poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 16

-Miałam 13lat kiedy się wszystko zaczęło.. rodzice coraz mniej się mną interesowali, matki nie było w domu prawie wcale, wracała może raz na dwa dni by się przespać a ojciec hmm.. dobre pytanie.. ojciec był przystojny a do tego biznesmen w sumie to odkąd tylko pamiętam miał co tydzień nową laskę.. nieraz słyszałam w nocy ich dzikie orgie za ścianą co nie było przyjemne. Kiedyś nie wytrzymałam i po prostu w środku nocy wybiegłam z domu. Wpadłam na jakiegoś chłopaka miał 16lat. Zapoznałam się z nim i trochę chodziliśmy bez celu po parku. Po pewnym czasie ta znajomość się rozwijała a ja się w nim zakochałam. Poznałam jego znajomych, hobby i niestety uzależniania. Lubił chodzić na imprezy mocno zakrapiane. Mogłam dla niego zrobić wszystko i tak też się stało. Zaczęłam pić, palić a po pewnym czasie nawet ćpać.. Z początku mi się to podobało nawet bardzo. Kiedy wciągnęłam kreskę czułam się wolna. Zapominałam o wszystkim. Ciągnęło się to przez lata. Do szkoły chodziłam sporadycznie, lecz nauczyciele niczego nie podejrzewali, bo byłam dobrą uczennicą. W wieku 15 lat byłam z nim nadal. On miał już 18 a nigdy nie posunął, ani nie próbował się posunąć do niczego więcej. Kiedy go zapytałam, dlaczego nie chce uprawiać seksu odpowiedział, że jest chory na HIV i nie chce mnie zarazić, bo jestem pierwszą dziewczyną w której na serio się zakochał. Pewnego dnia kiedy kiedy byliśmy na imprezie do lokalu wpadła policja. Zaczęli nas przeszukiwać a ja miałam w przy sobie 2 torebki marihuany tak samo jak Adrian. Wtedy się wszystko zaczęło.. przesłuchania, sądy.. rodzice byli źli i załamani. Za każdym razem wykrzykiwałam im prosto w twarz, że ich nienawidzę, że to przez nich się stoczyłam.. Adrian po wszystkim trafił do więzienia na kilkanaście lat, bo miał już brudno w papierach wcześniej. U mnie zakończyło się tylko na kuratorze.
-No a co z nim? Nadal macie kontakt-Zapytał łamiącym się głosem
-Niee.. Po jakiś dwóch miesiącach jego prawnik poprosił mnie abym go odwiedziła. Tęskniłam za nim i to bardzo więc bez niczego się zgodziłam. Już drugiego dnia siedziałam w sali odwiedzin i na niego czekałam. Kiedy tylko wszedł i rozpięli go z kajdanek rzuciłam mu się na szyję płacząc. Jemu też popłynęło kilka łez. Przeprosił mnie za to, że mnie w to wciągną. Powiedział, że zawsze będzie mnie kochać ale on już dłużej nie wytrzyma. Na początku nie zrozumiałam o czym mówił, ale jak do mnie dotarło to zapytałam tylko czy jest pewien. Przytaknął. Musiałam mu obiecać, że znajdę kogoś kto będzie na mnie zasługiwał i będzie mnie kochał tak jak on, że założę rodzinę. Nie chciałam ale nalegał. Ostatni raz się przytuliliśmy i złączyliśmy w namiętnym pocałunku. Kiedy wyszłam z tamtego budynku biegłam ile sił w nogach by zapomnieć o tym i w taki sposób dotarłam na sale.. dzięki siatkówce wyleczyłam się z nałogu jakim było ćpanie a alkohol ograniczam do minimum. Resztę już znasz..- z moich oczu płynęło coraz więcej łez.. Conte nie wiedział co powiedzieć tylko przytulił mnie do siebie mocniej.
-Dziękuję, że mi powiedziałaś i że...-zaczął ale mu przerwałam.
-Nic nie mów..  prostu bądź.- podniosłam zapłakany wzrok i spojrzałam w jego zszokowane, smutne oczy. Przybliżyłam twarz do jego i delikatnie musnęłam jego policzek. Chwilę leżeliśmy w ciszy.
-Słuchaj.. może warto spróbować jeszcze raz leczyć kolano?
-Mówiłam Ci już co mi powie..-zaczęłam ale mi przerwał.
-Tak, tak, że nie da się nic zrobić. Ale medycyna się posunęła do przodu.. popatrz na nas siatkarzy.. tyle kontuzji, zerwanych więzadeł i nadal gramy.. Klub Ci na pewno pomoże, znajdziemy najlepszego ortopedę i wrócisz do gry!
-Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała, ale chyba się boję rozczarowania.. narobię sobie nadziei a jeżeli się okaże, że to na nic to się znów załamię..
-Uda się! Pomogę Ci we wszystkim i razem przez to przejdziemy!-Miał tyle determinacji w głosie,że aż mu zazdroszczę.- Panno Musik! chcę panią zobaczyć na boisku z orzełkiem na piersi!-Zaśmiał się.
-No dobra.. po powrocie zobaczymy co da się zrobić.- Uśmiechnęłam się. -Chodźmy spać.. jest już nad ranem- Westchnęłam..
-Oj tam..-wzruszył ramionami- Dobranoc piękna- Pocałował mnie w skroń. Na słowo "piękna" przyjemny dreszcz przeszedł przez moje ciało. Z uśmiechem na twarzy usnęłam.

Rano kiedy wstałam Facundo obok mnie nie było. Słyszałam jak w łazience leje się woda, więc bierze prysznic. Pomyślałam o dzisiejszej nocy.. Obdarzyłam tego człowiekiem takim zaufaniem jak nikogo po za Adrianem. Tak bardzo bym chciała, żeby ta obietnica dana temu chłopakowi przed jego śmiercią się spełniła. Chciałabym, żeby był dumny, że ułożyłam sobie życie i spędzam je szczęśliwie, że nie stoczyłam się na dno po jego śmierci, że nie zaćpałam się na śmierć.. po prostu się podniosłam a przy okazji znalazłam pasję i sens życia. Wiem, że on tego chciał. Moje przemyślenia przerwał wychodzący z łazienki Conte. Miał na sobie tylko bokserki a z włosów kapały kropelki..Awww.. jak on sexi wygląda! Zmierzyłam go wzrokiem myśląc, że tego nie zauważy.. a jednak.. zaśmiał się tylko, a ja spuściłam głowę i weszłam do łazienki. Po szybkiej toalecie i prysznicu udałam się do hotelowej restauracji, gdzie przyjmujący czekał na mnie z naleśnikami.
Całe śniadanie minęło nam w ciszy, naleśniki były przepyszne. Po zjedzeniu wróciliśmy do pokoju i każdy udał się w swoją stronę czyli Faco na kanapę, a ja się zbierać do wyjścia z Camilla. Założyłam na siebie shorty i luźną bluzkę. Pogoda w Barcelonie nas rozpieszcza.. Pomalowałam jeszcze rzęsy i byłam gotowa do wyjścia. Akurat rozbrzmiało pukanie więc poszłam otworzyć.
-No cześć, szwagierka- Przywitała się ze mną całusem w policzek- Idziemy?
-Jasne- Zaśmiałam się- Facundo! Wychodzę!-Krzyknęłam ale jedynie podniósł rękę.
Do Centrum handlowego z racji tego, że było ponoć blisko udałyśmy się na nogach. Przechodząc obok bloku na którym byłam z siatkarzem uśmiech sam cisnął się na usta.
-Camil, mogę Cię o coś zapytać?
-Więc jednak, co tam mój braciszek narozrabiał?- Zaśmiała się a ja spojrzałam na nią pytająco, skąd wiedziała co co chodzi?- Widziałam jego zachowanie dzisiaj rano..- Sprostowała
-No bo widzisz.. nie mam kolorowej przeszłości no i wczoraj a właściwie dzisiaj chciał, żebym mu coś opowiedziała. No i po tym wszystkim było spoko, gadaliśmy normalnie a dzisiaj rano nawet słowem się do siebie nie odezwaliśmy.- Skrzywiłam się.
-Słuchaj.. on zawsze taki był..jak mu się o czymś powiedziało poważnym albo się zwierzyło to zamykał się w sobie i to wszystko analizował, myślał nad tym.. taki typ człowieka.- Powiedziała poważnie
-Czyli mam się nie przejmować?
-Nie.. zobaczysz, wrócimy i będzie już wszystko okej..- Zaśmiała się.- A teraz pełen luz i idziemy szaleć!
Weszłyśmy do centrum a moja szczęka opadła do ziemi. Polskie galerie się przy tym chowają.
-Jak szaleć to szaleć po całości!- pociągnęłam siostrę siatkarza za rękę i ruszyłyśmy na podbój.
Przymierzałyśmy wszystko co się da co chwilę wybuchając śmiechem. Ludzie patrzeli na nas jak na istoty z innej planety, ale nie zwracałyśmy na to uwagi! Swoją drogą to z Camillą mam naprawdę dobry kontakt z czego jestem bardzo zadowolona. Fajnie mieć zaufaną osobę w płci damskiej, a nie tylko męskiej!. Chodząc po sklepach wzbogaciłam się o dwie letnie sukienki i krótkie spodenki. Zostało nam tylko kupić jakąś sukienkę na ślub.
-A ta?-Wskazałam manekina w sukience.
-Niee.. za długa!- Skrzywiła się
-To może ta?
-Dziewczyno! Ty masz 24 lata a nie 40!-zmroziła mnie wzrokiem- Ta będzie idealna!- Krzyknęła kiedy zobaczyła sukienkę obok w sklepie.
-No coś ty.. za krótka jest..-skrzywiłam się.
-Idealna! Idź przymierz!-popchnęła mnie w stronę przymierzalni.
Niechętnie założyłam na siebie sukienkę ale efekt mnie nawet zadowolił. Dopasowana, czerwona sięgająca do połowy ud. Uśmiechnęłam się i wyszłam zaprezentować się Camili.
-Wooow!Ale z Ciebie laska!- Zagwizdał jakiś młody chłopak. Posłałam mu delikatny uśmiech i puściłam oczko.
-Co sądzisz?-Zwróciłam się do dziewczyny.
-Booomba! Facudo szczęka opadnie! Bierzemy!
Wzmianka o siatkarzu chyba jeszcze bardziej pchnęła mnie do zakupu. Szybko przebrałam się i udałam do kasy. Ale kiedy usłyszałam cenę oczy wyszły mi na wierzch! Dlaczego ja wcześniej na nią nie spojrzałam! Toż to prawie wszystkie moje oszczędności są! No ale już nie było odwrotu. Zapłaciłam i wyszłam ze sklepu.
-Zbankrutuje, a jeszcze buty muszę kupić!- Załamałam się
-Spokojna twoja rozczochrana! Kupimy buty, a torebkę i dodatki pożyczę Ci ja!- Zachichotała.
Kupiłam czerwone szpilki, na które namówiła mnie Camila. Swoją drogą były wygodne ale mega wysokie! Dziewczyna odprowadziła mnie pod hotel i poszła do siebie. Wbiegłam na górę, gdzie zastałam siatkarza w takiej samej pozycji co był, gdy wychodziłyśmy.
-Ale z Ciebie leń Conte..!-siadłam obok niego..- Jedziemy nad wodę? Aż żal marnować taką piękną pogodę.
-Możemy- wzruszył ramionami nawet nie patrząc na mnie  i to mnie wkurzyło. W oczach zaczęły zbierać się łzy.
-Wiesz co.. zaczynam żałować, że Ci o tym wszystkim powiedziałam!- Krzyknęłam i szybkim krokiem udałam się w stronę sypialni. Będąc przy drzwiach poczułam jak przytula się do moich pleców.
-Przepraszam- wyszeptał wprost do mojego ucha.-Taki już jestem, że muszę wszystko przemyśleć, przeanalizować.
-Zachowuj się normalnie, tak jakbym Ci niczego nie powiedziała!- Odwróciłam się do niego przodem.
-Dobrze..-Uśmiechnął się delikatnie.- Zbieraj swoje zgrabne cztery litery i jedziemy nad wodę- Pocałował mnie w skroń i poszedł do łazienki.
Zebrałam swoje rzeczy i złapałam w rękę bikini. Gdy tylko Conte opuścił toaletę, szybko się tam przebrałam i byliśmy gotowi do wyjścia. Spacerkiem, powoli dotarliśmy na plażę. To nie jest to samo co w Polsce. Morze ma cudny kolor, plaże zadbane, ludzie przyjaźni. Rozłożyliśmy się wygodnie na piasku, kilka metrów od wody. Położyłam się od razu na ręczniku z zamiarem złapania hiszpańskiej opalenizny.
-No co ty!-odezwał się od razu Facu.-Nawet nie mów, że masz zamiar leżeć cały czas?!
-A nawet jeśli, to co?-wystawiłam mu język.
-Tak nie będzie-widziałam iskierki w jego oczach. Coś kombinował.
Momentalnie usiadłam i patrzyłam na Conte, który nad czymś myślał. W końcu wielki uśmiech pojawił się na jego twarzy, schylił się do mnie, złapał na ręce i zaniósł do morza. Nawet nie zorientowałam się kiedy wylądowałam w wodzie. Gdy stanęłam na nogi, obok mnie był przyjmujący, który składał się ze śmiechu. Niewiele myśląc pchnęłam go, ale on zwinnym ruchem złapał mnie za rękę i oboje wylądowaliśmy w wodzie. Na szczęście było płytko, bo z moimi umiejętnościami pływackimi poszłabym na dno. Wsparłam się na Facu i wstałam.

Perspektywa Conte.
Paulina podniosła się do pozycji stojącej. Kropelki wody cudnie spływały po jej długich włosach. Odgarnęła je do tyłu i się zaśmiała.
-Jesteś jak dziecko-odwróciła się i chciała iść na plaże.
-Ej no, nie zostawiaj mnie tu!
-Poradzisz sobie sam.
-Ale no weź..-ruszyłem za nią, złapałem w tali i przyciągnąłem do siebie.-Nie masz ochoty popływać?-Wyszeptałem jej do ucha.
-Jasne, prędzej się utopię-zaśmiała się.-Idź pływać, ja poleżę.
Wyswobodziła się z moich ramion i poszła na ręcznik, a ja dałem nura w wodę. Po kilkunastu minutach wróciłem na plaże i stanąłem nad Pauliną.
-Robisz mi cień-odezwała się od razu.
-Żeby tylko..-skwitowałem i usiadłem na jej kolanach.
-Zimny jesteś!-krzyknęła od razu.
-Niee, tylko mokry. Ale ty rozgrzana.-strzeliłem smajlem.
-Złaź ze mnie wielkoludzie. Chcę się opalić na jutrzejsze wesele.
-Co kupiłyście z Camilą?-zmieniłem temat.
-Sukienkę na jutro.
-Dooobra, ale jaką?
-Zobaczysz jutro-wystawiła mi język.
-Nie jutro! Ja chcę wiedzieć już! Bo inaczej będę siedział cały czas na Tobie.
-Czerwoną. A teraz złaź.
-Tylko sukienkę?-nie dawałem za wygraną.
-Nie, buty jeszcze. Ale to wesele mnie wykosztowało.
-Oj tam, wspomnienia będą bezcenne.
-Planujesz coś?-Spojrzała na mnie podejrzliwie.
-No co ty-wstałem i usiadłem na swoim ręczniku.-Ale znając Camilę, to wesele będzie niezapomniane.
Przesiedzieliśmy dobre kilka godzin na plaży, opalaliśmy się, coś zjedliśmy w pobliskiej restauracji, czasem do wody weszliśmy. Pod wieczór zebraliśmy wszystkie rzeczy i wróciliśmy do hotelu. Zjedliśmy coś jeszcze w hotelowej restauracji i poszliśmy do pokoju.
Posiedzieliśmy chwilę przed tv, pogadaliśmy a potem po kolei poszliśmy do łazienki. Usadowiliśmy się na łóżku i oglądaliśmy film na dvd. Wciągnąłem się i nawet nie zauważyłem kiedy Paulina zasnęła. Wyłączyłem tv i sam poszedłem spać.

--------------------------------------------------------------------------------------------
no i w końcu jest. wybaczcie, że dopiero teraz ;) a w kolejnym- wesele!! jak myślicie? czy coś się wydarzy? :P
czytajcie, oceniajcie, komentujcie :D

wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 15

Przy jednym ze stolików siedzieli już moi rodzice razem z siostrą i jej przyszłym mężem. Gdy tylko Camila mnie zobaczyła, rzuciła się mi na szyję. Z siostrą byliśmy od zawsze bardzo zżyci.
-Wreszcie jesteście-uśmiechnęła się promiennie.-Miło poznać dziewczynę brata-zwróciła się do lekko spiętej Pauliny.
-Emm mi też miło. Jestem Paulina-podała rękę mojej siostrze.
-Camila, a to mój narzeczony Theo. A no i nasi rodzice. Siadaj z nami.
Widać było po Pauli, że jest speszona. Ale się jej nie dziwię, bo Camila nie potrafi się uspokoić. Gada jak najęta i peszy ludzi. Oczywiście zaczęła wypytywać o nas, o nasz "związek". Musieliśmy trochę ściemniać.

Perspektywa Pauliny.
Siedząc przy stoliku rodzina Conte żwawo dyskutowała na temat wesela. Zobaczyłam, że Faco i jego siostra mają bardzo dobry kontakt, są dla siebie jak przyjaciele. Rodzice wspierają ich we wszystkim. Na widok tak bardzo kochającej się rodziny zakuło mnie coś w sercu. Ja nigdy nie miałam takiej rodziny. Moi rodzice mieli mnie gdzieś i musiałam sobie sama radzić, co za dobrze mi nie wychodziło.. Facundo chyba zobaczył, że na mojej twarzy pojawił się delikatny smutek, bo chwycił pod stołem moją dłoń i mocno ścisnął. Po ciele przeszedł mi delikatny dreszcz.. Boże co on w sobie ma, że tak na mnie działa!?
-Co się dzieje?- Wyszeptał do mnie
-Przepraszam na chwilę.- Powiedziałam głośno i odeszłam od stolika. Poszłam do toalety. Oparłam się rękami i umywalkę i spuściłam głowę. Obrazek rodziny mojego przyjaciela sprawił, że wróciły wspomnienia.. Po policzku spłynęła mi łza. Po chwili poczułam jak ktoś kładzie mi rękę na ramię. Spojrzałam w lustro i ujrzałam zmartwioną twarz Camili.
-Wszystko ok?- Spytała po angielsku.
-Tak, przepraszam..-Wysiliłam się na uśmiech.
-Słuchaj.. znamy się od kilku chwil ale wiedz, że Cię polubiłam i naprawdę możesz ze mną porozmawiać.
-Też Cię polubiłam.. po prostu.. widząc wasza szczęśliwą rodzinę zrobiło mi się przykro, że ja nigdy nie zaznałam miłości ze strony rodziców..- Westchnęłam a ona mnie przytuliła. -Wracamy?
-Jasne.- Uśmiechnęła się. Wyszłyśmy z toalety już w lepszym humorze. Postanowiłam,że swoim zachowaniem nie będę psuć tego wspaniałego dnia. Kiedy usiadłam przy stoliku Conte spojrzał na mnie troskliwie, a ja posłałam mu szczery uśmiech i włączyłam się do rozmowy. Po około godzinie rozeszliśmy się w swoje strony. Jego rodzice chcieli nas odewieść ale jednogłośnie stwierdziliśmy, że spacerek dobrze nam zrobi.
-Polubili Cię-Uśmiechnął się
-Masz bardzo kochającą się rodzinę- przyznałam i spojrzałam na niego.
-Wiem. Kocham ich.. zawsze byli i są przy mnie.. kiedy miałem chwile zwątpienia co do siatkówki to mnie wspierali, a ojciec niemal siłą wiózł na trening. Teraz jestem mu za to wdzięczny.- Zaśmiał się.
-To widać jak jesteście zgrani.. a ty i siostra to jak przyjaciele
-Taak, zawsze tworzyliśmy takie trio mimo, że są młodsze.-Zaśmiał się
-To masz jeszcze jedną siostrę?- Zdziwiona spojrzałam na niego.
-Tak, Manuela jest najmłodsza z nas ale poznasz ją dopiero na ślubie.- Uśmiechnął się.-Chodź pokaże Ci coś- Pociągnął mnie za rękę w stronę wysokiego bloku mieszkalnego. Zaskoczona ruszyłam za nim. Udało nam się, bo akurat ktoś wychodził więc skorzystaliśmy z okazji i weszliśmy do środka. Wsiedliśmy do windy i ruszyliśmy na ostatnie piętro.
-Daj mi wsuwkę- Powiedział, gdy staliśmy przy jakiś drzwiach. Posłusznie wysunęłam wsuwkę z włosów i mu podałam a ten zaczął kombinować przy zamku.
-Ej.. ale to jest legalne?- Zaśmiałam się
-A widzisz tu kogoś?- Spojrzał na mnie i otworzył drzwi za którymi były schody. Weszłam powoli na górę podnosząc klapę i to co zobaczyłam zapierało dech w piersiach. Szybkim krokiem podeszłam do barierki.
-Wooow- zachwycałam się.
-Ładnie, prawda?-Usłyszałam za sobą a po chwili poczułam jak przytula się do moich pleców. Zwykły gest a tak cieszy.
-Dziękuję.-Wyszeptałam.-Za wszystko, za to, że mnie tu zabrałeś, za to, że mogłam poznać twoją rodzinę, za to, że pokazałeś mi to miejsce. I za to że po prostu jesteś.- odwróciłam się i przytuliłam do niego.
-Zawsze będę.- Powiedział to szczerze i pocałował w skroń.
-Faco, co będzie dalej? No wiesz.. za chwilę kończy się sezon a razem z nim Twoja umowa ze Skrą..-posmutniałam
-No jeszcze trochę zostało sezonu- Zaśmiał się a ja spojrzałam na niego spod byka- Zawsze sam chciałem decydować o swojej przyszłości.. wkurzałem się kiedy ktoś podejmował za mnie decyzje.. a teraz kiedy ona nadeszła chciałbym się cofnąć w czasie..Szczerze powiedziawszy to nie wiem co będzie.. nie wiem czy Skra zechce przedłużyć ze mną umowę.. chciałbym zostać. Pokochałem Polskę, mam dobry kontakt z kolegami z zespołu.. no i jest tutaj dziewczyna którą kocham.- Na te słowa zakuło mnie w sercu. Czyżby zazdrość? Ale.. miałabym być zazdrosna o przyjaciela? Tylko czy ona jest tylko moim przyjacielem? Milion myśli przeszło mi przez głowę.
-Nie mówiłeś nic wcześniej? Kto to?- Spojrzałam w jego oczy.
-Kiedyś się przekonasz kto to..- Wzruszył ramionami- Idziemy? Późno już..
-Jasne..-wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę wyjścia z budynku a następnie w stronę hotelu. W czasie drogi nasze dłonie cały czas się o sobie ocierały. Chciałam, żeby chwycił mnie za rękę i już nigdy nie puszczał.. Boże.. co się ze mną dzieje! Poczułam jak delikatnie chwyta moją dłoń i splata nasze palce. Oddech przyśpieszył a serce zaczęło bić mocniej. W brzuchu pojawiło się coś czego nigdy nie czułam! Ogarnij się! On tylko chwycił twoją dłoń! krzyczał głos we mnie. Spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy. Reszta drogi minęła w ciszy.
Dotarliśmy do hotelu i weszliśmy do pokoju. Hmm.. przed nami cudowna noc na jednym łóżku. Chciałam iść się umyć, Conte też miał taki zamiar. Oboj stanęliśmy przed drzwiami do łazienki i żaden nie chciał odpuścić drugiemu.
-Jestem kobietą, mam pierwszeństwo-odezwałam się.
-Jestem starszy, ja powinienem.
-Ale za to głupszy-wystawiłam mu język.
-Młodaa, grabisz sobie.
-I co mi zrobisz?
-Będziesz spała na ziemi.
-Hahaha no chyba kpisz! Prędzej Ty.
-I tak Cię zepchnę z łóżka.
-Trzeba było wziąć dwa pokoje, albo chociaż z dwoma łóżkami, a nie marudzić teraz- zbliżyłam się do wejścia do łazienki.
-Nie mów że nie chcesz spać ze mną-złapał mnie za rękę i poruszył brwiami.
-Och tak, nie mogę się oprzeć. To będzie niezapomniana noc-nabijałam się.
-Widzisz..? Już Ci się podoba.
-Jaaasne! Od zawsze marzyłam o nocy z siatkarzem-uwolniłam się od niego i zamknęłam się w łazience.
Oparłam się o zamknięte drzwi. Serce mi przyspieszyło na myśl o zbliżającej się nocy. Mam nadzieję że Conte nie myśli sobie że ja to na serio mówiłam! Lekko się wystraszyłam, ale umyłam się w miarę szybko i wyszłam z łazienki. Za mną wszedł Conte, który mijając mnie musiał dźgnąć w bok i uciec szybko do środka, bym mu nie oddała. Usiadłam na łóżku, złapałam pilota od tv i przerzucałam z kanału na kanał. No tak.. jesteśmy w Hiszpanii, to nic nie rozumiałam z tego co mówili w tv. Znalazłam jakiś kanał muzyczny, wiec przy jego dźwiękach czekałam na przyjmującego. Po chwili pojawił się z powrotem Facu. Rzucił się na łóżko i się odezwał.
-To jak śpimy?
-No ty na ziemi-wystawiłam mu język.
-Ale tylko z Tobą-zaczął mnie łaskotać.
-Conte!! Błagam przestań-odzywałam się między napadami śmiechu.-Proooszę!!
-Jak tylko mi coś obiecasz?
-Wszystko!! Tylko przestań.
-Wszystko..?-przestał i się popatrzył.
-Noo.. może.
-To śpimy razem-uśmiechnął się słodko.
-Tylko śpimy!-podkreśliłam.
Conte tylko się uśmiechnął znowu i położył na poduszce. Ja poszłam w jego ślady i ległam obok. Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu. W końcu odezwał się Facu.
-Paula..?
-Mm słucham?
-Możesz mi powiedzieć jedną rzecz?
-Zależy co.
-Dziś przy kolacji z rodzicami, w pewnym momencie wyszłaś. Stało się coś?-popatrzył na mnie zatroskanym wzrokiem.
-Nic się nie stało.
-Ale coś jest na rzeczy..? Mi możesz wszytsko powiedzieć.
-Wiem. Ale to długa historia.
-Mamy przecież czas-posłał mi swój cudny uśmiech.
-Ehh.. no dobrze. Wiec..
 --------------------------------------------------------------------------------------------
nadszedł chyba w końcu czas, byście się dowiedziały coś więcej o naszej Paulince :) czytajcie, oceniajcie, komentujcie ;)
a że egzaminy gimnazjalne teraz, to trzymamy kciuki za Wszystkich piszących, w tym jedną z autorek-Ewelinę! Powodzenia :D

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 14

Po kilku godzinach lotu wreszcie wylądowaliśmy. Tylko gdzie? Przez cały czas Facu był strasznie tajemniczy, nic nie chciał powiedzieć o celu podróży. Gdy wysiedliśmy z samolotu i szliśmy do odprawy, nie wytrzymałam.
-Conte, cholera, powiedz mi gdzie my jesteśmy! Inaczej zacznę krzyczeć, że mnie porwałeś!
-Oj już nie dramatyzuj. W Hiszpanii jesteśmy.
-Że co proszę?-stanęłam przed nim, bo nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.
-Noo. Hiszpania. Tam na zachodzie Europy.
-Wiem gdzie jest Hiszpania. Ale co my tu robimy?
-Powiem potem, chodź odprawa.
Pociągnął mnie za sobą. Byłam w wielkim szoku. Nie wiem jakim cudem znalazłam się w taksówce, ale jechaliśmy już pod adres wskazany przez Facu.
Dojechaliśmy pod pewien hotel. Ładny, duży budynek. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się do recepcji. Faco podał swoje nazwisko i dostaliśmy klucze do pokoju. Weszliśmy do naszego pokoju. Nowoczesny wygląd, urządzony z klasą, z balkonem, łazienką i.. jednym podwójnym łóżkiem! Conte nie zwrócił na to uwagi tylko rzucił się na pościel.
-Ooo jak wygodnie. Wreszcie się wyśpię.
Leżał dość chwilę a ja rozglądałam się po pokoju. Gdy w końcu Facu zauważył, że stałam dalej oparta o walizkę odezwał się.
-Młoda, co jest?
-Łóżko.
-Noo wygodne. Coś nie tak?
-Jest jedno, a nas dwóch.
-Ale jest podwójne-poruszył zabawnie brwiami.
-Conte..-załamałam ręce i ruszyłam w kierunku okna. Cudowny widok.
-No co chcesz?-stanął obok mnie.
-Powiesz mi w jakim my w ogóle miejscu jesteśmy.
-Barcelona. Podoba się?-wyszczerzył się.
-Okeeej, a co my tu robimy..?
-Wakacje.
-Tak w ciągu roku?
-Muszę odpocząć. Nadarzyła się okazja, to upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu-uśmiechnął się tajemniczo i poszedł z powrotem na łóżko.
-Ej ej! O co ci chodzi?
-Mam siostrę.
-Fajnie, a co z nią?
-Bierze ślub za dwa dni.
-Ale tu? W Barcelonie?
-Jakby nie mogła w domu, w Argentynie. Tylko sobie ubzdurała tą Barcelonę.-lekko poirytowany wystukiwał coś w telefonie.
-Taki dzień się zdarza tylko raz w życiu, nie bądź na nią zły.-usiadłam obok niego.
-Taa jasne. Ale tak w ogóle to poszłabyś ze mną jako osoba towarzysząca?- Spojrzał na mnie błagalnie.
-No a mam inne wyjście?- Spojrzałam na niego z przymróżonymi oczami- No jasne, że pójdę. Z przyjemnością-Zaśmiałam się i dźgnęłam go w bok.
-Dziękuję- Uśmiechnął się i odwzajemnił dźgnięcie-Wybacz, ale muszę zadzwonić.
Wstał z łóżka i skierował się na balkon. Rozmawiał dość chwilę, słyszałam poniektóre słówka, ale były po hiszpańsku więc nic nie rozumiałam.
-Wiem wszystko-wrócił i się odezwał.-Nie mamy nic do roboty przez jakieś dwie godziny, to możemy pozwiedzać miasto. Wieczorem kolacja z rodzicami i siostrą.
-Yyy czekaj. Co?
-Muszą poznać moją partnerkę.
-Tylko na wesele!
-Jeszcze zobaczymy.
-Conte, ogarnij się.
-Musik, nie marudź-wystawił mi język i skierował się do łazienki.
Po kilkunastu minutach wyszedł spod prysznica, to i ja skierowałam się tam. Odświeżeni, już w lepszych humorach wyszliśmy z hotelu na miasto. Chodziliśmy po uliczkach, podziwialiśmy budynki. Cudowne miasto. Nie dziwię się, że siostra Facu bierze tu ślub. Urokliwe miejsce. Jeszcze pogoda cudna, ciepło. Mmm rozmarzyć się można.
Chodziliśmy z dobre poł godziny po Barcelonie, w pewnym momencie Facu złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Skręciliśmy w małą uliczkę. Popatrzyłam na przyjmującego. Wyglądał jakby wiedział gdzie zmierza, jakby jakiegoś miejsca szukał.
-Oo jest-odezwał się bardziej do siebie niż do mnie.-Chodź zjemy coś-zwrócił się już do mnie.
-Okeej-popatrzyłam na niego pytająco.
-Miejsce się wydaje spoko-uśmiechnął się i skierował swoje kroki do małej restauracji, a ja za nim.
Usiedliśmy przy stoliku, po chwili pojawił się kelner z kartą. Żadna z potraw do mnie nie przemawiała swoją nazwą. Conte wziął na siebie wybór dania i padło na Paelle z kurczakiem. Gdy kelner przyniósł danie i go spróbowaliśmy doszliśmy do wniosku, że to był świetny wybór. Jedliśmy rozmawiając o głupotach. 
-Czemu ta restauracja?-wypaliłam w pewnym momencie.
-Spodobała mi się i tyle-lekko się zdenerwował.
-Contee- popatrzyłam na przyjmującego.-Kręcisz coś.
-Czepiasz się. Szukałem czegoś fajnego.
-A tak serio?-popatrzyłam mu w oczy.
-Ehh Paula.. Byłem w Barcelonie kilka lat temu z siostrą na małej wycieczce, poznałem tu fajną dziewczynę i pokazała mi to miejsce. Spędziliśmy fajnie kilka ładnych godzin w tym miejscu. Miło wspominam te wakacje i chciałem Cię tu zabrać. Tyle.
-To nie można było tak od razu? Ehh.. Conte, Conte.
Posiedzieliśmy jeszcze dość chwilę. Musieliśmy się w końcu zmyć z powrotem. W drodze powrotnej Conte był dziwnie milczący.
-Coś nie tak?-zapytałam.-Przepraszam że wypytywałam o tą restaurację.
-Niee, to nie to.
-Więc co?
-Bo..-zaczął ale zawiesił głos.-Ale obiecaj że nie będziesz zła.
-Ty już sobie dzisiaj tak nagrabiłeś, że bardziej zła nie mogę być-dźgnęłam go w bok.
-Ale obiecaj-był poważny.
-Cholera Conte co się stało?-lekko się wystraszyłam.
-Powiedziałem mojej mamie, że przyjeżdżam tu z dziewczyną, w sensie z moją ukochaną. 
-Czyli mam udawać zakochaną po uszy w tobie, tak?-nie widział mi się za bardzo ten pomysł.
-Przepraszam, tak jakoś wypaliłem. Ona od dawna marudzi, że powinienem się z kimś w końcu związać i w ogóle. Zrób to dla mnie, chociaż raz-popatrzył błagalnym wzrokiem. Trochę komicznie wyglądał.
-No chyba nie mam innego wyjścia. To co kochanie? Daj łapkę, idziemy do hotelu-złapałam Facu za dłoń, splotłam nasze palce razem i jakiś dziwny dreszcz mnie przeszedł. 
-Haha widzę że się wczuwasz-skwitował Conte.-Idziemy misiaczku.
Ze śmiechem ruszyliśmy do hotelu, ale o dziwo dłonie mieliśmy cały czas złączone, mimo że nie musieliśmy. Dopiero przed drzwiami pokoju Facu mnie puścił, bo musiał poszukać kluczy. W środku ogarnęliśmy się trochę przed kolacją z jego rodzinką. Winiar z Mariem nawet nieźle mnie spakowali, o niczym w sumie nie zapomnieli. Tylko oczywiście nie wiedziałam co założyć na tą kolację. 

Perspektywa Conte
Zbieraliśmy się powoli na spotkanie z moją rodzinką. Paula była lekko zdenerwowana, słodko tak wygląda. Przeglądała ciuchy, które chłopaki jej spakowali. Co chwilę zakładała kosmyk włosów za ucho, przygryzała dolną wargę. Ja siedziałem spokojnie na fotelu i się jej przyglądałem. Stresowała się.
-Młoda spokojnie, nie denerwuj się-odezwałem się.
-Łatwo Ci mówić. To ja idę na spotkanie z przyszłymi "teściami"-uroczo się zaśmiała.
-Eee rodzicom się spodobasz, oni akceptują każdą moją dziewczynę.
-Kiedyś w końcu musi być ta pierwsza, która się nie spodoba.
-Na pewno nie będziesz nią ty-podszedłem do niej, wyciągnąłem jej z walizki jakąś bluzkę.-W tym będziesz skarbie pięknie wyglądać.
-Nie przyzwyczajaj się-wystawiła mi język, złapała ciuchy i poszła do łazienki. Po kilkunastu minutach wróciła do pokoju. Wyglądała ślicznie. Bluzka idealnie do niej pasowała, lekki makijaż dodawał uroku, a delikatnie pofalowane włosy sprawiały, że nie mogłem oderwać od niej oczu. 
-Weź się tak nie patrz na mnie.
-Ślicznie wyglądasz-wydusiłem w końcu z siebie.
-Taa.. Kiedy idziemy?
-W sumie..-popatrzyłem na zegarek.-Możemy powoli już.
-To chodź.-złapała małą torebkę(faktycznie chłopaki spakowali wszystko) i wyszliśmy.
Mieliśmy się spotkać z moją rodziną w pobliskiej restauracji. Uznaliśmy, że pójdziemy pieszo, bo nie jest to daleko. Dziewczyna była zdenerwowana. 
-Paulina..? Wszystko okej?
-Nie bardzo. Boję się trochę.
-Będzie dobrze- objąłem ją i szliśmy dalej.
Przed samą restauracją widziałem, że się trochę uspokoiła, ale i tak była poddenerwowana.
-Jestem przy tobie-szepnąłem jej do ucha, złapałem za rękę i weszliśmy do środka, gdzie czekali już na nas wszyscy. 
-----------------------------------------------------------------------------------------
ha! nie zgadliście, nie przylecieli do Argentyny :P no ale rodzinkę pozna.. ;)
a i wybaczcie, że częściej nie dodajemy, ale egzaminy i maturka na karku :/ następny będzie.. jak się napisze :P
miłego czytania :D

środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział 13

W hali skierowałam się na swoje stałe miejsce. Gdy tylko usiadłam, przywołał mnie do siebie Falasca i kazał udać się do prezesa. Podobno miał do mnie jakąś sprawę. Lekko przestraszna tajemniczym tonem trenera, udałam się do biura. Niepewnie zapukałam i weszłam do środka.
-Fajnie że przyszłaś-prezes powitał mnie uśmiechem.
-Dzień dobry. Coś się stało..?
-Usiądź-gestem ręki wskazał na krzesło naprzeciwko niego.-Daj mi chwilkę.
Coraz bardziej zdenerwowana siadłam i zaczęłam wyłamywać palce. Piechocki wypełniał jakieś papiery. Po kilku minutach popatrzył się na mnie i w końcu odezwał.
-Nie bój się. Wszystko jest dobrze-roześmiał się.-Wiem, że sytuacja z Wroną nie była za przyjemna, dlatego też zmienił klub.
-Tak wiem..-spuściłam głowę.
-Nim się nie masz już co przejmować. Wezwałem Cię tu w całkiem innej, liczę że przyjemnej sprawie. Mianowicie..-wziął głęboki wdech i zaczął mówić.-Jesteś z nami już jakiś czas, miały to byc tylko dwa miesiące.
-Ach no tak, czyli czas się pożegnać?-popatrzyłam na prezesa.
-Nie całkiem.
-To znaczy...?
-Rozmawiałem wczoraj z rektorem na twojej uczelni, znamy się dobrze i doszliśmy do porozumienia. 
Popatrzyłam na niego pytająco, bo dalej nic nie rozumiałam.
-Przejdę do sedna. Chłopaki są zadowoleni z pracy z Tobą, ja też nie narzekam bo jest dobrze. Tak więc jeżeli byś się zgodziła, to zostałabyś z nami przynajmniej do końca sezonu. Co Ty na to?
-Ale że co?-zgłupiałam do reszty.-Ale jak? Przecież mam studia i..
-Aaa zapomniałbym. Z Żeromskim uzgodniliśmy kilka spraw. Dostaniesz ITS-a czyli Indywidualny Tok Studiów, raz w miesiącu będziesz wpadać na uczelnię i zaliczać co będziesz musiała i tyle. Pasuje?
-Emm..
-Chyba jesteś zaskoczona.
-To mało powiedziane.
-Ale zgadzasz się? Mieszkanie dalej będziesz miała do dyspozycji, wynagrodzenie też będziesz dostawać, więc nie ma co się zastanawiać-uśmiechnął się.
-No w sumie.. Mogę zostać-rozpromieniłam się.
-To świetnie. Podpisz tu kilka papierów i możesz zmykać na trening.
Zrobiłam co mi Piechocki kazał i wróciłam na salę. Nie mogłam uwierzyć w to co się stało! Byłam mega szczęśliwa!!
Wchodząc na salę uśmiechnęłam się do wszystkich i zajęłam swoje miejsce. Po chwili pojawili się przy mnie Wlazły i Winiarski.
-Co jest?-zapytali prawie równocześnie.
-Yy.. a co ma być?-popatrzyłam na nich.
-Nie udawaj, byłaś u prezesa. Co chciał?-dopytywał się Winiar.
-Ale jesteście ciekawscy.. -zaśmiałam się.-Czy chcecie tego czy nie, zostaję z Wami do końca sezonu.
-Serio? Zajebiście!!-przytulił mnie Mariusz, a potem Michał.
-Facu wie..?-zapytał Winiar.
-Sama się ledwo dowiedziałam, jesteście pierwsi którzy wiedzą.
-Weź zadzwoń do niego, ucieszy się.
-Michał, spokojnie. Poinformuję go później.
-Eee jakie później. Niech się dowie jak najszybciej.
-Haha dobra, dobra. A wy zmykajcie na trening, ale już.
Chłopaki oddalili się ode mnie, a ja wzięłam telefon do ręki. Zadzwonić, czy może jednak nie...? Usłyszałam z hali oklaski i krzyki. Popatrzyłam na siatkarzy, to było dla mnie. Chyba się dowiedzieli. Miło się mi zrobiło. Kilku z nich podeszło i mi pogratulowali, zaraz potem wrócili do treningu. 
Do Facu w końcu nie zadzwoniłam, postanowiłam, że na spokojnie to zrobię po treningu. Zajęcia się skończyły, to miałam trochę do zrobienia. Przypadł mi tym razem do rozmasowania Winiar i jego nóżki. Na łóżku obok masowany był Piechocki. Jak zwykle wszystko mijało w wesołej atmosferze.
-Powiedziałaś mu w końcu?-zapytał w pewnym momencie Michał.
-Jeszcze nie.
-Wszyscy wiedzą tylko nie Conte?
-Nie było jakoś okazji.
-Ale wiesz, że musi się w końcu dowiedzieć?
-No wiem. Ale godzina go nie zbawi.
-O czym wy mówicie?-popatrzył podejrzliwie na nas Piechu.
Przestałam masować Winiara, spojrzałam na Kacpra i zrozumiałam sens naszej rozmowy. Można było się doszukać podtekstów. Wybuchnęłam śmiechem.
-Kacper! To nie tak jak myślisz!
-Więc..?
-Chodzi o to że zostaję z Wami jeszcze trochę. Facu o tym jeszcze nie wie-śmiałam się cały czas.
-Już myślałem, że macie jakiś romans-śmiał się razem ze mną.
-Ej no nie zdradzaj nas-odezwał się w końcu Winiar.-Nikt się nie może o tym dowiedzieć-podniósł się i mnie objął.
-Michaaał, ogarnij się-uwolniłam się z jego uścisku.-Coś Cię jeszcze boli czy mogę już iść?
-Ranisz mi serce-zrobił smutną minkę.-Boli to..
-Z kim ja się zadaję..?-popatrzyłam na siatkarzy i wyszłam z pomieszczenia.
Wzięłam telefon do ręki i oparłam się o ścianę. Wystukałam nr do Conte i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po dwóch sygnałach odezwał się Faco.
-Stało się coś?-zapytał od razu.
-Niee.. Już nie mogę zadzwonić do Ciebie?
-Oczywiście że możesz!
-Jak się czujesz?
-Teraz już lepiej.
-Facu! Ja serio pytam.
-Ja serio odpowiadam.
-Niech Ci będzie. A tak w ogóle, to mam dla Ciebie małą wiadomość.
-Słucham Cię..?
-Bo..-zawiesiłam głos.-Zostaję w Skrze do końca sezonu.
-Ale że..
-Piechocki zaproponował mi pracę z wami do końca sezonu. Cieszysz się?
-Najlepsza wiadomość dnia!
-Odpoczywaj! Wpadnę do Ciebie za jakieś 30min. 
-Dobrze Młoda. Cieszę się bardzo, ponieważ dzisiaj mogę wyjść! 
-Co?! Ale jak to? Ale super! To pakuj się a ja jestem zaraz jestem! Kończę! Pa 
Nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ się rozłączyłam. Z  uśmiechem na twarzy wyszłam z hali i udałam się w stronę przystanku. Czekałam cierpliwie na MPK no ale ileż można! Spóźniał się już z jakieś 15min! Szybciej bym na nogach doszła! I tak właśnie zrobiłam. Nie czekając dłużej ruszyłam w stronę szpitala. 
-No siema kaleko!-Zawołałam kiedy weszłam do sali siatkarza. 
-Ja Ci dam kaleko!- Spojrzał na mnie spod byka i rzucił w moją stronę jaśkiem. Wykazałam się swoim refleksem i uchyliłam głowę. Pech chciał, że za mną stał lekarz no i poduszka trafiła w niego. Zdezorientowany spojrzał na nas a następnie na jaśka leżącego pod jego stopami. 
-No ależ panie Conte! Ja tu z wypisem do pana a w zamian dostaję jaśkiem!- Zaśmiał się a ja wzraz z nim. 
-E.. no przepraszam to ona miała dostać!- Spojrzał na nas z grymasem na twarzy co jeszcze bardziej spotęgowało nasz śmiech. 
-Dobra, dobra.. masz pan tu wypis i nie chcę tu pana więcej widzieć!- Rozbawiony podał mu wypis- Powodzenia w sporcie no i w życiu!- Spojrzał na mnie. 
-Nono jasne..-Uśmiechnął się- Ale tak na poważnie doktorze to chciałbym bardzo podziękować. No i w zamian za opiekę jaką mnie pan obdarzył wiem, że nie powinienem ale mam dla pana dwa bilety na mecz Skra-Resvia. Proszę- Wstał podchodząc do doktora z biletami. 
-Ojej.. nie spodziewałem się. Ale nie wiem czy powinienem to przyjąć, w końcu jest pan moim pacjentem.-skrzywił się. 
-Wypis już mam więc jako tako nie jestem!- Zaśmiał się- Widzimy się na meczu a teraz uciekam, bo mi się śpieszy troszeczkę. Dziękuję jeszcze raz i do zobaczenia!- Pożegnaliśmy się z lekarzem i wyszliśmy ze szpitala. Na parkingu czekał na nas Uriarte co mnie nie zdziwiło w końcu to jego przyjaciel. Wsiedliśmy do samochodu lecz nie jechaliśmy w stronę naszego osiedla a w przeciwną stronę. 
-Gdzie jedziemy?- Spytałam zdezorientowana. 
-Zobaczysz, ale obiecaj, że nie będziesz o nic pytac.- Spojrzał na mnie stanowczo.
-Ale..-Zaczęłam lecz mi przerwał. 
-Nie ma żadnych ale.. obiecaj, że o nic nie zapytasz a ja obiecuję, iż nie będziesz żałować! 
-Ugh.. Facundo Conte! Wkurzasz mnie! Ale niech Ci będzie.. obiecuję!- Powiedziałam zrezygnowana. 
-Grzeczna dziewczynka-poglaskał mnie po głowie za co strzeliłam go delikatnie w potylice. 
-Ej.. a to za co!- Oburzył się
-Za żywota!- Odpowiedziałam a siedzący za kierownicą Nico miał z nas niezły ubaw. 
Jechaliśmy i jechaliśmy.. powoli zaczynałam mieć dość.. na szczęście po jakiś 50min dojechaliśmy. 
Ale... jakim cudem jesteśmy na lotnisku?! Po co?! Tysiąc myśli nasuwało mi się do głowy. Wysiedliśmy z samochodu, Uriarte otworzył bagażnik i wyciągnął z niego dwie walizki. W tym jedna była moja! Spojrzałam pytająco na Conte i już miałam zapytać ale nawet mi nie pozwolił. 
-Obiecałaś- Powiedział i spojrzał na mnie stanowczo. 
Stałam jak wmurowana w ziemię. Byłam jednocześnie wkurzona i ciekawa. Wkurzona dlatego, że nic nie wiem a ciekawa tego, gdzie lecimy i w jakim celu. Chłopaki ruszyli a ja szybko pobiegłam do nich. Pożegnaliśmy się z Nico przed odprawą i po chwili siedzieliśmy już w samolocie. 
-No to już mi powiesz.. bo wiesz.. czuję się porwana!
-Jakoś nie protestowałaś- Dźgnął mnie palcem w żebra. 
-Nie miałam prawa głosu!-Zbulwersowałam się
-Oj tam.. szczegół- Zaśmiał się 
-Chcę Ci tylko przypomnieć, że ty masz odpoczywać a ja mam być w pracy! Właśnie! Przecież ja pracuje! jak mogłeś to zrobić! Teraz mnie wyrzucą a dopiero co podpisałam umowę!- Zaczęłam panikować. 
-Hej.. wyluzuj- Objął mnie ramieniem- Rozmawiałem z lekarzem i nie miał nic przeciwko. A pracą się nie przejmuj. Załatwiłem Ci wolne na cały okres mojej rekonwalescencji! Piechocki się zgodził bez problemu.
-Kiedy ty to załatwiłeś?!- Wielkimi oczyma spojrzałam na niego. 
-Jak byłem w szpitalu.. odwiedził mnie prezes kochany no i z nim rozmawiałem. Po za nim, wykorzystałem jeszcze Wlazłego i Winiara, żeby walizki Ci spakowali- Zaśmiał się 
-Ochoo.. to ja już się boję co tam jest- Załamałam ręce. 
-Ponoć same sexi ciuszki- Szepnął mi na ucho i puścił oczko. Nie odpowiedziałam nic, ponieważ stewardessa kazała zapiąć pasy, bo startowaliśmy. 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
jak myślicie? gdzie lecą Facu z Paulą? :D przekonacie się niedługo ;)
a i dziękujemy za wszystkie nominacje do Liebster Award, ale niestety nie mamy za bardzo czasu się w to bawić. szkoła, egzaminy, matura za pasem..:P

czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 12

-O widzę że coraz lepiej z Panem-odezwał się doktor.
-No tak, towarzystwo mi służy-uśmiechnął się do mnie.
-To dobrze. Ale niestety nie mam za dobrych wiadomości.-Oboje spojrzeliśmy na niego pytająco więc kontynuował- Jak już panu mówiłem jest Pan mocno poobijany i niestety jest wstrząśnienie mózgu. Dlatego przynajmniej na 3 tygodnie musi pan zaprzestać treningów. Najlepiej także by było, gdyby pan odpoczywał i się nie forsował.-W tym momencie spojrzał na mnie.
-Już ja się nim zaopiekuje!- Zaśmiałam się a wraz ze mną lekarz.
-W takim razie trzymam panią za słowo a teraz muszę iść do innych pacjentów.-Uśmiechnął się i wyszedł. Przez chwilę między nami panowała cisza. Postanowiłam, że pierwsza zacznę dyskusję.
-Przez ten czas wprowadzasz się do mnie!- Powiedziałam stanowczo.
-No chyba żartujesz!- pokazał mi język- Wyluzuj kobieto nic mi nie jest, nie umieram!
-Boże chłopie wkurzasz mnie! Leżysz w szpitalu poobijany i na dodatek ze wstrząśnieniem mózgu, a Ty mi mówisz, że nic Ci nie jest!- Zdenerwowana wstałam z krzesła i zaczęłam chodzić po sali- W pewnym sensie przeze mnie tu jesteś i to ja się tobą zaopiekuje!-Prawie, że krzyczałam.
-Ech.. po pierwsze usiądź i się tak nie denerwuj!- Spojrzał na mnie wyczekująco. Wydałam z siebie dźwięk złości i posłusznie usiadłam na krzesełku obok łóżka- Po drugie to nie jest twoja wina tylko tego kierowcy.. a po trzecie mieszkam z przyjacielem, który mi na pewno pomoże.- Uśmiechnął się do mnie a ja trochę się uspokoiłam.
-Ech.. niech Ci będzie! Ale miej świadomość, że będę u Was codziennie!- Pogroziłam mu palcem
-Jakoś to przeżyje- westchnął.- No nie martw się już tak i wyluzuj!
-Pff.. mam się przejmować kimś takim! A wżyciu!- Założyłam ręce na klatce piersiowej
-Nono.. ja już tam swoje wiem! Też Cię...-Nie dokończył ponieważ do sali wszedł policjant.
-Dzień dobry, Starszy Sierżant Andrzej Pawlica, komenda główna policji w Bełchatowie. Pan Facundo Conte?
-Tak to ja. O co chodzi?- Zdezorientowany spojrzał na mnie, a następnie na funkcjonariusza.
-Ja w sprawie przesłuchania pana w sprawie wypadku w którym został pan potrącony. Czy moglibyśmy porozmawiać na osobności?- Spojrzał na mnie wymownie, na co ja przytaknęłam i wyszłam z sali.


Perspektywa Facundo
-To w czym mogę pomóc?-nie wiedziałem czego się mogę spodziewać. 
-Zacznijmy od tego.. Wczoraj, właściwie już dziś 20minut po północy został pan potrącony przez zieloną Mazdę 6. Co Pan pamięta z tego zdarzenia?
-Yyy.. Wyszedłem z bloku Pauliny, przeszedłem kawałek, wszedłem na pasy i.. więcej nic nie pamiętam. Obudziłem się w szpitalu.
-Hmm dobrze-funkcjonariusz skrzętnie zapisywał coś w notesiku.
-Wiadomo kto to?-zapytałem.
-Dzięki monitoringowi ulicznemu odnaleźliśmy po dwóch godzinach sprawcę. Kierowca był pod wpływem środków odurzających. Badamy czy w trakcie zdarzenia był pod ich wpływem, czy zażył po. Wszystkie okoliczności musimy zbadać.
-Ale że naćpany?-nie wytrzymałem i wybuchnąłem.
-Tak-lekko się uśmiechnął.-Ale spokojnie, nie uniknie kary.
-Ale kretyn-powiedziałem bardziej do siebie niż do niego.
-A Pan jak się czuje?-popatrzył przyjaźnie na mnie.
-Bywało lepiej, ale nic nie poradzę.
-Trzeba się kurować, sezon w pełni-uśmiechnął się.-Nie będę już przeszkadzać, miłego dnia.
-Dziękuję i wzajemnie.
Gdy tylko policjant wyszedł w sali z powrotem pojawiła się Paulina.
Siedzieliśmy dość dłuższy czas i rozmawialiśmy. Po pewnym czasie ktoś zapukał do drzwi i pojawili się w nich siatkarze.

Perspektywa Pauliny.
Do sali wparowało kilku dwumetrowców. 
-Uuu.. Dobra, masz fachową opiekę. Panowie wychodzimy-na wstępie zaczął się nabijać Kłos. 
-Nie będziemy Wam gołąbeczki przeszkadzać-dołączył się Winiar.
-Mogliśmy jednak nie przychodzić, pewnie w czymś przeszkodziliśmy-puścił mi oczko Wlazły.
-Jasne, jasne. Tylko Wam jedno w głowie-odezwałam się.
-Taka prawda moja droga-przytulił mnie na powitanie kapitan.
-Jak się stary czujesz?-Uriarte zwrócił się do przyjaciela.
-Nie najgorzej. Tyle że muszę pauzować jakieś trzy tygodnie.
-Tak to jest jak się łazi po nocy nie wiadomo gdzie-Kłos nie kończył się nabijać.
-Karol odpuść..-zrezygnowana popatrzyłam na środkowego.
-A w ogóle to jak to się stało?-Mariusz próbował załagodzić trochę sytuację.
-Gościu pod wpływem dragów we mnie wjechał.
-Co?!-kilku siatkarzy na raz się odezwało.
-No. Na pasach chyba, średnio pamiętam. Tyle mi policjant powiedział.
-Teraz tylko wracaj do zdrowia. Nie mam zamiaru być Twoją niańką w mieszkaniu-uśmiechnął się Nicolas.
-Ee znajdzie sobie inną opiekę-Kłos popatrzył na mnie.
-Ooo czyli się zgłaszasz na ochotnika?-odgryzłam się mu.
-Tak, tak. Będziemy na zmainy.
-Ejj! Czy ja mam coś do gadania?-odezwał się Facu.
-Ciii my Ci tu opiekę załatwiamy. To młoda jak? Ty wieczory, noce i poranki-poruszył zabawnie brwiami- a ja reszta dnia?
-Tobie przyda się opieka, ale psychiatry-nie miałam do niego siły.
Chłopaki posiedzieli jeszcze dość chwilę, pośmialiśmy się i pogadaliśmy. Wreszcie zbierali się do wyjścia a ja razem z nimi. W końcu Facu musiał odpoczywać, a w tym towarzystwie to ciężko siedzieć spokojnie. Wyszliśmy ze szpitala. Panowie powsiadali do swoich aut, a ja skierowałam swoje kroki jednak nie do mieszkania. Postanowiłam, że kupię przyjmującemu obiad, bo szpitalne jedzenie nie jest fenomenalne. Po kilkunastu minutach pojawiłam się znowu w sali Conte.
-Co Ty tu robisz?-spytał zdziwiony gdy mnie zobaczył.
-Aa no bo wiesz.. Kłos obiecał, że będzie się przez dzień Tobą opiekował, ale se poszedł, więc..-wyciągnęłam zza siebie zakupiony posiłek.
-Przecież dostaję tu jeść.
-Niby tak, ale szpitalne jedzenie nie jest za dobre.-usiadłam na skraju łóżka i podałam obiad przyjmującemu.
-Kochana jesteś.-uśmiechnął się do mnie.
-Jasne. Jedz bo wystygnie. Może nie jakieś cuda, ale zawsze coś.
Facu rozpakował posiłek i zabrał się do jedzenia. W trakcie się śmialiśmy i gadaliśmy.
-A Ty głodna nie jesteś?-zwrócił się do mnie.
-Niee, nie przejmuj się.
-Siedzisz tu cały dzień ze mną, na pewno jesteś głodna. Nie zaprzeczaj.-wyciągnął w moim kierunku widelec z kawałkiem obiadu.-Otwórz buzię, leci samolocik.
Wybuchnęłam śmiechem ale posłusznie jadłam razem z Conte. Po dwóch kolejnych godzinach spędzonych w szpitalu, zebrałam się w końcu i zmyłam do siebie, bo kolejnego treningu nie mogłam opuścić.
W mieszkaniu ogarnęłam się na popołudniowy trening. Zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z bloku. Samotna droga mi jakoś nie pasowała. Zawsze któryś z siatkarzy ze mną był. A teraz..? Conte w szpitalu, o Wronie to już nie chcę pamiętać.. Odnalazłam słuchawki w torbie, podłączyłam do telefonu i odpaliłam muzykę. Droga minęła mi błyskawicznie. 
W hali skierowałam się na swoje stałe miejsce. Gdy tylko usiadłam, przywołał mnie do siebie Falasca i kazał udać się do prezesa. Podobno miał do mnie jakąś sprawę. Lekko przestraszna tajemniczym tonem trenera, udałam się do biura. Niepewnie zapukałam i weszłam do środka.

------------------------------------------------------------------------------------------------------
święta, święta i po świętach. ciężko nam było się zebrać do napisania, ale w końcu jest. co sądzicie? co usłyszy Paulina? dowiecie się następnym razeeem :D

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 11

-Co się stało? Zapomniałeś o czymś?-zapytałam zgłupiała. 
Przyjmujący nic nie odpowiedział tylko przywarł mnie do ściany, oparł się rękami po obu stronach mojej głowy i popatrzył głęboko w oczy. Jego twarz była coraz bliżej. Oddech mi przyśpieszył.
-Jestem głodny, więc zjemy razem kolacje.- Wyszeptał mi do ucha i poszedł do kuchni.

Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Dalej stałam w szoku oparta o ścianę. W końcu dotarło do mnie co się stało, zaczęłam się śmiać. Ruszyłam w kierunku kuchni i w tym samym momencie usłyszałam głos Conte.
-Młodaaa!! Gdzie są jajka?
-A gdzie mogą być..?-oparłam się o framugę drzwi.-W lodówce a gdzie?
-A no fakt-wyszczerzył się.
-Co pichcisz?
-Mam ochotę na omleta. Pasi?
-Chyba nie mam znowu nic do gadania-wystawiłam mu język.
-Oj się czepiasz. Źle na tym nie wychodzisz. Usiądź wygodnie i daj mistrzowi pracować.
-Ale jest prawie północ. Serio będziemy teraz jeść?
-No! Jak jestem głodny to jem-wzruszył ramionami i zabrał się do roboty.
Wybuchnęłam śmiechem i usiadłam na krześle przyglądając się jak Facu z gracją robi nam kolację.
Po kilkunastu minutach Conte postawił na stole dwa talerze. Wyglądało smakowicie, więc od razu zabrałam się do jedzenia. Smakowało jeszcze lepiej niż wyglądało!
-O kurde! Conte dobre to!!-popatrzyłam na przyjmującego.
-Dzięki-uśmiechnął się.
-Chyba się minąłeś z powołaniem. Powinieneś zostać kucharzem, bo..
-Czyli co? Lepiej gotuję niż gram w siatkę?
-Tego nie powiedziałam-zaczęłam się bronić.
-Ale zasugerowałaś.
-Oj już nie dramatyzuj. Dobry jesteś i w jednym i drugim. Koniec tematu.
Conte tylko popatrzył na mnie i jadł dalej. Gdy zjadł, oparł się wygodnie na krześle i się mi przyglądał. Dokończyłam swoją porcję.
-Co tak patrzysz?
-Wiesz..-odparł.-Zastanawia mnie jedno.
-Noo..? Słucham?
-Kto będzie zmywać po jedzeniu-wyszczerzył się.
-Załamujesz mnie.-Wstałam od stołu, zebrałam wszystko i poszłam do zlewu. Położyłam talerze i wróciłam do przyjmującego.
-Nie zmywasz?-zapytał.
-Zrobię to jak już sobie pójdziesz.
-A kto powiedział że w ogóle pójdę?-poruszył zabawnie brwiami.
-Ja! I to zaraz pójdziesz! Jest środek nocy!
-Wyganiasz mnie?
-Tak! Rano masz trening, na którym ja też muszę się pojawić. Nie chcę wyglądać jak zombie. 
-I tak byś ślicznie wyglądała-wstał z miejsca.
-Jasne, jasne-popchnęłam go w stronę drzwi.
-A buziak na pożegnanie?-założył kurtkę i popatrzył na mnie swoimi słodkimi oczkami.
-Chyba kopniak w dupę.
-Mmm grozisz czy obiecujesz?
-Idź już, mam Cię dość.
-Już się nie złość-pocałował mnie w policzek.-Do jutra.
Wyszedł w końcu. Zamknęłam drzwi na klucz i udałam się do sypialni. Zabrałam piżamę i w łazience wraz z wieczorną toaletą się przebrałam. Zmęczona padłam na łóżko i w momencie usnęłam.
Usłyszałam przeraźliwy dźwięk dzwonka. Wkurzona spojrzałam na zegarek 1:05 w nocy. Kto śmie budzić mnie o tej godzinie! Zwłaszcza, że usnęłam jakieś 10min temu. Nie patrząc na wyświetlacz nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Czego?!-Krzyknęłam do telefonu.
-Przepraszam, że panią budzę ale dzwonię ze szpitala. Pan Facundo Conte miał wypadek.- Powiedział ratownik.
-Mhm.. dobranoc.-miałam się rozłączyć ale, gdy zrozumiałam sens tych słów zerwałam się na równe nogi.- Zaraz, zaraz! Jak to wypadek?!
-Został potrącony. Czy byłaby możliwość aby pani przyjechała? Potrzebujemy jakiś informacji a niestety z pacjentem nie ma kontaktu. Zadzwoniłem do Pani, ponieważ to był ostatni wybierany numer do jakiego dzwonił mężczyzna.
-Yy.. tak tak! Dziękuję za telefon będę w przeciągu 30min.-Mówiłam ubierając spodnie.- Szpital na Biskupińskiej?
-Tak, proszę pytać o doktora Maronia. Dziękuję i czekam na Panią.- Rozłączył się.
Z nerwów zaczęłam się trząść. Jak to miał wypadek? To moja wina! Jak mogłam go puścić w nocy samego do domu! Dlaczego nie kazałam mu zostać! W moich oczach zebrały się łzy. Problem jest jeden! Ja nic o nim nie wiem! Znaczy..czy na coś choruje, bierze jakieś leki. Wpadłam w panikę. W pośpiechu wykręciłam numer Wlazłego. Pierwszy sygnał.. drugi...trzeci...czwarty.. już miałam się rozłączyć kiedy usłyszałam jego głos.
-Halo- powiedział zaspany.
-Mario.. tutaj Paulina.-Zaszlochałam.
-Coś się stało?- Głos miał już normalny.
-Conte.. on..miał wypadek.- szlochałam. -Lekarz kazał mi przyjechać. Pojedziesz ze mną?

-Jak to?!-krzyknął- Za chwilę będę u Ciebie! Spokojnie.- Rozłączył się a ja jeszcze bardziej się rozpłakałam.
Czas ciągnął mi się w nieskończoność. Chodziłam z kąta w kąt. W głowie ciągle miałam słowa lekarza, że Faco miał wypadek. Po 10min usłyszałam dzwonek do drzwi. Biegiem ruszyłam do nich, biorąc po drodze kurtkę i torebkę. Po otwarciu drzwi wpadłam w ramiona Wlazłego.
-Spokojnie.. na pewno to nic poważnego. -Próbował mnie uspokoić.
-Jedźmy już.- Oderwałam się od niego. Zamknęłam drzwi i biegiem ruszyłam na dół a za mną siatkarz.
Ulice o tej godzinie były puste, więc szybko dotarliśmy na miejsce. Czym prędzej ruszyłam do szpitala kierując się w stronę recepcji.
-Witam, szukam doktora Maronia!- Nerwowo powiedziałam.
-Pani Paulina?-Zapytała a ja przytaknęłam- Lekarz czeka na panią w swoim gabinecie. Schodami na górę, potem w prawo. Gabinet numer 14.- Wskazała drogę a my szybkim krokiem ruszyliśmy we wskazanym kierunku.
Pod pokojem Mario zapukał. Po usłyszeniu 'proszę' weszliśmy do środka.
-Dzień dobry, co z Facundo?-Od razu zapytałam.
-Witam, cieszę się, że pani jest.- uśmiechnął się delikatnie- a pan to..?- Spytał patrząc na Mariusza.
-To jego przyjaciel. Myślę, że może więcej pomóc niż ja.- wytłumaczyłam.
-W takim razie muszę wiedzieć, czy pacjent na coś choruje przewlekle, zażywa jakieś lekarstwa?-Spojrzał na nas.
-Raczej nie...-zająknął się Mario- To jest zawodowy siatkarz więc zdrowie musi mieć dobre.-Dopowiedział.
-Tak wiem, że jesteście siatkarzami. Jednak musiałem wiedzieć na pewno.
-Ale może mi pan powiedzieć co z nim?!-Niecierpliwiłam się. 

-Spokojnie, z Panem Conte jest w porządku, został potrącony..
-Wszystko moja wina..-usiadłam na krześle.
-Paulina.. On jest twardy, nic mu nie będzie-uspokajał mnie Mariusz, równocześnie patrząc z nadzieją na lekarza.
-Dokładnie, nic się poważnego nie stało. Co prawda, jest nieprzytomny, ale to normalne w takim stanie. Podejrzewamy wstrząśnienie mózgu, kilka dni poleży w szpitalu. Jest trochę poobijany, ale tak to nie ma większych obrażeń. Musimy jeszcze zrobić kilka badań. Ale spokojnie, pacjent jest w dobrych rękach.
-Panie doktorze mam jeszcze pytanie...-Mariusz oddał się w rozmowę z lekarzem, a ja nie mogłam się skupić na niczym. Cały czas myślałam nad tym, jak mogłam go w środku nocy wypuścić z domu? Czemu to zrobiłam? Przecież mógł zostać na noc, spać w salonie.. Wszystko moja wina!!
-Chodź, zobaczymy co u niego-poczułam rękę atakującego na swoim ramieniu.
-Emm jasne.-podniosłam się z krzesełka i ruszyłam w stronę drzwi wraz z Mariuszem i lekarzem. 
Doktor zaprowadził nas pod salę, gdzie leżał Conte, ale okazało się że w tym czasie przyjmujący był na jakimś badaniu. Usiedliśmy na korytarzu i czekaliśmy. Po kilkunastu minutach przywieźli Facu. Wyglądał tragicznie. Cały poobijany, a w dodatku nieprzytomny. Wybuchnęłam płaczem i wtuliłam się w Mariusza. Po chwili się uspokoiłam i usiadłam z powrotem na krzesełku. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Pojawił się lekarz i coś nam tłumaczył, ale nic z tego nie rozumiałam. Mariusz trochę z nim porozmawiał, a gdy doktor odszedł od nas, atakujący przysiadł się do mnie.
-Widzisz! Nie jest źle-uśmiechnął się niepewnie.
-Ale co? Nic z tego nie zrozumiałam.
-Oj Paula, nie przejmuj się. Facu ma lekkie wstrząśnienie, kilka siniaków i tyle. Na razie śpi, ale wyjdzie z tego.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę. To wszystko moja wina, mogłam go nie wyrzucić z mieszkania, przeciez był środek nocy, a ja głupia..
-Ej, ej, ej! Nawet tak nie mów. Beznadziejny zbieg okoliczności. Ale.. co Wy robiliście w środku nocy?-uniósł brew i się na mnie popatrzył.
-Nic takiego-uśmiechnęłam się.-Jedliśmy omlety.
-O północy?
-Też byłam zdziwiona, ale Conte się uparł i zrobił.
-Dobra, dobra. Nie chcę znać szczegółów.
-Nic nie było! Jesteśmy przyjaciółmi i tyle. Nie chcę nic więcej na razie po akcji z Wroną. Wiem że przez to wyleciał ze Skry.
-Nagrabił sobie, to poniósł konsekwencje. A Ty..? Jak się w ogóle czujesz? Wszystko w..?
-Nie przejmuj się-przerwałam mu.-Ze mną jest dobrze. Nie takie rzeczy przeszłam. Ale liczę że Conte z tego wyjdzie.
-No jasne-przeraża mnie jego optymizm.-Twardy jest.
Siedzieliśmy tak na korytarzu i rozmawialiśmy przez długi czas. Koło 3 nad ranem podszedł do nas lekarz i poradził, żebyśmy pojechali do domów, bo nic nie zdziałamy w szpitalu. Conte będzie jeszcze spał dość trochę, więc nic tu po nas. Obiecał, że poinformuje nas o przebudzeniu czy czymś innym związanym z Facundo. Niechętnie ale poszłam razem z Mariuszem. Atakujący odstawił mnie pod blokiem. Szybkim krokiem znalazłam się w mieszkaniu, przebrałam się i rzuciłam na łóżko. Zasnęłam momentalnie.
Obudził mnie znów telefon. Złapałam go w rękę i odebrałam. Liczyłam, że usłyszę głos lekarza. Był to jednak Wlazły.
-Ej trening jest-rozbawiony odezwał się.
-Kurde! Już lecę!-zerwałam się z łóżka.
-Spokojnie, żartuję. Siedź w mieszkaniu, chciałem tylko sprawdzić co z Tobą? Obudziłem Cie..?
-Szczerze mówiąc.. To tak, ale nie gniewam się. 
-Co tam? Dzwonili ze szpitala?
-Właśnie nie, ale mam zamiar tam pojechać.
-Jak się czegoś dowiesz, daj od razu znać.
-Jasne! A Falasca wie już..?
-Tak, chłopaki też. Wpadniemy tam jak się wybudzi.
-Jesteście cudowni. Zmykaj na trening, nie będę Cię już dłużej zatrzymywać.
Gdy się rozłączyłam, zjadłam coś na szybkiego, ogarnęłam się w łazience i wyszłam z mieszkania. Do godziny byłam znów w szpitalu. Odnalazłam salę w której leżał Conte, zapukałam niepewnie a gdy usłyszałam głos Conte "proszę" bez wahania otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się poobijany przyjmujący. Leżał na łóżku. Na mój widok chciał podnieść się do pozycji siedzącej.
-Nie ruszaj się. Leż-rozkazałam, na co tylko się uśmiechnął.
-Jeszcze nie umieram, wolno mi siedzieć.
-Jak się czujesz?-usiadłam na kraju łóżka.
-Bywało lepiej-puścił mi oczko.
-Facundo, tak strasznie Cię przepraszam, to wszystko moja wina, nie powinnam Cię wypuszczać..
-Ej nawet tak nie mów! Niczyja wina-złapał mnie za rękę.-Zdarzyło się, trudno. Nie przejmuj się. Wyjdę za kilka dni.
-Liczę na to, przecież sezon trwa..
-Przejmujesz się klubem a mną nie? Osz Ty-udawał obrażonego.
-Haha no jasne. Skra sobie nie poradzi bez Ciebie.
Zaczęliśmy się śmiać. Rozmawialiśmy dość chwilę. W pewnym momencie do sali wszedł lekarz.
-O widzę że coraz lepiej z Panem-odezwał się doktor.
-No tak, towarzystwo mi służy-uśmiechnął się do mnie.
-To dobrze. Ale niestety nie mam za dobrych wiadomości.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
no i tak zakończyłyśmy dziś :D jak się podoba? kolejny pewnie po święach ;)
a propo świąt.. Chciałybyśmy życzyć Wam drogie czytelniczki jak najpiękniejszych świąt, miłych, radosnych chwil w gronie rodzinnym, smacznych jajek, babek i innych mazurków oraz mokrego Dyngusa! Wesołych Świąt!! :)