko rozchylone, ale mimo to z lekkim uśmiechem na twarzy. Była taka piękna i niewinna jak spała. Wstałem delikatnie z łóżka, żeby jej nie obudzić i udałem się do kuchni w celu przygotowania śniadania. Nie bardzo wiedziałem co by tu zrobić więc postawiłem na zwyczajne naleśniki z bitą śmietaną i truskawkami. W szybkim tempie uporałem się z przygotowaniem ciasta i usmażeniem naleśników. Wszystko starannie ustawiłem na tacy wraz z tabletkami na ból głowy, bez których raczej nasza księżniczka się nie obejdzie. Po powrocie do sypialni postawiłem posiłek na szafce nocnej a sam ponownie położyłem się obok Pauli. Nie chciałem jej budzić lecz naleśniki stygły, dlatego delikatnie musnąłem jej policzek swoimi wargami. Nieznacznie się poruszyła, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
-Śniadanie-Wyszeptałem.
-O jak miło..-chciała usiąść ale zamiast tego chwyciła się za głowę- Nigdy więcej nie wezmę alkoholu do ust.
-Jasne, jasne.. a ja to Chuck Norris- Zaśmiałem się- Proszę.- podałem jej tabletki.
-Dzięki Ci..a teraz dawaj śniadanko, bo głodna jestem.
-No już już. Smacznego.-Posłałem jej uśmiech i zabraliśmy się za konsumowanie posiłku.

Perspektywa Pauli.
Po jakże miłym śniadaniu udałam się do łazienki. Po odświeżeniu, delikatnym makijażu i ubraniu się wyszłam do siatkarza zalegającego przed TV w salonie.
-Facoo..-zaczęłam siadając obok niego.
-Czego dusza pragnie?
-No bo wiesz...tak trochę nic nie pamiętam z nocy..- Zmieszałam się-Powiedz, że nie robiłam nic głupiego.-Spojrzałam na niego błagalnie.
-Po za tańcem z miotłą na stole, striptizem oraz krzyczeniem jak bardzo kochasz Justna Biebera to niiiic..
-O Boże.. jaki wstyd- Załamałam się a Faco wybuchnął śmiechem.
-Żartowałem. Spokojnie nic głupiego nie robiłaś.- Śmiał się dalej, a we mnie się zagotowało.
-Ugh.. jak ja Cię nienawidzę! No po prostu debil przez wielkie D!- Zaczęłam uderzać w niego poduszką. Oczywiście nie pozostał mi dłużny i wywiązała się z tego bitwa, by nie rzec wojna.
Z początku uderzałam w niego ze złości, ale po chwili przerodziło się to w zabawę. Ale to nie oznacza wcale, że mu odpuściłam to, iż mnie wkręcił. Co to, to nie! Ze mną nie ma tak łatwo. Po zakończeniu naszej "bitwy" usiadłam w rogu kanapy ignorując pytania siatkarza.
-Ej no.. chyba się nie obraziłaś?- Zapytał, a w jego głosie słychać było rozbawienie. Wzruszyłam ramionami i dalej przyglądałam się swoim jakże ciekawym paznokciom. Swoją drogą pasowało by zmienić kolorek i trochę je obciąć. Conte widząc, że go ignoruję dosiadł się bliżej mnie i już nic nie mówiąc, dalej patrzył w telewizor. Oczywiście byłabym głupia, gdybym pomyślała, że po prostu odpuścił, bo co chwilę dźgał mnie w żebra.
-Przestań!- wkurzyłam się
-Przecież nic nie robię!-Niewinnie się uśmiechnął.
-Już ja widzę to twoje nic.-Podniosłam się z kanapy.
-Ej gdzie idziesz?
-Przejść się.
-Ale tak beze mnie?
-Boisz się zostać sam?-uniosłam jedną brew.
-No weź, w nocy chciałaś cały czas być ze mną a teraz..?
-Taa wkręcaj mnie dalej.-Obróciłam się tyłem do siatkarza i chciałam ruszyć.
-Ale to akurat było fajne-momentalnie pojawił się przy mnie i przytulił się do pleców.
-Faco, proszę Cię. Powiedz mi serio co robiłam..
-Nic takiego. Pamiętasz, że byliśmy na plaży?-kiwnęłam głową.-No to chciałaś tam spać razem ze mną, zostać na tej plaży. A jak już zasnęłaś, to Cię zabrałem stamtąd. Gadałaś jakieś głupoty w aucie, śmialiśmy się z kierowcą ale niewiele rozumieliśmy. Jak udało mi się wyciągnąć Cię z tego auta, to zaniosłem Cię do pokoju i poszliśmy spać. Tyle.
Popatrzyłam na niego sceptycznie.
-Fajne bajki opowiadasz-odezwałam się i ruszyłam na balkon.
Zostawiłam Facu lekko zdziwionego w pokoju. Usiadłam na fotelu i wpatrzyłam się w jakiś punkt.
Może on jednak mówi prawdę..? W sumie ta ostatnia wersja jest prawdopodobna. Przyjmujący przyszedł też na balkon i oparł się o barierkę.
-Facundo..?
-Co tak oficjalnie?-Uśmiechnął się.
-Czyli nic się nie wydarzyło?
-No nic. Grzeczna nawet byłaś.
-To dobrze. Przegięłam z alkoholem. A miałam już nie pić. Czemuś mnie nie pilnował?-stanęłam obok niego.
-Chciałem, żebyś się dobrze bawiła-popatrzył mi głęboko w oczy.
-Oj Facu-przytuliłam się do niego.
-Za co ten przytulas?
-Nie mogę tak po prostu..?-podniosłam głowę i popatrzyłam mu w oczy. Delikatnie się uśmiechnął.
-Jasne, że możesz.
Facu zbliżył swoją twarz do mojej.
-Dziękuję że ze mną tu przyjechałaś-pocałował mnie w czoło.
-Dla Ciebie zawsze. Chociaż w sumie.. Zostałam tu "porwana".
-Ej no nie mów, że żałujesz?
-Nigdy w życiu. Patrz jak tu pięknie-rozejrzałam się.-Jeszcze z Tobą-zalotnie popatrzyłam na niego.
-Czy ty mnie aby nie podrywasz?-pstryknął mnie w nos.
-I zepsułeś wszystko-zaśmiałam się.
-Jeszcze powiedz że chciałaś mnie zaciągnąć do łóżka?
-Ciii, to dopiero wieczorem.
-Mrr nie mogę się doczekać-Faco się wyszczerzył.
-Haha mamy jakieś plany na dziś?-odezwałam się.
-Wylot jutro, więc.. plaża?
-Trzy razy tak! Z chęcią się wygrzeję na słońcu przed powrotem do Polski.
-To zbieraj się, za chwilę wychodzimy.
Przebraliśmy się i wyszliśmy z hotelu. Droga nam zleciała w przyjemnej atmosferze. Śmialiśmy się cały czas. Gdy dotarliśmy na miejsce rozłożyłam się na piasku z zamiarem łapania opalenizny.
Conte stanął nade mną.
-Znowu?-odezwał się.
-Ale co?-popatrzyłam na niego.
-Znowu cały czas masz zamiar leżeć?
-A jeśli to co?-wystawiłam mu język.
-Choodź ze mną do wody. Na chwilę. Prooooszę-zrobił oczka jak kot ze Shreka.
-Dobra, ale na chwilę.
Conte nic już nie powiedział tylko podał mi rękę. Pociągnął za sobą. Stałam w wodzie po kolana.
-Zadowolony? Mogę już wracać?-oparłam ręce na biodrach.
-Nie!-krzyknął i popchnął mnie do wody. Wstałam po chwili.
-Ja się z Tobą tak bawić nie będę-rzuciłam się na niego i oboje wpadliśmy do wody.
Facu siedział w wodzie, a ja mu na kolanach, twarzą zwróconą w jego stronę. Wody mieliśmy po szyję.
-Utopię się przez ciebie pewnego dnia.-Odgarniałam włosy z twarzy.
-Nie pozwolę na to-przyglądał się mi.
-Taaa, jako pierwszy będziesz się chciał mnie pozbyć.
-Eee, nie dziś.-Puścił mi oczko.-Spójrz, ludzie się na nas dziwnie patrzą. Może chcą więcej zobaczyć?-Poruszył zabawnie brwiami, objął mnie w tali i przysunął do siebie.
-Ale przedstawienie skończone-wystawiłam mu język i wstałam.-Idę na plaże.
Odeszłam od przyjmującego, który siedział dalej w wodzie. Gdy wyszłam na plaże i się odwróciłam, przyjmujący pływał już gdzieś w morzu.
Odnalazłam miejsce, gdzie mieliśmy rozłożone swoje rzeczy i ułożyłam się na ręczniku. Po chwili usłyszałam, że ktoś wymawia moje imię. Otworzyłam oczy i ujrzałam.. Diego.
-Ola siniorita-wyszczerzył się.
-No cześć-odwzajemniłam uśmiech i się podniosłam. Diego mnie od razu przytulił.
-Co taka piękna panna porabia tu sama?
-Ostatni dzień jesteśmy w Barcelonie, to korzystam z pięknego słońca.
-Zostań tu na dłużej, to zobaczysz, że taka pogoda jest codziennie. Znudzi Ci się po kilku dniach.
-Ee nie sądzę. Ale z chęcią bym tu została, albo chociaż wróciła kiedyś.
-A to zapraszam. Zawsze przyjmę tak cudownego gościa.-Uśmiechnął się uroczo.
-Kiedyś może skorzystam.
-Masz ochotę na kawę?
-Emm..

Perspektywa Conte.
Uwielbiam Barcelonę, uwielbiam Morze Śródziemne. Ale wracam do Pauli, niech sama nie leży.
Wyszedłem z wody i stanąłem na brzegu. Jakiś gościu stał obok Pauliny, kogoś mi przypominał.. Wiem! Diego.. Hmm znowu się zaleca do niej? Ruszyłem w ich kierunku.
-Masz ochotę na kawę?
-Emm..
-Z chęcią się wybierzemy.-Objąłem Paulinę ramieniem.
-No co Ty-dziewczyna lekko mnie zgromiła wzrokiem.-Ja zostaję na plaży, chcę się opalić. Jak chcecie to idźcie we dwoje.-Paula wyswobodziła się spod moich ramion.
-Ej no, bez Ciebie to nie to samo-chciałem zobaczyć jak się rozwinie sytuacja.
-Faco..
-Paula, no chodź-Diego złapał ją za rękę.-Ostatni dzień jesteś w Barcelonie, trzeba to wykorzystać.
-I wykorzystam, ale na opalaniu się. Nigdzie nie idę-usiadła z powrotem na ręczniku.
-To ja wam już nie będę przeszkadzać, miło było Cię znów zobaczyć.-Diego zwrócił się do Pauli.
-Ciebie też-uśmiechnęła się.
-Jak będziesz kiedyś w Hiszpanii, odezwij się. Miło było was poznać.-Uśmiechnął się delikatnie i odszedł.
-Musiałeś się wpieprzyć?-Od razu odezwała się do mnie Paula.
-Ale że jak?
-Z nikim nie mogę już porozmawiać, bo się wtrącasz-spuściła głowę.
-Troszczę się.
-To może troszkę mniej..?-Niepewnie się uśmiechnęła.
-Postaram się. A teraz.. Chodź, przejdziemy się po plaży.-Wyciągnąłem do niej rękę.
-Hmm.. no dobra.
Podniosła się z miejsca, założyła na siebie szorty i była gotowa. Uśmiechnęła się do mnie i ruszyliśmy.
Szliśmy brzegiem morza, woda co pewien czas obmywała nasze stopy. Śmialiśmy się cały czas i wygłupialiśmy. Ona cudownie wyglądała taka uśmiechnięta. Lekki wiatr rozwiewał jej długie włosy, delikatne rumieńce dodawały uroku. Śliczna jest..
-Co mi się tak przyglądasz?-Odezwała się.
-Pięknie wyglądasz.
-A weź..-szturchnęła mnie.
-No co? Prawdę mówię. Kolega Diego musiał to dostrzec.
-Haha zabawny jesteś. I zazdrosny?-Stanęła przede mną.
-Jasne że tak!-Zaśmiałem się. Uznała że żartuję.
-Oj Conte, Conte. Ty to jednak  jesteś..
-No jaki?-przerwałem jej.
-Niemożliwy!
-Ale za to jaki przystojny-mimowolnie przeczesałem włosy palcami, na co Paula zareagowała wybuchem śmiechu.
-Zjadłabym coś-zmieniła temat.
-To chodź.
Pociągnąłem ją za sobą, do małej kawiarenki na plaży.
-Co byś zjadła?-zapytałem od razu.
-Emm..
-To może coś lekkiego? Sałatka?
-Może być.
-Ej no, nie możesz się tak na wszystko zgadzać.
-To chcę jeszcze koktajl-wystawiła mi język.
-I to mi pasuje. Siadaj gdzieś, zaraz przyjdę.

Perspektywa Pauli.
Usiadłam przy jednym ze stolików i czkałam aż wróci Conte. Po chwili pojawił się zadowolony przyjmujący.
-Coś taki szczęśliwy?-zagadałam.
-Bo Ciebie widzę.
-Ahaa jasne. A tak serio?
-Zwyczajnie się cieszę że jesteś tu ze mną.-Złapał mnie za rękę.
-Do usług. Co zamówiłeś?
-Zobaczysz. Smaaczne.
Po kilkunastu minutach pojawił się przystojny kelner bez koszulki i podał nam nasze zamówienie. Zapatrzyłam się na niego. Uśmiechnął się uroczo, życzył smacznego i oddalił się.
-Ej!-kopnął mnie lekko pod stołem Facu.
-Słucham..?-Popatrzyłam na niego. Był lekko naburmuszony.
-Podoba Ci się?
-No ba! Te jego.. oczy-zaśmiałam się.
-Jasne, oczy. Chyba klata.
-Tobie też niczego nie brakuje.
-Jakoś na mnie się nigdy tak nie zapatrzyłaś.-Założył ręce na klatce.
-Oj nie dąsaj się. Co ciekawego zamówiłeś?-popatrzyłam na to co widniało na stoliku.
-Koktajle plus sałatka z tropikalnych owoców. Pasuje?
-Jasne że tak! Wygląda smakowicie.
Zabraliśmy się do konsumpcji. Śmialiśmy się przy tym dużo.
Po prawie godzinie spędzonej w kawiarni zebraliśmy się z powrotem. Dzień się już kończył, słońce zaczynało chylić się ku zachodowi. Szliśmy praktycznie w ciszy. Było słychać tylko odgłosy natury, szum morza i wiatru. Zatrzymałam się na chwilę, Conte stanął obok.
-Co jest?-popatrzył na mnie.
-Nic. Po prostu pięknie tu jest. Szkoda, że nie możemy zostać dłużej.
-Ale możemy tu wrócić.
-Taa.. Skończysz sezon klubowy, potem reprezentacja.
-Mam zawsze kilkanaście dni wolnego.
-Ja mam studia, pewnie będę musiała wszystko pozaliczać po sezonie z wami.
-To cię znowu porwę. Co za problem?-zaśmiał się.
-Haha, to może przejść.
-Nie martw się na zapas. Wrócimy tu jeszcze-objął mnie delikatnie i staliśmy tak wpatrzeni w morze.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wracamy z 18 ;)
Po 1. Przepraszamy za taki długi czas nieobecności ale jest końcówka roku szkolnego więc oceny trzeba poprawić :<
Po 2. Obiecujemy poprawę! :D
Po 3. Cieszymy się, że tak niecierplwie oczekujecie na rozdziały, bo przynajmniej wiemy, że jest dla kogo pisać! Dziękujemy :*
Po 4. Do następnego ;*

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 17

Obudziłam się po 8 objęta przez Facundo. Nie powiem, miłe to było. Delikatnie wyślizgnęłam się z łóżka i skierowałam swoje kroki do łazienki. Narzuciłam na siebie wygodne ciuchy i weszłam z powrotem do pokoju. Conte tak słodko spał, rozłożony na całym łóżku. Złapałam szklankę, nalałam sobie soku i wyszłam na balkon. Usiadłam na fotelu i podkurczyłam kolana pod brodę. Barcelona jest cudowna. Mogłabym tu zamieszkać, albo w innym ciepłym miejscu. Zero śniegu, mało deszczu. Nie to co w Polsce. Jest grudzień, to pewnie u nas śniegu nasypało. Nie mam ochoty tam wracać.
-Już nie śpisz?-z rozmyślań wyrwał mnie Conte, który stanął w drzwiach balkonowych i oparł się o framugę.
-A jakoś nie mogę już spać. Rozpychałeś się na łóżku-zaśmiałam się.
-Jasne, chciałabyś-usiadł obok mnie.
-O której jest dzisiaj w ogóle ten ślub?
-Nie wiem.
-Jak nie wiesz?-nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.
-Przecież to nie mój ślub-wzruszył ramionami.
-Ale twojej siostry.
-Oj tam, zadzwonię do niej i się dowiem
-Jasne, niepokój pannę młodą w tak ważnym dniu dla niej.
-O straaaszne- skwitował.-Jeżeli chce, żebym się pojawił, to mi powie kiedy jest wszystko.
-Masz przecież jeszcze drugą siostrę. Jej nie możesz spytać?
-A no mogę. Nie martw się, dotrzemy na czas. A teraz rozkoszuj się tak pięknym porankiem-Facu zamknął oczy i wystawił twarz do słońca.
-Oj Conte, Conte. Jakiś ty nieogarnięty-rozłożyłam się wygodnie na fotelu i napawałam się ciepłymi promieniami słońca.
Poranek i przedpołudnie jakoś nam zleciało. Okazało się, że ślub jest o 17 miejscowego czasu. Przygotowania? Dużo my ich nie mieliśmy. Przebrać się i tyle. Koło 13 zadzwoniła jeszcze do Facu Camila. Na zakupach obiecała mi torebkę i dodatki. Poinformowała, żebym po 15 się stawiła u niej w hotelu. Jak chciała, tak zrobiłam. Conte odprowadził mnie pod budynek, a potem już sama dotarłam do jej pokoju. Niepewnie zapukałam, a jak usłyszałam "Proszę", pchnęłam drzwi. Moim oczom ukazał się dość duży pokój. Nic by nie było w nim dziwnego, gdyby nie fakt, że było w nim chyba z 15osób. Lekko mnie to zamurowało. Cami od razu do mnie podeszła, przywitała promiennym uśmiechem i pociągnęła za sobą.
-Mam nadzieję, że wzięłaś ze sobą sukienkę i butki?-lekko przerażona popatrzyła na mnie.
-Jasne, że mam. Ale nie wiem po co..
-Jak po co? Na mój ślub!
-No tak, ale przyszłam tu tylko po dodatki a nie..
-Oj tam dodatki. Mamy tu fryzjerki i makijażystki. Zrobimy się na bóstwo!-wykrzyknęła radośnie.
-Emm..-nic innego nie potrafiłam w tym momencie z siebie wydusić. Byłam zszokowana.
-A tak w ogóle to poznaj Manuelę, siostrzyczkę naszą.
-Cześć-młodsza z sióstr podała mi rękę.
-Cześć, miło mi poznać.-Odezwałam się.
-Oj nie gadajcie tylko bierzmy się do roboty!-Camila cały czas się uśmiechała.
Panna młoda pociągnęła mnie za rękę i usadowiła koło jednej kobiety, która od razu zabrała się za moje włosy. Inna czesała Camilę, a Manuela usiadła na sofie i się przyglądała. Cały czas byłam lekko speszona, ale po chwili się ożywiłam i na luzie rozmawiałam z dziewczynami. Kiedy moja fryzura była już zrobiona, fryzjerka zabrała się za Manuelę. Po chwili i ona była gotowa, to za nasz makijaż zabrali się dwaj panowie. Lekko się obawiałam co z tego wyjdzie, ale dziewczyna posłała mi pokrzepiający uśmiech. Usiadłyśmy wygodnie na fotelach, a panowie zabrali się za robotę. Po jakichś 20minutach obie byłyśmy gotowe, a Camila rozpoczynała makijaż. Przejrzałam się w lustrze. Wow! Wyglądałam.. świetnie! Długie włosy były rozpuszczone i zakręcone w loki, lekki makijaż podkreślał kolor moich oczu. Nie mogłam się nadziwić, jak facet potrafił tak świetnie mnie pomalować! Ja sama tak nie umiem! W niedługim czasie i Camila miała skończony makijaż. Wyglądała fenomenalnie. Z Manuelą przebrałyśmy się w weselne kreacje. Panna młoda siedziała zamyślona.
-Ej Cami. Co jest?-siostra zwróciła się do niej.
-Nic-uśmiechnęła się.-Po prostu nie wierzę, że biorę ślub.
-No weeeź. Od dawna to planowałaś. W końcu musiał przyjść ten dzień.
-Tak. Ale jesteś ze mną Ty, jest Theo, Faco uznajmy że też-zaśmiały się.-Jest z nami Paula-podeszła do mnie i się przytuliła.-Dziękuję Ci.
-A mi za co? Znamy się dopiero kilka dni.
-Oj tam, ale czuję że z Facundo się dogadujecie. Jesteście dla siebie stworzeni. On jest wreszcie szczęśliwy z kimś.
-Emm miło mi to słyszeć-byłam speszona, no bo w końcu z Faco nie byliśmy parą.
-Koniec tych sentymentów-odezwała się Manuela.-Jeszcze się popłaczemy i makijaż spłynie. Cami bierz sukienkę i się ubieraj.
-Dobra, już.-Panna młoda wzięła swoją kreację i zniknęła w łazience.
-Paula a dla Ciebie mam tu naszyjnik i kolczyki-młodsza z sióstr zwróciła się do mnie.-A torebkę Ci już przyniosę.-Zniknęła w pokoiku obok, by po chwili pojawić się z małą kopertówką.
-Dzięki, jesteście kochane.
Po chwili Camila ukazała się nam w ślicznej, śnieżnobiałej sukience z dekoltem w kształcie serca i welonem na głowie. Nie mogłyśmy oderwać oczu. Cami stała rozradowana taką reakcją.
-Na co wy jeszcze czekacie?-Do pokoju wpadła Pani Conte.-Ślub za 45min a wy jeszcze w hotelu. Zbierać się moje drogie.
-Beze mnie i tak nie zaczną-zaśmiała się Camila.
-Może i nie, ale nie wypada się spóźnić na swój ślub.
-Oj no nie panikuj. Gotowe jesteśmy to idziemy.
Pozbierałyśmy wszystko co miałyśmy wziąć, panna młoda złapała do ręki jeszcze swój bukiet ślubny z fioletowych róż i wyszłyśmy z pokoju. Zjechałyśmy windą do holu, gdzie czekali na nas Pan Conte wraz ze swoim synem. Obaj wyglądali elegancko. Facundo gdy nas tylko zobaczył, z wrażenia otworzył szerzej oczy i zaniemówił.
-Panowie, nie stać tak tylko zbieramy się.-Pani Conte w dalszym ciągu dyrygowała wszystkimi.
-Woow! -odezwał się w końcu Faco.-Cudownie..
-Ej no, to są twoje siostry-powiedziałam do przyjmującego, gdy podszedł do mnie.
Rodzice z córkami szli przodem a Faco objął mnie w pasie i szepnął do ucha:
-Kto powiedział, że mówie o siostrach.
Uśmiechnęłam się tylko i wyszliśmy na zewnątrz. Wsiedliśmy do dwóch nowoczesnych, czarnych Audi A5 przystrojonych w ślubne kwiaty.
W jednym siedzieli rodzice z Camilą i Manuelą, drugie było dla mnie i Facu.
-Czemu nic nie mówisz?-odezwałam się po kilku minutach jazdy.
-Wyglądasz ślicznie-popatrzył na mnie przez kilka sekund i się uśmiechnął.
-Nie to chciałam usłyszeć, ale miło mi.
-To co chcesz wiedzieć?
-No nie wiem, cokolwiek. Zdenerwowany jesteś?
-Ja? Niby czemu?
-Twoja młodsza siostrzyczka bierze ślub i to wcześniej niż ty-zaśmiałam się.
-Nie bój się, na naszym ślubie będę się stresować. Jej, to jest mały pikuś.
-No w sumie.. Czekaj! Co? "Naszym ślubie"? Ty się tak nie rozpędzaj.
-W końcu jesteśmy parą kochanie-mocno zaakcentował ostatnie słowo.
-Pamiętaj że tylko wyimaginowaną parą.
-Ciii jeszcze ktoś usłyszy-wystawił mi język.
Po kilkunastu minutach dojechaliśmy na miejsce, pod pewien kościół. Cudny budynek, Facu powiedział że to Kościół Santa Maria del Mar w Barcelonie. Z zewnątrz wyglądał świetnie, w środku jeszcze lepiej.
Usiedliśmy z Facundo w jednej z ławek. Pan młody czekał już na swoją wybrankę przy ołtarzu, a obok niego jego przyjaciele jako drużbowie. Widać było po nim, że jest lekko spięty. Po chwili rozbrzmiały kościelne ograny i jedna po drugiej pojawiały się drużki panny młodej. Stanęły obok siebie, wszystkie ubrane na fioletowo. Najbliżej Camili miała stać Manuela.
Wreszcie do ołtarza zbliżała się i sama Camila. Rozpromieniona ze szczerym uśmiechem, szła pod rękę z tatą. Przy ołtarzu dostała błogosławieństwo od niego i stanęła obok Theo.
Sama ceremonia przebiegała w języku hiszpańskim, Faco mi tłumaczył praktycznie cały czas. W Pewnym momencie do pary młodej podeszła dwójka małych dzieci i wręczyła im coś. Zdziwiona popatrzyłam na Facundo. Wytłumaczył mi, że to taka tradycja. Dzieci wręczają nowożeńcom 13 monet, które symbolizują wspólnotę materialną, "to, co moje, jest teraz i twoje". Camila z Theo założyli sobie obrączki i zostali małżeństwem.
Po wyjściu z kościoła deszcz ryżu zesypał się na nowożeńców. Oboje wsiedli do jednego z aut wraz z głównymi drużbami, a my z rodzicami Conte. Facu wsiadł za kierownicę i ruszyliśmy na wesele. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Para młoda już czekała przed wejściem na wszystkich gości. Gdy ostatnia osoba stanęła przed lokalem, nowożeńcy przywitali się i zaprosili do wspólnego świętowania. Weszliśmy do środka, każdy zasiadł do odpowiedniego stolika. Sala wyglądała ślicznie. Wszystko pod kolor, na fioletowo.
Z Faco siedzieliśmy razem z parą młodą, rodzicami i drużbami przy jednym stoliku. Kelnerzy częstowali najpierw koktajlami oraz przekąskami. Później dania główne, m.in. gazpacho, krewetki, homar.. Hmm kuchnia typowo hiszpańska. W tle leciała muzyka, a od czasu do czasu to i goście coś podśpiewywali, wznosili toasty za parę młodą i nie tylko. Po wszystkich daniach kelnerzy wwieźli na salę duży tort weselny. "Młodzi" stanęli obok niego. Posypały się kolejne toasty. Camila z Theo pokroili w końcu tort dla siebie i się nim nakarmili. Reszta tortu poszła dla gości. Po skonsumowaniu ciasta, nowożeńcy zaczęli "odwiedzać" wszystkie stoliki. No tak, mają taką tradycję. Minęło już kilka godzin wesela a na parkiecie nie ma nikogo. Zdziwiłam się, ale Faco wytłumaczył mi, że nowożeńcy najpierw odwiedzają wszystkich gości przy stolikach, później dopiero zaczynają się tańce.
Siedzieliśmy przy stoliku rozmawiając. Strasznie fajnych znajomych mają Camila i Theo. Dużo rozmawiałam z Diego, bratem pana młodego. Przesympatyczny człowiek. Facu przyglądał się trochę jakby był zazdrosny. Bawiło mnie to. W końcu muzyka rozbrzmiała głośniej i na parkiecie pojawili się nowożeńcy. Zatańczyli tango argentyńskie. Aww jak cudnie! Po ich tańcu na parkiet wchodzili goście weselni. Facu złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Zatańczyliśmy kilka piosenek. Przeróżnych, ale wszystkie w klimacie latynoamerykańskim. Usiedliśmy na chwilę przy stoliku. Kelnerzy kręcili się po sali z drobnymi przekąskami i napojami, alkoholowymi i nie tylko. Facu wziął dla nas jakieś drinki. Mmm ciekawy smak. Podszedł Diego i z uroczym akcentem zaprosił do tańca. Bez przeszkód podniosłam się z miejsca.
-Mnie nie zapytasz o zgodę?-odezwał się Conte.
-Wiem że i tak pozwolisz-strzeliłam smajlem i ruszyłam z Diego na parkiet.
Drużba nie dość że przystojny, to jeszcze świetnie tańczy. Zatraciliśmy się w piosence. Puścili wolny kawałek. Diego zbliżył się do mnie i objął delikatnie. Uśmiechnęłam się i też zbliżyłam do partnera. Po kilku przetańczonych kawałkach wróciliśmy do stolika.
-Gdzie jest Faco?-zapytałam Manueli, gdy nie zauważyłam go przy stoliku.
-Chyba wyszedł na zewnątrz, ale nie jestem pewna.
-Aaa okej, dzięki.-Skierowałam się do drzwi. Gdy tylko je przekroczyłam zauważyłam przyjmującego opartego o barierkę werandy. Przybliżyłam się do niego i przybrałam taką samą pozycję. Staliśmy przez chwilę w milczeniu. W końcu odezwał się Conte.
-Już nie tańczysz?
-Jak widzisz.. Partner mi uciekł.
-Trzeba było trzymać Diego bliżej siebie to by nie uciekł.
-Ej Conte. Czy ty aby nie jesteś zazdrosny?
-O niego?-popatrzył na mnie.-Proszę Cię..-skwitował.
-Moim partnerem tego wieczoru jesteś tylko i wyłącznie ty.
-Jasne.-ruszył do środka.
-Facu, proszę-ruszyłam za nim i złapałam za rękę.
-Już Cię nie oddam nikomu tej nocy-nachylił się i szepnął mi do ucha.-Żaden Diego czy inny drużba Cię nie zabierze.
Uśmiechnęłam się na te słowa. Weszliśmy po raz kolejny na parkiet i daliśmy się ponieść muzyce. Tańczyliśmy blisko nowożeńców. Conte chciał potańczyć z siostrą. Wymieniłyśmy się z Camilą partnerami. Theo ze szczerym uśmiechem porwał mnie w tany. Zastanawiam się czy wszyscy faceci z Argentyny czy Hiszpani tak dobrze tańczą?
-Dobrze się bawisz?-zagadał w pewnym momencie.
-Jasne! Umiecie zrobić imprezę-zaśmiałam się.
-Ma się te zdolności. A tak w ogóle.. Spodobałaś się mojemu bratu.
-Yyy Diego?-zaskoczyło mnie to.
-Tak, Diego. Szkoda że jesteś z Facudno-puścił mi oczko.
-I szkoda że z Polski.
-Ee to żadna przeszkoda.
-No weź. Nie swataj mnie. To twoje wesele.
-Ehh no dobrze.
Całe szczęście skończyła się piosenka i pojawił się z powrotem przy nas Facu, bo nie wiem co by wyszło z rozmowy z Theo. Nowożeńcy tańczyli dalej a my złapaliśmy kolejne drinki. Zaczynało się mi lekko kręcić w głowie od alkoholu. Około godziny pierwszej w nocy rodzice, ciotki, wujkowie i dzieciaki zaczynali się zmywać. A my? Nowożeńcy zarzucili ciut luźniejsze kreacje i razem z przyjaciółmi i znajomymi.. udali się na miasto. Tym to mnie zaskoczyli, ale podobno zawsze tak jest. Z Manuelą zmieniłyśmy tylko buty na płaskie sandałki i ruszyliśmy bawić się. A jak zabawa, to kluby. Jeden klub, jeden drink, kilka przetańczonych piosenek i kolejna impreza.. To potem kolejna, i kolejna, i kolejna.. W końcu nad ranem wylądowaliśmy na plaży. Ognisko przygotowane, puffy ułożone, muzyka..


Perspektywa Facundo
Paulina była zaskoczona formuła tutejszego wesela. Trochę ją poniosło ze świętowaniem i nad ranem już padała, trochę od zmęczenia i trochę od alkoholu.
-Alee Facu paamiętaj-zaczynała trochę bredzić.-Diego to tylko koleega, ty jesteś dla mnie najwaażniejszy.
-Tak, tak. Może już pójdziemy?
-No co tyy-wyłożyła się na puffie.-Wygodniee tuu. Jeszcze z tobą.
-Paulina, proszę..
-Ciiii-przyłożyła mi palec do ust.-Połóż się obook.
-Okej, za chwilę. Leż spokojnie.
Uśmiechnęła się tylko i zmorzył ją sen. Podszedłem do Cami i oznajmiłem że się zmywamy. Kierowca podjechał autem, a ja złapałem Paulę na ręce. Dziewczyna oplotła mnie za szyję. Zaniosłem ją do samochodu, ułożyłem ją delikatnie w aucie i pojechaliśmy do hotelu. W drodze dziewczyna coś gadała przez sen, ale nic konkretnego nie mówiła. Gdy dojechaliśmy, wyciągnąłem ją z trudem z auta. Upierała się, że tam będzie spać. W końcu dało mi się ją wziąć znowu na ręce. Zaniosłem po cichu do hotelu, potem do windy i na górę. Najgorzej było otworzyć drzwi do pokoju, ale udało się. Położyłem ją do łóżka, a sam skoczyłem pod prysznic. Gdy wróciłem do pokoju, Paulina smacznie spała zawinięta w kołdrę. Ułożyłem się obok i momentalnie zasnąłem.
---------------------------------------------------------------------------------------------
oho! powrót po dłuższej przerwie. wybaczcie że tak długo, ale nauka, MATURY, szkoła.. nie ma lekko ;)
alle wróciłyśmy z weselichem :D podobało się? :)