czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 11

-Co się stało? Zapomniałeś o czymś?-zapytałam zgłupiała. 
Przyjmujący nic nie odpowiedział tylko przywarł mnie do ściany, oparł się rękami po obu stronach mojej głowy i popatrzył głęboko w oczy. Jego twarz była coraz bliżej. Oddech mi przyśpieszył.
-Jestem głodny, więc zjemy razem kolacje.- Wyszeptał mi do ucha i poszedł do kuchni.

Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Dalej stałam w szoku oparta o ścianę. W końcu dotarło do mnie co się stało, zaczęłam się śmiać. Ruszyłam w kierunku kuchni i w tym samym momencie usłyszałam głos Conte.
-Młodaaa!! Gdzie są jajka?
-A gdzie mogą być..?-oparłam się o framugę drzwi.-W lodówce a gdzie?
-A no fakt-wyszczerzył się.
-Co pichcisz?
-Mam ochotę na omleta. Pasi?
-Chyba nie mam znowu nic do gadania-wystawiłam mu język.
-Oj się czepiasz. Źle na tym nie wychodzisz. Usiądź wygodnie i daj mistrzowi pracować.
-Ale jest prawie północ. Serio będziemy teraz jeść?
-No! Jak jestem głodny to jem-wzruszył ramionami i zabrał się do roboty.
Wybuchnęłam śmiechem i usiadłam na krześle przyglądając się jak Facu z gracją robi nam kolację.
Po kilkunastu minutach Conte postawił na stole dwa talerze. Wyglądało smakowicie, więc od razu zabrałam się do jedzenia. Smakowało jeszcze lepiej niż wyglądało!
-O kurde! Conte dobre to!!-popatrzyłam na przyjmującego.
-Dzięki-uśmiechnął się.
-Chyba się minąłeś z powołaniem. Powinieneś zostać kucharzem, bo..
-Czyli co? Lepiej gotuję niż gram w siatkę?
-Tego nie powiedziałam-zaczęłam się bronić.
-Ale zasugerowałaś.
-Oj już nie dramatyzuj. Dobry jesteś i w jednym i drugim. Koniec tematu.
Conte tylko popatrzył na mnie i jadł dalej. Gdy zjadł, oparł się wygodnie na krześle i się mi przyglądał. Dokończyłam swoją porcję.
-Co tak patrzysz?
-Wiesz..-odparł.-Zastanawia mnie jedno.
-Noo..? Słucham?
-Kto będzie zmywać po jedzeniu-wyszczerzył się.
-Załamujesz mnie.-Wstałam od stołu, zebrałam wszystko i poszłam do zlewu. Położyłam talerze i wróciłam do przyjmującego.
-Nie zmywasz?-zapytał.
-Zrobię to jak już sobie pójdziesz.
-A kto powiedział że w ogóle pójdę?-poruszył zabawnie brwiami.
-Ja! I to zaraz pójdziesz! Jest środek nocy!
-Wyganiasz mnie?
-Tak! Rano masz trening, na którym ja też muszę się pojawić. Nie chcę wyglądać jak zombie. 
-I tak byś ślicznie wyglądała-wstał z miejsca.
-Jasne, jasne-popchnęłam go w stronę drzwi.
-A buziak na pożegnanie?-założył kurtkę i popatrzył na mnie swoimi słodkimi oczkami.
-Chyba kopniak w dupę.
-Mmm grozisz czy obiecujesz?
-Idź już, mam Cię dość.
-Już się nie złość-pocałował mnie w policzek.-Do jutra.
Wyszedł w końcu. Zamknęłam drzwi na klucz i udałam się do sypialni. Zabrałam piżamę i w łazience wraz z wieczorną toaletą się przebrałam. Zmęczona padłam na łóżko i w momencie usnęłam.
Usłyszałam przeraźliwy dźwięk dzwonka. Wkurzona spojrzałam na zegarek 1:05 w nocy. Kto śmie budzić mnie o tej godzinie! Zwłaszcza, że usnęłam jakieś 10min temu. Nie patrząc na wyświetlacz nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Czego?!-Krzyknęłam do telefonu.
-Przepraszam, że panią budzę ale dzwonię ze szpitala. Pan Facundo Conte miał wypadek.- Powiedział ratownik.
-Mhm.. dobranoc.-miałam się rozłączyć ale, gdy zrozumiałam sens tych słów zerwałam się na równe nogi.- Zaraz, zaraz! Jak to wypadek?!
-Został potrącony. Czy byłaby możliwość aby pani przyjechała? Potrzebujemy jakiś informacji a niestety z pacjentem nie ma kontaktu. Zadzwoniłem do Pani, ponieważ to był ostatni wybierany numer do jakiego dzwonił mężczyzna.
-Yy.. tak tak! Dziękuję za telefon będę w przeciągu 30min.-Mówiłam ubierając spodnie.- Szpital na Biskupińskiej?
-Tak, proszę pytać o doktora Maronia. Dziękuję i czekam na Panią.- Rozłączył się.
Z nerwów zaczęłam się trząść. Jak to miał wypadek? To moja wina! Jak mogłam go puścić w nocy samego do domu! Dlaczego nie kazałam mu zostać! W moich oczach zebrały się łzy. Problem jest jeden! Ja nic o nim nie wiem! Znaczy..czy na coś choruje, bierze jakieś leki. Wpadłam w panikę. W pośpiechu wykręciłam numer Wlazłego. Pierwszy sygnał.. drugi...trzeci...czwarty.. już miałam się rozłączyć kiedy usłyszałam jego głos.
-Halo- powiedział zaspany.
-Mario.. tutaj Paulina.-Zaszlochałam.
-Coś się stało?- Głos miał już normalny.
-Conte.. on..miał wypadek.- szlochałam. -Lekarz kazał mi przyjechać. Pojedziesz ze mną?

-Jak to?!-krzyknął- Za chwilę będę u Ciebie! Spokojnie.- Rozłączył się a ja jeszcze bardziej się rozpłakałam.
Czas ciągnął mi się w nieskończoność. Chodziłam z kąta w kąt. W głowie ciągle miałam słowa lekarza, że Faco miał wypadek. Po 10min usłyszałam dzwonek do drzwi. Biegiem ruszyłam do nich, biorąc po drodze kurtkę i torebkę. Po otwarciu drzwi wpadłam w ramiona Wlazłego.
-Spokojnie.. na pewno to nic poważnego. -Próbował mnie uspokoić.
-Jedźmy już.- Oderwałam się od niego. Zamknęłam drzwi i biegiem ruszyłam na dół a za mną siatkarz.
Ulice o tej godzinie były puste, więc szybko dotarliśmy na miejsce. Czym prędzej ruszyłam do szpitala kierując się w stronę recepcji.
-Witam, szukam doktora Maronia!- Nerwowo powiedziałam.
-Pani Paulina?-Zapytała a ja przytaknęłam- Lekarz czeka na panią w swoim gabinecie. Schodami na górę, potem w prawo. Gabinet numer 14.- Wskazała drogę a my szybkim krokiem ruszyliśmy we wskazanym kierunku.
Pod pokojem Mario zapukał. Po usłyszeniu 'proszę' weszliśmy do środka.
-Dzień dobry, co z Facundo?-Od razu zapytałam.
-Witam, cieszę się, że pani jest.- uśmiechnął się delikatnie- a pan to..?- Spytał patrząc na Mariusza.
-To jego przyjaciel. Myślę, że może więcej pomóc niż ja.- wytłumaczyłam.
-W takim razie muszę wiedzieć, czy pacjent na coś choruje przewlekle, zażywa jakieś lekarstwa?-Spojrzał na nas.
-Raczej nie...-zająknął się Mario- To jest zawodowy siatkarz więc zdrowie musi mieć dobre.-Dopowiedział.
-Tak wiem, że jesteście siatkarzami. Jednak musiałem wiedzieć na pewno.
-Ale może mi pan powiedzieć co z nim?!-Niecierpliwiłam się. 

-Spokojnie, z Panem Conte jest w porządku, został potrącony..
-Wszystko moja wina..-usiadłam na krześle.
-Paulina.. On jest twardy, nic mu nie będzie-uspokajał mnie Mariusz, równocześnie patrząc z nadzieją na lekarza.
-Dokładnie, nic się poważnego nie stało. Co prawda, jest nieprzytomny, ale to normalne w takim stanie. Podejrzewamy wstrząśnienie mózgu, kilka dni poleży w szpitalu. Jest trochę poobijany, ale tak to nie ma większych obrażeń. Musimy jeszcze zrobić kilka badań. Ale spokojnie, pacjent jest w dobrych rękach.
-Panie doktorze mam jeszcze pytanie...-Mariusz oddał się w rozmowę z lekarzem, a ja nie mogłam się skupić na niczym. Cały czas myślałam nad tym, jak mogłam go w środku nocy wypuścić z domu? Czemu to zrobiłam? Przecież mógł zostać na noc, spać w salonie.. Wszystko moja wina!!
-Chodź, zobaczymy co u niego-poczułam rękę atakującego na swoim ramieniu.
-Emm jasne.-podniosłam się z krzesełka i ruszyłam w stronę drzwi wraz z Mariuszem i lekarzem. 
Doktor zaprowadził nas pod salę, gdzie leżał Conte, ale okazało się że w tym czasie przyjmujący był na jakimś badaniu. Usiedliśmy na korytarzu i czekaliśmy. Po kilkunastu minutach przywieźli Facu. Wyglądał tragicznie. Cały poobijany, a w dodatku nieprzytomny. Wybuchnęłam płaczem i wtuliłam się w Mariusza. Po chwili się uspokoiłam i usiadłam z powrotem na krzesełku. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Pojawił się lekarz i coś nam tłumaczył, ale nic z tego nie rozumiałam. Mariusz trochę z nim porozmawiał, a gdy doktor odszedł od nas, atakujący przysiadł się do mnie.
-Widzisz! Nie jest źle-uśmiechnął się niepewnie.
-Ale co? Nic z tego nie zrozumiałam.
-Oj Paula, nie przejmuj się. Facu ma lekkie wstrząśnienie, kilka siniaków i tyle. Na razie śpi, ale wyjdzie z tego.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę. To wszystko moja wina, mogłam go nie wyrzucić z mieszkania, przeciez był środek nocy, a ja głupia..
-Ej, ej, ej! Nawet tak nie mów. Beznadziejny zbieg okoliczności. Ale.. co Wy robiliście w środku nocy?-uniósł brew i się na mnie popatrzył.
-Nic takiego-uśmiechnęłam się.-Jedliśmy omlety.
-O północy?
-Też byłam zdziwiona, ale Conte się uparł i zrobił.
-Dobra, dobra. Nie chcę znać szczegółów.
-Nic nie było! Jesteśmy przyjaciółmi i tyle. Nie chcę nic więcej na razie po akcji z Wroną. Wiem że przez to wyleciał ze Skry.
-Nagrabił sobie, to poniósł konsekwencje. A Ty..? Jak się w ogóle czujesz? Wszystko w..?
-Nie przejmuj się-przerwałam mu.-Ze mną jest dobrze. Nie takie rzeczy przeszłam. Ale liczę że Conte z tego wyjdzie.
-No jasne-przeraża mnie jego optymizm.-Twardy jest.
Siedzieliśmy tak na korytarzu i rozmawialiśmy przez długi czas. Koło 3 nad ranem podszedł do nas lekarz i poradził, żebyśmy pojechali do domów, bo nic nie zdziałamy w szpitalu. Conte będzie jeszcze spał dość trochę, więc nic tu po nas. Obiecał, że poinformuje nas o przebudzeniu czy czymś innym związanym z Facundo. Niechętnie ale poszłam razem z Mariuszem. Atakujący odstawił mnie pod blokiem. Szybkim krokiem znalazłam się w mieszkaniu, przebrałam się i rzuciłam na łóżko. Zasnęłam momentalnie.
Obudził mnie znów telefon. Złapałam go w rękę i odebrałam. Liczyłam, że usłyszę głos lekarza. Był to jednak Wlazły.
-Ej trening jest-rozbawiony odezwał się.
-Kurde! Już lecę!-zerwałam się z łóżka.
-Spokojnie, żartuję. Siedź w mieszkaniu, chciałem tylko sprawdzić co z Tobą? Obudziłem Cie..?
-Szczerze mówiąc.. To tak, ale nie gniewam się. 
-Co tam? Dzwonili ze szpitala?
-Właśnie nie, ale mam zamiar tam pojechać.
-Jak się czegoś dowiesz, daj od razu znać.
-Jasne! A Falasca wie już..?
-Tak, chłopaki też. Wpadniemy tam jak się wybudzi.
-Jesteście cudowni. Zmykaj na trening, nie będę Cię już dłużej zatrzymywać.
Gdy się rozłączyłam, zjadłam coś na szybkiego, ogarnęłam się w łazience i wyszłam z mieszkania. Do godziny byłam znów w szpitalu. Odnalazłam salę w której leżał Conte, zapukałam niepewnie a gdy usłyszałam głos Conte "proszę" bez wahania otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się poobijany przyjmujący. Leżał na łóżku. Na mój widok chciał podnieść się do pozycji siedzącej.
-Nie ruszaj się. Leż-rozkazałam, na co tylko się uśmiechnął.
-Jeszcze nie umieram, wolno mi siedzieć.
-Jak się czujesz?-usiadłam na kraju łóżka.
-Bywało lepiej-puścił mi oczko.
-Facundo, tak strasznie Cię przepraszam, to wszystko moja wina, nie powinnam Cię wypuszczać..
-Ej nawet tak nie mów! Niczyja wina-złapał mnie za rękę.-Zdarzyło się, trudno. Nie przejmuj się. Wyjdę za kilka dni.
-Liczę na to, przecież sezon trwa..
-Przejmujesz się klubem a mną nie? Osz Ty-udawał obrażonego.
-Haha no jasne. Skra sobie nie poradzi bez Ciebie.
Zaczęliśmy się śmiać. Rozmawialiśmy dość chwilę. W pewnym momencie do sali wszedł lekarz.
-O widzę że coraz lepiej z Panem-odezwał się doktor.
-No tak, towarzystwo mi służy-uśmiechnął się do mnie.
-To dobrze. Ale niestety nie mam za dobrych wiadomości.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
no i tak zakończyłyśmy dziś :D jak się podoba? kolejny pewnie po święach ;)
a propo świąt.. Chciałybyśmy życzyć Wam drogie czytelniczki jak najpiękniejszych świąt, miłych, radosnych chwil w gronie rodzinnym, smacznych jajek, babek i innych mazurków oraz mokrego Dyngusa! Wesołych Świąt!! :)

7 komentarzy:

  1. O kurde! Ja tu wchodzę, czekam na coś romantycznego i ckliwego, jakiś słodki cukier, a tu wypadek! I jeszcze kończysz w takim momencie! Święta już nie będą takie same :/
    Trzymam za nich kciuki :)
    Również Wesołych Świąt i wszystkiego dobrego :*
    Całusy / Jo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Znowu przerywasz w takim momencie :O
    to okropne!
    czekam na następny, dodawaj szybciutko ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. No i znowu kończysz w takim momencie, że jestem zła!
    Tak się nie robi. Nie wolno trzymać tak ludzi w niepewności.
    Pozdrawiam, Lady Spark
    http://wybor-serca.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Musisz robić na złość i zakończyć na takim momencie? :D Wstawiaj kolejny!
    Ja zapraszam do mnie na 10 :)
    http://niemadrugiejokazji.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Uduszę, to jest niehumanitarne tak kończyć. Czekam na następny z wielką niecierpliwością. Pozdrawiam:)
    P.S. Wszystkiego najlepszego z okazji świąt.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy kolejny rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń